Rozdział 39

206 17 3
                                    

        Tego dnia miało się odbyć wyjście do Hogsmeade, jednak nikt nie miał pewności czy się odbędzie, ponieważ dwa dni wcześniej, dwie mile od wioski odbył się atak śmierciożerców na inną, mało znaną wioskę mugoli i istniała taka opcja, że zaatakują również Hogsmeade.

  – Sądzicie, że puszczą nas do Hogsmeade? – Zapytała Elizabeth współlokatorki.

Siedziały w pokoju wspólnym na jednej z kanap i rozmawiały. Na śniadaniu, które odbyło się z półgodziny temu profesor Dumbledore oznajmił, że jeszcze nie wie czy odbędzie się wycieczka do Hogsmeade dla uczniów.

  – Oby pozwolili! – wtrącił się jeden pierwszoroczniak, który słuchał ich rozmowy.

  – Summerson, ludzie z tej wioski dwa dni temu stracili rodziny i swój dobytek. Nigdy nie wiemy gdzie Sam-Wiesz-Kto uderzy. Deanie, wolałbyś zginąć podczas kupowania cukierków, czy zostać w Hogwarcie, gdzie będziesz bezpieczny i zawsze możesz prosić skrzaty o jakieś jedzenie? – spytała chłodno Wila.

  – Nie zaatakuje mnie! Matka mówiła mi, że Czarny Pan ma racje i... i nie zaatakuje czysto krwistych, tylko szlamy i zdrajców krwi. – zawołał blondyn.

  – Dean ma racje, Czarny Pan nas nie zabije, a my musimy jeszcze kupić szaty na Bal Zakończeniowy! – dodała drobna jedenastolatka, siostra Summerson'a.

  – Właśnie!

  – Chodźmy stąd – mruknęła Elizabeth. – To nic nie da, my wiemy, że Voldemort nie jest taki dobry jak się wydaje i to na razie wystarczy.

Obydwie Ślizgonki z czwartego roku wzdrygnęły się na imię Czarnego Pana, ale wstały za Elizabeth i wyszły z pokoju wspólnego.

  – Salzarze... - mruknęła Wila. - Co do twojego pytania Liz, chyba nie pójdziemy, a nawet jeśli, to ja chyba zostanę.

  – Może, jednak ja muszę jeszcze kupić tą sukienkę – odpowiedziała Elizabeth, bawiąc się ukrytym pod ciemnoszarą koszulką, naszyjnikiem. – Co z tobą CeCe, jesteś taka cicha?

  – Tak, tak, wszystko gra – odparła wyrwana z zamyślenia rudowłosa, spoglądając swoimi niebieskim oczami na współlokatorki.

  – Skoro tak twierdzisz.

Właśnie wychodziły z lochów, przechodząc obok wejścia do kuchni, kiedy natknęły się na profesor Sprout.

  – Dzień dobry, pani profesor – przywitały się szybko.

  – Nie wiem czy taki dobry, moje drogie. Idźcie do Wielkiej Sali, dyrektor Dumbledore podjął już decyzję – powiedziała niska kobieta, po czym je wyminęła, a Ślizgonki ponownie wróciły do rozmowy.

Dotarły do Wielkiej Sali, gdzie siedzieli już uczniowie Durmstrangu, Beauxbatons i Koldovstoretz. Były jedne z pierwszych osób z Hogwartu. Usiadły obok uczniów Durmstrangu, przy swoim stole.

  – Ej, Liz – zaczął Nathan. – Fereder chciałby, abyś do niego przyszła, po tym jak wasz dyrektor stwierdzi czy idziemy do tej waszej wioski.

  – Wujek? Wiesz może czego on chce? – zapytała Blacka.

  – Nie mam pojęcia, ale być może to dotyczy tego Balu – stwierdził czarnowłosy, opierając się o Thomasa, który przysłuchiwał się rozmowie. – A właśnie, z kim idziesz?

  – Czemu wszyscy o tym gadają? Jeszcze trochę czasu zostało do czerwca – mruknęła do nikogo szczególnego Wila.

  – Z Potterem, no wiesz, jako reprezentant – odpowiedziała Nathanowi, Elizabeth. – A ty?

Czarna Magia po Jasnej StronieOù les histoires vivent. Découvrez maintenant