Rozdział 50

123 7 1
                                    

         Elizabeth i CeCe wróciły na dziedziniec, na którym wiele par się bawiło. Elizabeth gdzieś wyłapała wzrokiem Nathana, Huncwotów jednak nigdzie nie widziała Wili.

  – Widziałaś gdzieś Wilę? – zapytała spiętą CeCe, udając, że tego nie zauważa.

  – Nie, ostatnio widziałam ją jak tańczyła z Blackiem – odpowiedziała uśmiechając się lekko. – Możemy sprawdzić czy gdzieś nie siedzi, bo teraz jej nie widzę.

Ruszyły wzdłuż stolików, szukając Ślizgonki, widziały kilka znajomych twarzy, kilka osób do nich pomachało. Nagle rozległy się dzwony wieży zegarowej oznajmiając, że właśnie wybiła siódma – bal trwał już półgodziny.

  – Wiesz, chyba mi przed chwilą mignęła Wila, chyba jest po drugiej stronie parkietu – powiedziała CeCe, kiedy dzwony ucichły.

  – To chodźmy.

  – Ty idź, ja jeszcze sprawdzę czy może jest po tej stronie – powiedziała rudowłosa.

  – Wszystko ok? – zapytała Elizabeth.

  – Tak, wszystko gra, idź do Wili – uśmiechnęła się, po czym ruszyła dalej.

Elizabeth chwilę patrzyła na oddalającą się sylwetkę współlokatorki. Wiedziała, że coś planuje i chciała temu zapobiec, ale chciała też poznać motywy wiodące rudowłosą. Chciała pójść za Celaneo i ją powstrzymać, ale wiedziała, że Ślizgonka nie jest sama. „Może by włączyć do tego Wilę?" pomyślała, jednak od razu odrzuciła ten pomysł – Wila by jej nie uwierzyła, po za tym czarnowłosa potrzebowałaby dowodu, aby odwrócić się od rudowłosej przyjaciółki i śledzić ją.

Elizabeth zdecydowała się pójść do Wili, przynajmniej na razie, a potem poszuka CeCe, powinna mieć wystarczająco czasu, prawda?. Czarnowłosą Ślizgonkę znalazła tam gdzie mówiła CeCe – po drugiej stronie dziedzińca, gdzie rozmawiała z Regulusem.

  – Cześć wam – przywitała się brązowowłosa.

  – Hej Liz – przywitała się z niespotykanym u Wili, szerokim uśmiechem.

Regulus tylko skinął głową Elizabeth. Piętnastolatka przysiadła się do nich. Wymieniła kilka zdań z Wilą, jednak wyczuła, że ta dwójka woli posiedzieć w swoim towarzystwie, więc odeszła od ich stołu, nie chcąc czuć się tam jak piąte koło u wozu. Akurat kilka stolików dalej siedziała machająca do niej Marlena i jej współlokatorki.

  – Hej Elizabeth, może się przysiądziesz? – spytała blondynka, której włosy powiewały na lekkim wiaterku.

Elizabeth usiadła koło blondynki, przyglądając się kreacjom dziewczyn. Rozmawiały głównie o balu, chwaląc swoje sukienki i o swoich partnerach. Marlena, Lily, Dorocas i Alice rozmawiały o modzie, która nie bardzo interesowała Elizabeth, która postanowiła wstać i poszukać CeCe, plan wymyśli na poczekaniu.

  – Przepraszam was dziewczyny, muszę iść – oznajmiła wstając z krzesła.

  – Czemu idziesz? Jak chcesz możesz z nami posiedzieć – zaproponowała Marlena. – Prawda dziewczyny?

  – Tak – odparły niechętnie Gryfonki, nie licząc Lily – widocznie nie miały ochoty spędzać balu w towarzystwie Ślizgonki.

  – Po prostu powinnam iść – powiedziała i kiwając głową na pożegnanie.

Elizabeth wmieszała się w tłum i wymknęła się z dziedzińca. „Gdzie ona mogła zniknąć?". Pierwsze na myśl przyszło jej, że CeCe udała się do lochów – najpewniej po to, aby przebrać się z niewygodnej sukni, tak, więc niemal biegnąc Elizabeth ruszyła w tamtym kierunku. Na korytarzu nie natknęła się na żadnych uczniów, jedynie gadające obrazy beształy ją za bieganie.

Czarna Magia po Jasnej StronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz