Rozdział 23

298 17 0
                                    

        Gdzieś za oknem świecił księżyc w kształcie sierpa, a wśród ścian ogromnego zamku Hogwart korytarze przemierzała odziana w pelerynę, postać. W końcu dotarła do lochów i zatrzymała się przed ciemnymi drzwiami. Wyciągnęła dłoń z różdżką, dłoń powykrzywiana i wysuszona wykonała ruch, a pomieszczenie stanęło otworem.

Pomieszczenie było nie wielkie i nie miało okien. Na środku stała statua, która przypominała żabę. Postać podeszła do posągu i włożyła do lekko uchylonych ust swoją dłoń. Po chwili ją wyciągnęła, a przez suche palce prześwitywało czarne światło. Nie zwracając uwagi na to, że z języka posągu-żaby zaczyna coś wyciekać, postać zaczęła ściągać kaptur, spoglądając na coś w swojej dłoni. Kaptur opadł odsłaniając...

  - Elizabeth! Wstawaj! – Elizabeth usłyszała gdzieś w oddali.

Usiadła gwałtownie wciągając powietrze. Zauważyła, że obok niej stoją jej współlokatorki.

  - W porządku? – spytała Celaneo.

  - Tak, tak – mruknęła jeszcze zamroczona. – O co chodzi?

  - W pewnym momencie podniosły ci się powieki, ale nie miałaś soczewki, było tylko białko – wyjaśniła spokojnie Wila. – Co to było?

  - Właśnie. Co to było? – poparła pytanie rudowłosa.

Elizabeth rozejrzała się po pokoju, masując sobie skronie. Nie była pewna czy powiedzieć współlokatorkom, że ma wizję. Ta wizja trochę ją zaskoczyła, dodatkowo wszystko pamiętała jak przez mgłę, a Celaneo przerwała ją w, najprawdopodobniej najważniejszym momentem. Pamiętała jedynie jakąś postać i pomieszczenie, w którym same były ostatnio. Wiedziała, że musi napisać do wujka o wizji, a ten tajemniczy pokój musi zostawić w spokoju i tajemnicy, przynajmniej na razie. Może kiedy indziej to sprawdzi.

Teraz najważniejszym problemem było znalezienie dobrej odpowiedzi na zadane pytanie – zdecydowała jednak, że na razie nie ma jeszcze na tyle dużego zaufania do współlokatorek, zwłaszcza po tym jak CeCe ją uśpiła.

  - Czasem mi się tak zdarza, nie przejmujcie się – odpowiedziała ogólnikowo Elizabeth.

  - Mhm – mruknęły w odpowiedzi, nie uwierzyły w słowa koleżanki, ale widząc ją w takim stanie nie dopytywały.

Elizabeth spojrzała na CeCe oskarżycielsko.

  - Dlaczego mnie uśpiłaś? – zapytała, zmieniając ton głosu na oburzony.

  - Eee... - rudowłosa odwróciła wzrok.

  - Mówiłam – mruknęła cicho Wila, wracając do swojego łóżka.

  - Inaczej byś poszła do tej mazi i... ii by coś ci się stało... - próbowała się wytłumaczyć.

  - Masz szczęście, że tylko mnie uśpiłaś, ale następnym razem tak nie rób – mruknęła brązowowłosa, przerywając dziewczynie. – Która jest godzina?

  - Chwilę przed dwudziestą drugą – odparła CeCe z niewielkim uśmiechem. – Przyniosłyśmy ci kolacje, gdybyś była głodna.

Elizabeth tylko kiwnęła głową i podeszła do biurka, aby napisać list do wujka. Pisała do niego już wcześniej, zwłaszcza gdy dowiedziała się o Turnieju Czterech Szkół. Była oburzona, że wcześniej jej nie powiedział, iż się spotkają. Wracając, właśnie pisała piórem skrobiąc list do niego i informując go o wizji.

  - Ma któraś z was sowę? – zapytała, gdy napisała list, jednak dostała przeczącą odpowiedź. – Skoro tak, to idę do sowiarni.

  - Jest cisza nocna! – zawołała CeCe zza drzwi łazienki, do której właśnie weszła.

Czarna Magia po Jasnej StronieWhere stories live. Discover now