WOLFGANG

1.3K 73 129
                                    

Dedykuje ten rozdział wszystkim, którzy potrzebują oderwania się od szarej rzeczywistości i od swoich problemów. Ja i to opowiadanie jesteśmy dla was, by być jakąś namiastką szczęścia. Pamiętajcie ten świat ma 7 mld ludzi, nigdy nie jesteście sami. 

,, Jeżeli myślisz, że jesteś na dnia to pierwszy krok ku szczęściu. Bo od dna zawsze można się odbić. A zresztą to co na powierzchni jest o wiele ciekawsze. Nad wodą można zobaczyć niebo. Ja zawsze będę twoją gwiazdą polarną, zawsze będę wyznaczać ci drogę, zawsze będę obok ciebie." - cytat własny. 

,,Never tell yourself, You should be someone else. Stand up tall and say, I'm not afraid, I'm not afraid.''- One Ok Rock- ,, We are"

Codziennie budzili się o 6 rano w wielkiej izbie gdzie mieszkali całą pięćdziesiątką. Jedli śniadaniem, zazwyczaj kanapki z szynką i szli na treningi. Jeden miał służyć na wzmocnienie kondycji, inny na poznanie technik obrony i ataków. Jeszcze innym na obsłudze i strzelaniu z broni. Raz mieli treningi dodatkowe, ale mało kto na nie już chodził. Wszyscy po całym intensywnym dniu byli padnięci. W końcu nadal byli dziećmi. Od początku Lee zauważył, że odstaje trochę od grupy. Był stanowczy za mały, za chudy i za słaby. Na jednym z pierwszych treningów nawet zasłabł.

- A ty znowu tutaj łamago?- zapytał wysoki blondyn o kręconych włosach. Wyglądał jak typowy surfer i przypominał w każdym calu swojego młodszego brata. Brata, z którym Yongbok chodził do klasy zanim uciekł. Brata, który znęcał się nad biedną chłopakiem od samego początku. W tym ci drugim byli nad wyraz podobni do siebie. Yongbok uderzał właśnie w worek treningowy jak to miał w zwyczaju zawsze po obiedzie. Specjalnie ćwiczył by podgonić resztę. Nie zareagował na słowa starszego, chciał poświęcić całą swoją uwagę workowi. Niestety mocny chwyt na kołnierzu oderwał go od zajęcia. Został obrócony siłą.

- Nie ignoruj mnie, gdy do ciebie mówię.- rzucił nim o podłogę jak szmacianą lalką.- Słyszałem od brata , że jakiś chińczyk zwiał z jego klasy bo był za słaby. Myślał, że może skończyłeś to swoje żałosne życie. A ty jednak przypałętałeś się tutaj. Taka miernota nawet nie ma co marzyć o przyszłości wojskowej.- Lee nadal się nie ruszał i nic nie odpowiadał.- Nadal milczysz?! Może nauczę cię trochę szacunku do starszych.

Z tymi słowami nadszedł pierwszy cios. Dwójka, która mu towarzyszyła przyłączyła się do okładania Yongboka.

- Błagaj o litość szczurze. Nie powinieneś mieć prawa żyć, a co dopiero tutaj być.- syknęła dziewczyna o czarnych puklach. Z twarzy bruneta ciekły łzy, ale ani razu nie zaskomlał z bólu. Zaciskał z całej siły zęby, by żaden szloch nie wydostał się z jego ust. Wiedział, że wtedy byłoby jeszcze gorzej.

- Patrzcie jak się stara.- zaśmiał się drugi chłopak chwytając go za przydługie włosy i szarpiąc jego głową do tyłu.

- No dalej, zacznij skomleć o litość, tylko do tego się nadajesz.- blondyn uderzył go w twarz.

- Jakim prawem podnosicie na niego rękę, w ogóle jakim prawem go dotykacie i znęcacie się nad nim?- spod ściany, z cienia wyłoniła się postać. Białe włosy śmiesznie falowały gdy podchodził do nich sprężystym krokiem. Jego zazwyczaj figlarne oczy straciły cały blask i przeszywały na wskroś duszę. Ściągnięte usta w wąską linię sprawiały wrażenie jakby wygiętych w niebezpiecznym grymasie.

- Czyżby twój wybawca się znalazł?- blondyn zarechotał.

- Słuchaj ty tleniony blondasku, w każdym pomieszczeniu są kamery i rejestrują każdy nasz najmniejszy ruch. Nasi przełożeni pewnie od dawna oglądają cały ten cyrk i debatują czy zostawić was tutaj czy odesłać do domu za łamanie zasad. Na razie jeszcze nie doszło do poważnych obrażeń u niego, więc jeśli chcecie tu zostać, a nie wylecieć z wielkim hukiem to właśnie nadszedł czas byście się wycofali. Bo uwierzcie, za chwilę ja się nie powstrzymam i powyrywam wam kręgosłupy ze szkieletu.

Już nikt nie umrze  {Hyunlix}Where stories live. Discover now