Rozdział 38

183 19 0
                                    

      Elizabeth wraz z współlokatorkami wracała z obiadu, który tego dnia był wyjątkowo później. Postanowiły wyjść na błonia, gdzie siedziało już kilka osób. Był kwiecień, a tego dnia słońce grzało zieloną trawę.

   Siadamy tam, nad jeziorem?  zapytała CeCe, wskazując na zwalony pień nad zbiornikiem.

   Możemy iść  odparła Wila z nosem w książce, a jej krótkie, czarne włosy spadały jej na kartki.

   To chodźmy. Mam kocyk jak coś  powiedziała rudowłosa i radosnym krokiem ruszyła w wyznaczonym przez siebie kierunku.

Elizabeth ruszyła za nią zamyślona. Zostały dwa zadania turnieju, a co do następnego to nic nie wiedziała. Stresowała się tym turniejem, a ostatnio zastanawiała się po co się zgłosiła, zwłaszcza po śmierci Lindy. Linda..., chociaż starała się nie myśleć o starszej o rok, wesołej rudowłosej dziewczynie, to nie mogła się uwolnić od myśli, że mimo wszystko mogła coś zrobić z tą śmierciożerczynią, ale za wolno połączyła oczywistości. Wiedziała, że to nie była jej wina, lecz czuła się źle, że nic nie zrobiła. Myślała też nad Aliquamem, który wyruszył w swą podróż. Nim wyjechał za zewem Artemidy, jak to określił, to Elizabeth trochę go zaniedbała i nie spędzała z nim wiele czasu, a potem wyjechał. Pewnie nie miałby jej tego za złe, lecz i tak miała wyrzuty sumienia, ale było już za późno. Mimo wszystko i tak za tęskniła nim.

   Hej Lizzie, wszystko gra? Jesteś taka zamyślona  zapytała CeCe, zaplatając z stokrotek coś, co wyglądało jak wianek.

   Chyba tak  mruknęła w odpowiedzi, związując włosy w luźną kitkę, gdyż wiatr je rozwiewał.

   Martwisz się turniejem?  dopytywała rudowłosa.

   Trochę tak  odpowiedziała Elizabeth, spoglądając na jezioro, w którym wygrzewała się kałamarnica.  Teraz zastanawiam się po co się zgłosiłam..., a zwłaszcza po tym co spotkało Lindę.

   Przecież to było w lutym, teraz mamy kwiecień  wtrąciła, przysłuchująca się Wila.

   Wiem, ale czy ty wiesz jak to jest zobaczyć śmierć na własne oczy? I, że zaklęcie uśmiercające miało trafić w ciebie, a trafiło w twoją koleżankę?  zapytała Elizabeth, ukrywając irytację.

   To dlatego wtedy byłaś taka cicha, nie sądziłam, że to widziałaś  powiedziała z współczuciem CeCe.  Mogłaś powiedzieć.

   Sorry Liz, nie wiedziałam  przeprosiła Wila.

   Jest ok. Było minęło  mruknęła Elizabeth.  Co wy na to, aby w coś zagrać?

   Mam mugolskie karty przy sobie –  poinformowała CeCe.  Możemy zagrać w makao.

   Co to jest to mekao?  zapytała Wila, odkładając książkę.

   Makao, gra karciana  wyjaśniła w wielkim skrócie Elizabeth, uśmiechając się.

   Zgadza się  dodała CeCe i zaczęła wyjaśniać dziewczynie zasady gry.

Po kilku rundach, podczas których Wila rozpoznawała grę, zaczęły grać na punkty. Po kilku kojonych grach, CeCe wygrywała, drugie miejsce zajmowała Elizabeth, a ostatnie Wila, co było dość oczywiste.

   Makao!  zawołała Wila, trzymając ostatnią kartę.

Po chwili udało jej się zdobyć zwycięstwo, a Elizabeth i CeCe chwilę później skończyły tę rundę.

Czarna Magia po Jasnej StronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz