Rozdział 25

239 20 2
                                    

         Właśnie w jednym z korytarzy Hogwartu czwórka żartownisiów uciekała przed woźnym, któremu zrobili żart, a w tym samym korytarzu szła Elizabeth. Huncwoci, którzy nie zauważyli Ślizgonki wpadli na nią, a dokładnie wpadł na nią James Potter – brunet o oczach w kolorze czekolady i okrągłych okularach.

  - Uważajcie jak biegacie – mruknęła pod nosem.

  - Sorry – usłyszała w odpowiedzi.

Za zakrętem usłyszeli kroki woźnego i jego groźby. Huncwoci nie wiedzieli co robić.

  - Biegnijcie dalej, nie wydam was - mruknęła szorstko do nich dziewczyna, ruszając dalej korytarzem.

Chociaż powiedziała szorstko, to nie miało to być wredne – chciała bardziej upodobnić się do Ślizgonów, co mimo wszystko było sprzeczne z jej wewnętrznymi zasadami.

Gryfoni wzruszyli ramionami, mieli wybór; dać się złapać przez Filch'a albo nie dać się złapać i uciekać, ale musieli zaufać Ślizgonce, że ich nie wyda. Wybór wydawał się prosty.

Syriusz Black – brunet z srebrnymi oczami chciał się kłócić, ale Remus Lupin – szatyn z zielonymi oczami pociągnął go za ramię

  - Nie ma sensu, zaraz nas złapią – powiedział, za nim Black się odezwał.

Elizabeth "pomogła" im, o ile można to tak nazwać, ponieważ mimo tego, że Ślizgoni nie lubili Huncwotów to również nie lubili woźnego, więc nie przeszkadzały im żarty huncwotów na nim oraz nie byli tacy źli, jak większość stereotypów mówiła.

      Dziewczyna właśnie wracała z rozmowy z wujkiem i nad nią rozmyślała. Teoretycznie mogłaby wrócić do pokoju wspólnego Slytherinu i tam nad tym myśleć, ale zwykle o tej porze był tam szum i tłum. Zastanawiała się nad słowami wujka.

  - ,,Wiem, że zastanawiasz się nad zabraniem udziału w turnieju, ale zastanów się dokładnie" – powiedział wtedy. – „Czy jesteś pewna, że dasz radę, pokonasz wszystkie przeszkody, czy przeżyjesz? Czy na pewno znasz i potrafisz użyć potrzebne zaklęcia? Czy dasz radę pracować zespołowo? Pamiętaj, zadania robi się w parach."

Czuła, że da radę pokonać przeszkody i spróbować przeżyć. Znała wiele przydatnych zaklęć, wiele czarno-magicznych. Chociaż w Hogwarcie czarna magia była "zakazana", to mogłaby użyć jej w ostatnim ratunku. Ale ta praca w parach... Ostatnie pytanie trochę namieszało w głowie Elizabeth. Nie cierpiała pracy w grupach i w ogóle nie potrafiła się dogadać z innymi członkami. Wolała pracę samodzielną, zawsze przy pracy zespołowej ktoś dowodził, Elizabeth nie przepadała za dowodzeniem, ani też za tym, że musi słuchać kogoś takiego. Dodatkowo zawsze w grupie będzie ktoś kto będzie się lenił - zapewne byłby to jakiś gryfon.

   Oh... przydałaby się teraz rada rodziców - pomyślała brązowowłosa - ale nawet ich nie znam...

Zastanawiała się nad tym co mogli powiedzieć jej rodzice. Właściwie to wiedziała tylko o mamie - jak ma na imię oraz jak wygląda, chociaż charakteru nie znała, ale pomarzyć zawsze można.

Mama pewnie w trosce mogłaby się nie zgodzić – bo przecież w tym turnieju może umrzeć – pomimo dużych zdolności magicznych.

  - "Elizabeth zastanów się? Jesteś pewna? Pamiętaj że możesz stracić życie,, - zapewne coś takiego powiedziałaby jej tata i mógłby jej doradzić z zaklęciami oraz dodać, że jeśli chce, to niech weźmie udział.

Właściwie... to mogę sprawdzić w archiwum o moich rodzicach. – pomyślała i lekko się uśmiechnęła. – To całkiem niezły pomysł!

To rzeczywiście był dobry pomysł, ale papiery były w Ministerstwie Magii i Elizabeth miała jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Trochę tego było.

Czarna Magia po Jasnej StronieWhere stories live. Discover now