Can't stop

1.3K 76 201
                                    

Sorry, że tak późno, ale jest dzisiaj.

Coś tak za spokojnie się zrobiło jak na mój gust. No dobra czas na mały dramacik. 


Zaczęło się zaraz po spotkaniu z Chanem. Wszystko spadło na niego jak lawina. Lawina nieszczęść. Koszmarnych nieszczęść. Powoli już nie wyrabiał. Po pierwsze: oczywiście, że był śledzony. Podejrzewał to, ale w najśmielszych koszmarach nie sądził, że Hyunjin wyjedzie mu z taką awanturą. Gdy wracał do domu dostał krótką wiadomość, która lekko go zaniepokoiła.

Przyjedź do biura. Teraz. Czekam.

Nic więcej. Nie miał bladego pojęcia co chciał Hyunjin. Ale mimo wszystko pojechał. Wjechał windą na piętro gdzie znajdowało się jego biuro. To pomieszczenie jakoś niespecjalnie dobrze mu się kojarzyło. Zapukał i wszedł nie czekając na pozwolenie. Złe wspomnienia odnośnie tego miejsca raczej się nie zmienią, stwierdził tak gdy tylko zobaczył minę starszego. Albo raczej jej brak. Te chłodne, a bardziej martwe oczy. Te usta nie wyrażające nic, a jeszcze dzisiejszego poranka całowały go niemal z czułością. Niemal bo przecież dwudziestojednolatek nie był wstanie wykrzesać w sobie takiego uczucia.

- Pojechałem na jebane dwie godziny. Dwie godziny mnie nie było w domu, a ty poleciałeś do tego kundla. Jak jakaś dziwka. Ze mną nie chciałeś się przespać, ale już do tego sukinsyna z rana lecieć to tak? I masz czelność się z nim jeszcze przytulać? W miejscu publicznym? Może od razu trzeba było go całować i prosić by cię zabrał do domu, tak jak mnie.- każde wypowiedziane słowo było jak uderzenie prosto w twarz. A może nie tylko w twarz? Serce też przyjmowało swoją dawkę niewidzialnego bólu.

- O co ci chodzi?- zapytał starając się uspokoić i powstrzymać łzy zbierające mu się w kącikach oczu.

- Nie rób ze mnie idioty Felix. A może zamiast mnie wolałbyś mieć w łóżku tego pieprzonego Bang Chana!

Lee wolałby już, żeby Hwang wrzeszczał albo nawet go uderzył. Ten martwy głos i martwe spojrzenie było o wiele, wiele gorsze. Uderzało w najczulsze punkty.

- Zrozum, że to mój przyjaciel. Tylko przyjaciel. Ja nic do niego...

- Nie czujesz? Nie jestem głupi Lee. Wystarczyło tych kilka zdjęć bym utwierdził się w przekonaniu.

- Ty mnie śledzisz?! I jeszcze zdjęcia robisz?

Hyunjin wstał. Ale nie gwałtownie. O nie. Wstał powoli, rozważnie stawiał każdy krok i wwiercał się tym swoim lodowatym wzrokiem w młodszego. A ten stał jak sparaliżowany. Nie potrafił cofnąć się nawet o milimetr, mimo, że całe ciało krzyczało: UCIEKAJ! Wiedział, że w tamtej chwili Hyunjin był realnym zagrożeniem dla jego życia. Wiedział, że jakby tamten go złapał za gardło i zaczął dusić to nic by nie zrobił. Nawet by nie drgnął, gdyby ulatywało z niego życie. Gdy Hwang był na tyle blisko na ile w stanie był go dosięgnąć, chwycił mocno z podbródek Felixa i zmusił go to popatrzenia mu w oczy.

- Już raz miałem cię w swoich dłoniach i raz pozwoliłem uciec. Więcej tego błędu nie popełnię. I zapamiętaj sobie. Jeżeli jeszcze raz dowiem się, że się z nim spotkałeś to osobiście go zarżnę jak świnie. I zmuszę cię byś na to patrzył. I to będzie i wyłącznie twoja wina. Jesteś kurwa mój, tylko mój.

Po policzkach ciekły mu łzy. Czemu do cholery jego ciało akurat w tym momencie jego życia się załamywało? Wcześniej był pusty. Bez uczuć, bez duszy. Zabijał i patrzył na tyle śmierci. Więc czemu teraz tych kilka słów tak na niego działało? Skąd tyle łez i tyle uczuć? Może to jakiś efekt uboczny tych 4 lat bycia pustą powłoką, skorupą. Hyunjin puścił jego policzki, które dopiero wtedy zaczęły piec boleśnie. Bez słowa i bez zbędnego spojrzenia wyminął go i wyszedł.

Już nikt nie umrze  {Hyunlix}Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt