Rozdział 26

239 21 2
                                    

        Minęło już dziesięć dni od przybycia innych szkół i ogłoszenia turnieju. Lekcje trwały normalnie i każda szkół uczyła się, pomimo zbliżającego się wydarzenia.

Elizabeth dużo czasu spędzała w towarzystwie Nathana. CeCe coraz częściej mniej rozmawiała z współlokatorkami, więc Elizabeth i Wila mimo wszystko trochę bardziej się zbliżyły. Właśnie wracała z lekcji Zielarstwa razem z współlokatorką. Szły za Celaneo na Obronę przed Czarną Magią, profesor Respectable zapowiedział, że dzisiaj będą przerabiać praktykę, wcześniej powtarzali w teorii boginy.

Razem z Gryfonami Ślizgoni czekali przed klasą. Oba domy stały po dwóch różnych stronach – konflikt Ślizgoni-Gryfoni wciąż trwał. Chwilę później nauczyciel otworzył drzwi i zaprosił uczniów do środka.

  - Na dzisiejszej lekcji, jak ostatnio mówiłem, zmierzymy się z boginem – zaczął profesor, kiedy uczniowie usiedli już w ławkach. – Czy ktoś mi powie...

Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie, a do klasy wbiegła dwójka gryfonów.

  - Pan Potter i Pan Black, co macie na swoje usprawiedliwienie? – zapytał srogo nauczyciel.

  - Eee... – Huncwoci spojrzeli na siebie, nie wiedząc co powiedzieć.

  - Siadać i minus dziesięć punktów za każdego z was – mruknął. – Za to, że mi przerwaliście to panie Potter, proszę mi powiedzieć czym jest bogin?

  - Nie wiem – powiedział luźnie gryfon, rozwalając się na krześle.

  - To było na ostatniej lekcji – poinformował profesor, nie zauważając wyciągniętej ręki klasowej kujonki – Lily Evans. – Skoro pan Potter nie wie, to może pan Black mu pomoże?

  - Eee, to upiór? – odpowiedział brunet.

  - Pytasz czy odpowiadasz? – zapytał profesor Respectable z srogą miną.

  - Odpowiadam – odparł pewnie po chwili Black.

Mężczyzna pokręcił głową, mówiąc, że mógłby to bardziej rozwinąć i wskazał na Lily.

  - Proszę, panno Evans.

Rudowłosa dziewczyna o zielonych oczach wstała i powiedziała:

  - Bogin to zjawa, która potrafi przybierać każdą postać, jaką w danym momencie uważa za najbardziej straszną dla otoczenia.

  - Zgadza się – potwierdził. – Wstańcie z ławek.

Zgodnie z poleceniem wszyscy wstali, a profesor za pomocą zaklęcia odsunął ławki na bok. Mężczyzna przysunął starą szafę z ozdobnymi zawijasami, która się kołysała, a z środka dobiegało łomotanie, część osób aż odskoczyła.

  - W szafie jest upiór, nie ma czym się niepokoić.

  - Zgaduję, że to właśnie wzbudziło niepokój – mruknęła Elizabeth do Wili.

  - Ustawcie się w kolejce, każdy z was zmierzy się z boginem – powiedział profesor.

Gryfoni zaczęli się przepychać, a za nimi Ślizgoni. Elizabeth, Wila, Severus Snape, z którym dziewczyna siedziała na transmutacji i jeszcze dwóch innych Ślizgonów cierpliwe czekali, aż uczniowie się uspokoją. Po chwili się ustawili, przed Elizabeth stała Wila, która była przedostatnia. Powtórzyli jeszcze raz zaklęcie obezwładniające bogina – riddikulus.

  - Myślcie nad tym co was najbardziej przeraża, a później wyobraźcie sobie jak zmienić to w coś śmiesznego.

Zaległa cisza. Wszyscy zaczęli się zastanawiać. Elizabeth zmarszczyła czoło. Co ją najbardziej przeraża?

Pierwsze co przyszło jej namyśl to Voldemort, czarnoksiężnik wzbudzał duży strach, ale to chyba nie było to. Potem pomyślała o śmierci najbliższych lub ich zdradzie... to byłoby bolesne i przerażające, ale czy tego właśnie się boi? Zanim jednak zaczęła planować jak pokonać bogina rozejrzała się. Wiele osób miało zamknięte powieki, a na ich twarzach malowało się skupienie.

Po chwili kolejka ruszyła. Na pierwszy ogień poszedł jakiś gryfon, potem kolejny, następnie Ślizgon, dalej Remus Lupin – jego boginem były podrapane do śmierci ciała przyjaciół, Elizabeth domyśliła się, że jako wilkołak nie chce zranić przyjaciół, potem był Syriusz Black, którego bogin również przedstawiał zranionych przyjaciół. Po Blacku był James Potter, bogin przyjął formę Lily Evans, która całowała się z Blackiem – Potter otwarcie kochał się w rudowłosej. Kiedy Elizabeth spojrzała na Lily, na jej twarzy malowało się zawstydzenie. Potem był Peter Pettigrew, którego boginem był Lord Voldemort, następnie było kilkanaście innych osób. Teraz była kolej na Wilę. Bogin przemienił się w nią, ale martwą, a nad jej ciałem stała Elizabeth, CeCe i jakiś nieznany Elizabeth chłopak, którzy płakali.

  - Riddikulus! – krzyknęła Wila, a Wila-bogin wstała, a osoby obok niej wesoło się uśmiechały.

Elizabeth podeszła do szafy. Nie była pewna co się jej pokaże, sadziła, że to będą martwi przyjaciele. Bogin przez chwilę się zmieniał, a po chwili pojawiło się... nic. Nie było ani światła, ani ciemności, nie było góry i dołu. Nie było niczego. Nie było nawet pustki. Po prostu było nic.

Tego się nie spodziewała, to nic, i ją zaskoczyło jak i przestraszyło. Już miała rzucić zaklęcie, kiedy rozległ się dzwonek, a profesor, również będąc zaskoczony zamknął bogina w szafie.

  - Dobrze to tyle. Panno Loor, zostań proszę – oznajmił.

Elizabeth spakowała torbę i zaczekała.

  - Idziemy już do pokoju wspólnego – oznajmiła Wila, razem z CeCe.

Dziewczyna tylko potwierdziła skinieniem. Kiedy wszyscy wyszli, profesor Respectable podszedł do brązowowłosej.

  - Panno Loor, czy wiesz, skąd taki bogin? – zapytał.

  - Nie, profesorze – odpowiedziała Elizabeth, zastanawiając się, czy o tym chciał rozmawiać profesor.

  - Pewnie zastanawiasz się, po co chciałem, abyś została. Nie będziemy rozmawiać o boginie, choć on również jest zastanawiający. – mężczyzna przekręcał w palcach różdżkę. – Chciałem cię zapytać, gdzie nauczyłaś się bronić swój umysł przed legilimencjią? Masz niezwykle silną barierę.

  - Dlaczego pan pyta? – spytała trochę zaskoczona.

  - Jestem ciekawy, masz duży potencjał... - profesor spojrzał na zegarek. – Masz jeszcze jakieś lekcje teraz?

  - Nie, profesorze – mruknęła Elizabeth.

Czarodziej zaprosił dziewczynę do swojego gabinetu. Był on przestronny, w środku za szafą pełną rożnych magicznych przedmiotów stało biurko z czarnego drewna, a na nim kilka książek, które nie wyglądały na związane z Obroną przed Czarną Magią. Przy oknie stało wiele wibrujących wykrywaczy kłamstw i wykrywacz wrogów, przynajmniej tak powiedział mężczyzna.

  - Więc, jak? – zapytał, siadając na fotelu. – Gdzie się nauczyłaś oklumencji?

  - W mojej starej szkole – odparła dziewczyna.

  - Chodziłaś do Durmstrangu, prawda? – Ślizgonka potwierdziła. – Słyszałem, że kładą tam duży nacisk na zaklęcia i czarną magię.

Mężczyzna jeszcze trochę wypytywał Elizabeth o czarno magiczne zaklęcia, sam nawet zaproponował jej, że pokaże jej kilka ciemnych zaklęć, jednak dziewczyna odmówiła. Samo w sobie podejrzane było, że nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią chce jej uczyć. Elizabeth pomyślała, że może być śmierciorzercą, ale nie chciała wyciągać pochopnych wniosków.

Czarna Magia po Jasnej StronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz