Rozdział 9

424 23 1
                                    

Następnego dnia była sobota. Tego dnia Elizabeth poszła do pracowni, sprawdzić składniki do eliksiru na wzmocnienie mocy magicznych – zamierzała upewnić się, jakich składników jej brakuje. Kiedy przeszła przez drzwi, naskoczył na nią demimoz.

- Elizabeth! – burknął oburzony.

- Co jest Aliquam? – zapytała zaskoczona.

- Nie przyniosłaś wczoraj jedzenia! – wyjaśnił demimoz, nadal oburzony.

- Aa... o to chodzi – powiedziała, cicho się śmiejąc, gdyż demimoz wyglądał komicznie. – Przepraszam cie Aliquam, mówiłam ci, że wieczór spędzę z Nathanem.

Demimoz wybaczył jej dosyć szybko, a Elizabeth przywołała skrzata (który obiecał nikomu nie mówić o pracowni, po mimo wszystkiego) po jedzenie dla niego. Podczas gdy Aliquam jadł, dziewczyna poszła do pracowni, aby odszukać potrzebne do eliksiru składniki. Chodziła po niej rozglądając się za odpowiednimi składnikami. Poszła po pergamin i pióro, aby zapisać co ma, a czego nie i wróciła do pomieszczenia. Po jakiś piętnastu minutach, wróciła do demimoza i usiadła na krześle, tyłem od biurka.

- Co mamy, a czego nie? – zapytał po chwili Aliquam dziewczynę.

- Nie mamy liści czarnego bzu, włos z grzywy jednorożca mamy, ale nie zebrany dzień przed pełnią, więc go nie mamy, brakuje też łuski żmijoptaka, liścia mięty zabranego o drugiej w nocy, jadu akromantuli i... to chyba tyle – odpowiedziała dziewczyna. – Mamy suszoną pokrzywę, kły czarnego węża mam w dormitorium, korzenie i gałązkę Waleriany mamy, oko diabła morskiego też. Skrzydełko zielonej ważki w szczelnym, szklanym pudełku mogę łatwo pożyczyć od nauczyciela eliksirów, sproszkowany kamień księżycowy mam w dormitorium, tak samo jak sok z stokrotki, włos z ogona testrala jest w pracowni, a jajko popiełka znalazłam wczoraj w jednym z schowków na składniki eliksirów i mam je zamrożone w dormitorium.

- Dobrze, tych których nie mamy musimy jakoś zdobyć, a te co mamy odłożyć, żeby potem ich nie szukać – powiedział demimoz. – Ale dlaczego jajko popiełka masz zamrożone?

- Okej – odparła. - Jajko popiełka jest zamrożone, aby się się nie wykluł.

Rozmawiali krótką chwilę i Elizabeth wstała i poszła przygotować składniki, które już mają. Położyła je na blacie obok przepisu, który tam zostawiła. Po wyjściu z pomieszczenia przekazała demimozowi, że idzie po składniki, które może już zdobyć i wyszła z głównej części pracowni.

Eliza po wyjściu na korytarz ruszyła do najpierw do nauczyciela eliksirów po skrzydełka zielonej ważki. Zapukała do drzwi i kiedy usłyszała pozwolenie, weszła.

- Dzień dobry, profesorze – przywitała się z mężczyzną który siedział za biurkiem.

- Dzień dobry, panno Loor – powiedział dosyć chłodno, był nauczycielem, który niezbyt przepada za uczniami, ale starał się być dla nich w miarę miły. Czemu? Nikt oprócz jego samego o tym nie wie. – Czy coś się stało?

Profesor nazywał się Alexander Discite, był wymagającym i trochę chłodnym nauczycielem. Mężczyzna miał średni wzrost i jasno-brązowe włosy. Na wąskim i zadartym nosie miał prostokątne okulary, znad których posyłał ostre spojrzenie swoich ciemnych oczu.

- Nic wielkiego się nie stało, ale chciałabym pożyczyć jeden składnik, który pan posiada – wyjaśniła grzecznie białowłosa.

- Dobrze, jaki to składnik? – zapytał i wstał, aby po chwili podejść do składziku.

- Skrzydło zielonej ważki, zamknięte w szczelnym, szklanym pudełku – powiedziała.

- Tak się składa, że dwa dni temu była dostawa tych składników i mogę ci pożyczyć – rzekł mężczyzna, wyciągając z składziku potrzebny składnik. – Jeśli mogę spytać, to do czego masz zamiar użyć ten składnik?

Czarna Magia po Jasnej StronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz