Streetlight

1.3K 67 163
                                    

Telefon dzwonił już chyba 7 raz. Felix nie chciał i nie miał zamiaru odbierać tych połączeń. Nie poukładał sobie w głowie niczego. Nie wiedział nawet jak sobie z tym poradzić. Przez cały dzień chodził po mieszkaniu szukając zajęć by tylko zapomnieć o tych gorzkich ustach, nieznośnie gorącym oddechu i obrzydliwie miękkich włosach. Ale nie potrafił. Obrazy powracały do niego ze zdwojoną siłą. Największy kryzys przeżył około godziny 13 gdy pierwszy raz odezwał się jego telefon. Wpadł nie tyle w panikę ale autentyczną histerię. Bardzo niezdrową histerię. Bo podchodziło to pod załamanie nerwowe i psychiczne. Gdy tylko zobaczył numer dzwoniący do niego zaczął się histerycznie śmiać, a już po chwili płakać. I na zmianę, a nawet w tym samym czasie, śmiał się i płakał. Miał ochotę zniszczyć pół mieszkania, ale równocześnie potrzebował się do kogoś przytulić. Łzy leciały nie kontrolowanie, a dziki i szaleńczy śmiech wydostawał się z jego ust co jakiś czas. Był po prostu rozbity. Nie wiedział co ma zrobić. Postanowił w końcu iść pod prysznic, by móc spokojnie pomyśleć i odciąć się od tego przebrzydłego urządzenia zwanego telefonem. Gdy gorące strugi wody spływały po jego ciele, stres zaczął powoli schodzić z jego napiętych mięśni. Nie miał bladego pojęcia czemu akurat tak zareagował. Może faktycznie już poszło mu na łeb i zaczyna stawać się wariatem? Potrzebował rozmowy. Ale nie wiedział z kim. Chciałby najbardziej z Chrisem, ale cała sprawa dotyczyła ICH podejrzanego. Przecież nie mógł powiedzieć Chrisowi co zdarzyło się tej pamiętnej dla niego nocy. Ale może mógłby nie powiedzieć wszystkiego? Tylko tak z kawałkami i dyplomatycznie, czyli ominąć parę niewygodnych kwestii po drodze? Tak, to był plan. Wyszedł z łazienki i wziął do ręki ten nieszczęsny telefon. Miał już 15 nieodebranych połączeń. Na szczęście żadnych wiadomości. Wybrał numer do Chana.

- Co tam Lixie?- odezwał się głos starszego.

- Mam małą prośbę, wyskoczymy gdzieś na jakieś piwo albo coś mocniejszego?

- Rozumiem, że mnie potrzebujesz.- skwitował tylko. Po stronie Felixa odpowiedziała mu tylko cisza.- Będę po ciebie za 15 minut. Skoro chcesz pić, to przejdziemy się na nogach do jakieś knajpy. Co ty na to?

- Będę bardzo wdzięczny Hyung.- odparł tylko.

- No to zbieraj się, ja już zakładam kurtkę.- Chris zakończył połączenie. Felix pobiegł szybko do szafy. Wyciągnął jak zwykle golf (tylko w tym czuł się swobodnie i bezpiecznie), nosił go nawet w lato, czarne rurki i zgarnął z szuflady korektor. W łazience przebrał się, wysuszył włosy i zakrył swoje piegi. Wolał męczyć się z tym korektorem codziennie nawet kilka razy, niż dopuścić by ktokolwiek zobaczył jego twarz z piegami. (osobiście uwielbiam piegi Felixa i ja też mam piegi, i są super) Dostał wiadomość, że Chan stoi już pod jego blokiem. Zjechał windą. Pierwsze co zrobił to podbiegł do starszego i rzucił się w jego objęcia. Bang nie był w ogóle zaskoczony. Przytulił po prostu młodszego do siebie.

- Opowiesz mi co się stało?- spytał w jego włosy.

- Po pierwszym piwie.- szepnął i odsunął się od Chana.

- Dobra, to zabiorę cię do najlepszej knajpy w mieście, a przynajmniej do tej, która Ja uważam za najlepszą.

- Więc chodźmy.

Po 10 minutach już stali przed... no cóż. To na pewno była jakiegoś rodzaju knajpa, ale wyglądała niecodziennie. Przed wejściem gości witał cały pęk lampek świątecznych porozwieszanych nad wejściem i w szybach. Chociaż porozwieszanych to za dużo powiedziane. Były tam z 8 różnych łańcuchów skołtunionych ze sobą jak węzeł gordyjski. Trzymały się może na 3 gwoździach i były ułożone w takich nierównomiernych kłębkach. Drzwi do tego przybytku były odrapane z czerwonej farby i żeby to jakoś zatuszować poprzyklejano na nie wszelkiego rodzaju naklejki, szczególnie kapeli rockowych ale można było dostrzec nawet wizerunki księżniczek z disneya. Przed knajpą były wystawione stoliki z krzesłami i duże donice z egzotycznymi roślinami. Ale każdy komplet był od innej parady. Felix zauważył nawet czerwony, pluszowy fotel ustawiony obok drewnianego taboretu i plastikowego krzesła. Nad oknami wisiał duży szyld z nie wiedzieć czemu narysowanymi wielkimi nożyczkami i podpisem ,,The best Barber". Chan stał z dumnie wypiętą piersią jakby prezentował coś co sam wybudował własnymi rękami.

Już nikt nie umrze  {Hyunlix}Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora