Rozdział 34

158 18 0
                                    

         Elizabeth właśnie biegła na polankę przed Zakazanym Lasem, gdzie miało się rozpocząć kolejne zadanie. Tuż przed polanką zwolniła kroku i ustawiła się koło Pottera.

  - Skoro są już wszyscy to możemy wam wyjaśnić, na czym będzie polegać trzecie zadanie – zaczął pan Crouch.

  - Waszym zadaniem jest odnaleźć magiczne stworzenie w tym lesie, które przekaże wam zagadkę do kolejnego zadania. Strzeżcie się, gdyż nie bez powodu jest „zakazanym" – wyjaśniła pani Horan. – Jednak wydaje się, że jest zbyt prosto, prawda?

  - Otóż utrudnienie będzie polegać na tym, że będziecie przywiązani do swojej pary – dodał Crouch.

  - Zgadza się, będziecie związani magicznym sznurkiem za ręce i nie będziecie mogli się rozdzielać – wyjaśniła dokładniej pani Horan. – Pewnie zastanawiacie się, jak wrócicie z powrotem, gdy znajdziecie już swoje stworzenie?

Odpowiedziało jej kiwanie głowami.

  - Otóż razem z wami będzie jeden „strażnik", który będzie oceniał wasze zadanie i później teleportuje was tutaj, na polankę. Nie próbujcie się sami teleportować, tylko te wybrane osoby mają pozwolenie dyrektora, aby to zrobić – wyjaśniła. – Podejdźcie tutaj, abyśmy mogli związać wam ręce. Zaczekajcie potem, razem z waszym „strażnikiem". Wiedzcie, że taka osoba nic nie wie i nawet nie próbujcie spróbować coś z niej wyciągnąć. A i gdybyście mieli jakieś problemy wystrzelcie z różdżki czerwone iskry.

Wszyscy reprezentanci podeszli do pracowników Ministerstwa i po kolei mieli wiązane nadgarstki z drugą osobą z pary. Kiedy Elizabeth z Jamesem podeszli do Horan, ta spytała się ich, którą ręką używają różdżki. Oboje stwierdzili, że prawą – Elizabeth, chociaż oburęczna, wolała używać prawej ręki.

  - No dobrze – stwierdziła kobieta. – Moja droga, nie będzie ci przeszkadzać to, że będziesz musiała używać różdżki lewą ręką? No pewnie, że tak, ale dasz radę, prawda?

Chwilę później reprezentanci Hogwartu stali obok reprezentantów Beauxbatons, starając się nawzajem nie dotykać. Do Elizabeth i Pottera podeszła wysoka, brązowowłosa dziewczyna.

  - Witajcie, nazywam się Alyss Jagan, była Gryfonka – odezwała się, przeszywając ich swoimi zielonymi oczami. - Będę waszym „strażnikiem".

  - Cześć – odezwał się Gryfon, przeczesując swoje kruczoczarne włosy wolną ręką.

Elizabeth tylko skinęła głową. Rozejrzała się po polance. Tym razem nie było uczniów obserwujących zadanie, a jedynie dyrektorzy szkół. Przy każdej parze reprezentantów stała jedna osoba, która najwyraźniej była „strażnikiem". Chwilę później już wchodzili do lasu.

  - Idziemy w lewo, nie prawo – odezwała się Elizabeth, kiedy każdy z nich poszedł w inną stronę.

  - Wiecie... łatwiej byłoby wam, gdybyście zaczęli współpracować – wtrąciła się Alyssa, wyciągając z prostych włosów jakąś gałązkę. – Znaczy wiem, że Gryfoni i Ślizgoni to odwieczni wrogowie, ale raz możecie zawiązać sojusz.

Po chwili sprzeczki, ruszyli w prawo. Z początku ciągle się potykali wchodząc w coraz ciemniejszy las, ale po chwili przy świetle zaklęcia lumos szli dość dobrze, jednak wciąż się przepychając. Elizabeth zastanawiała się, czy nie spróbować wejść do głowy Alyss, wyczytać, gdzie siedzi najbliższe magiczne zwierzątko – pomimo tego, iż Mishelle Horan, ostrzegała, że nic nie wiedzą.

Rozglądając się po bokach, nie zauważyła korzenia i potknęła się, pociągając ze sobą Pottera. Chłopak upadł na nią, jednak od razu przeturlał się na bok, próbując wstać.

Czarna Magia po Jasnej StronieWhere stories live. Discover now