*POV Ariana*
W mgnieniu oka tłum ludzi rozbiegł się we wszystkie możliwe strony. Poczułam szarpnięcie za ramię, po czym moja ręka nie miała już z kontaktu z Justinem. Ogólna dezorientacja nie pozwalała mi normalnie myśleć. Zaczęłam kierować się w stronę zapewne tylnego wyjścia, tak jak reszta zgromadzonych. Starałam się odszukać właściwą drogę, co nie było łatwe przez chaos panujący dookoła mnie.
Nigdzie nie widziałam Justina. Co więcej, nie miałam żadnej możliwości, by go teraz szukać. Musiałam jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. Tam na pewno się spotkamy. Przeciskałam się między ciałami, jednak moje działania zostały zatrzymane, ponieważ ktoś złapał mnie za nadgarstek w żelaznym uścisku i pociągnął na bok. Zostałam wyciągnięta z tłumu i stałam teraz w krótkim korytarzu, kilka metrów od głównego pomieszczenia. Było tu znacznie ciemniej i panowało nieco mniejsze zamieszanie. Widziałam tu tylko pojedyncze osoby poruszające się w zawrotnym tempie. Podniosłam głowę, ucieszona z faktu, że Justin mnie znalazł. Jednakże, gdy w ciemnościach ujrzałam rysy twarzy mężczyzny przede mną, zorientowałam się, że wcale nie był to on. Kątem oka zauważyłam, jak coraz więcej osób szukających wyjścia, napiera także tutaj, robiło się tłoczno. Osoba w silnym uścisku złapała mnie za ramiona i przycisnęła do zimnej ściany, znajdującej się za mną. Spojrzałam w oczy mężczyzny w tym samym momencie, kiedy pojedyncza smuga światła oświetliła jego twarz. Przede mną stał Steven z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrzony w moje oczy. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, skąd się tu wziął.
- Co ty tu robisz? - krzyknął, przysuwając się do mojego ciała, gdy ktoś pchnął go, przebiegając korytarzem. Swoje wyprostowane ręce oparł o ścianę przy mojej głowie.
- A ty? - odwrócił wzrok, rozglądając się na boki. - Steven, co ty tu robisz? - powtórzyłam moje pytanie, ale tym razem nieco głośniej, licząc, że w końcu jakoś do niego dotrę.
- Chodź. - zamiast kontynuować temat, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Ruszyliśmy szybkim krokiem i już po chwili staliśmy na ulicy. Steven nie zwalniając tempa, ciągnął mnie za sobą, a ja nie miałam pojęcia, gdzie byliśmy. Zdałam się na niego.
Minęliśmy dwie przecznice, po czym podeszliśmy do jednego ze stojących wzdłuż ulicy samochodów. Chłopak otworzył drzwi i kiwnął na mnie głową, by zajęła miejsce pasażera. Tak też zrobiłam. Od razu spojrzałam podejrzliwie na Stevena, który siedział obok mnie na miejscu kierowcy.
- Wyjaśnisz mi to wszystko?
- Zastanów się, dobrze wiesz, jaka jest odpowiedź na twoje pytanie. - westchnął, układając rękę na kierownicy.
Po tych słowach nie musiałam się długo zastanawiać. Miał rację, doskonale wiedziałam, jaka jest odpowiedź. Ja po prostu bałam się, że moje przypuszczenia się sprawdzą.
- Jaki cel obrał James, wpadając ze swoimi ludźmi do klubu? - zapytałam, wpatrując się w chłopaka.
- Szukaliśmy pewnego faceta. To nie jest związane z tobą. - zapewnił mnie.
- Czyli twierdzisz, że to tylko zbieg okoliczności, że byłam tam z Justinem? - zakpiłam unosząc brwi.
- Nie wiedziałem, że tam będziecie, okey? - przeczesał ręką swoje gęste ciemne włosy. - James też na pewno nie miał o tym pojęcia. - włączył silnik, przekręcając kluczyk w stacyjce. - Jestem pewien, że nie miało to żadnego związku z wami. On zostawił cię w spokoju.
Po uruchomieniu silnika Steven wyjechał na ulicę. Nie miałam pojęcia, gdzie mnie zawiezie, jednak nie chciałam teraz pytać go o to i tym samym zmieniać tematu.
- Dlaczego on miałby zostawić mnie w spokoju? - dopytywałam się. - Jaki miałby ku temu powód?
- Nie wiem. Tak już po prostu jest. - potrząsnął głową. - Nie powinnaś się teraz cieszyć, czy coś? - powiedział pospiesznie.
Coś wyraźnie nie pasowało mi w jego zachowaniu. Czułam się tak, jakby to był dla niego niewygodny temat. Możliwe, że chciał coś przede mną ukryć. Ale czy byłby do tego zdolny? Miałam mętlik w głowie, co najprawdopodobniej było związane z tym, że zbyt dużo rozmyślałam na ten temat.
Steven wyciągnął z kieszeni telefon i przyłożył go do ucha, co oznaczało, że gdzieś dzwonił.
- Znalazłem ją. - wzdrygnęłam się, słysząc jego słowa. Z kim do cholery on rozmawiał? - Gdzie ty jesteś?
Nie byłam w stanie usłyszeć, co odpowiadała mu osoba po drugiej stronie słuchawki. Jedyne, co słyszałam, to ciche szmery.
- Nie teraz. Póżniej o tym porozmawiamy.
Znowu cisza.
- To co niby mam zrobić? - zapytał wyraźnie w złym humorze. Nastała krótki cisza, a do moich uszu dotarło kilka słów które ktoś wypowiadał. - Niech ci będzie, ale następnym razem nie będę ratował jej tyłka. - odpowiedział i rozłączył się.
- Kto to był? - to pytanie od razu nasunęło mi się na usta.
- Justin. - poczułam ulgę, gdy usłyszałam jego imię.
Przez kilka sekund na początku rozmowy telefonicznej miałam niepokojące wrażenie, że Steven rozmawia z Jamesem. Nie zniosłabym, gdyby mnie oszukał. Co więcej, Justin pewnie zabiłby jednego i drugiego. Nie chciałabym widzieć, jak to by się skończyło.
- Gdzie on jest?
- Nie może się teraz z nami spotkać. Powiedział, że ma coś ważnego do załatwienia. - padła wymijająca odpowiedź. - Na razie jedziemy do mnie.
*POV Justin*
Wyciągnąłem ze spodni telefon i spojrzałem na wyświetlacz z uniesionymi brwiami. Dzwonił do mnie Steven.
- O co chodzi? - odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha.
- Znalazłem ją. - domyśliłem się, że chodzi mu o Arianę. - Gdzie ty jesteś?
- Możesz mi do kurwy nędzy wyjaśnić co to miało znaczyć? - wściekłość w moim głosie była wręcz namacalna. - Podobno inny był układ z Jamesem.
- Nie teraz. Później o tym porozmawiamy.
- Muszę pogadać z Jamesem. - odparłem, wzdychając głośno. - Nie mogę teraz zabrać Ariany.
- To co niby mam zrobić?
- Zabierz ją do siebie, przynajmniej na kilka godzin. - odpowiedziałem po krótkim zastanowieniu. - Ariana nie ma klucza od domu, a nawet jeśli by miała, w obecnej sytuacji wolę nie zostawiać jej samej.
- Niech ci będzie, ale następnym razem nie będę ratował jej tyłka.
Steven się rozłączył, a ja włożyłem telefon z powrotem do kieszeni spodni.
Z powrotem ruszyłem w kierunku klubu. Moje ciśnienie skakało przez wydarzenie, które miało miejsce dosłownie kilka lub kilkanaście minut temu.
Gdy wróciłem z powrotem na miejsce, nie zastałem już nikogo. Przeklnąłem pod nosem niezadowolony, że facet tak szybko się zmył. Ponownie wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Johna. Odebrał po kilku sygnałach.
- Halo?
- To wszystko sprawka Jamesa. - powiedziałem szybko, idąc w stronę wyjścia z klubu.
- Tak myślałem, że to on za tym stoi. - stwierdził. - Myślisz, że chodziło tu o Arianę? W ogóle jesteś z nią teraz?
- Nie wiem, czy to chodziło o nią. Muszę spotkać się z Jamesem i to ustalić. - wyszedłem na zewnątrz i odruchowo rozglądnąłem się na boki. - Ariana jest ze Stevenem.
- Czy tak przypadkiem nie nazywał się facet, który jest w gangu Jamesa?
- Tak i to właśnie o niego chodzi. - odpowiedziałem, kiwając głową, chociaż wcale tego nie widział.
- Stary, co ci odwaliło, żeby mówić o tym tak spokojnie? - uniósł ton swojego głosu.
- Uspokój się, on nic jej nie zrobi. Jest po naszej stronie. - stanąłem przy niskim krawężniku. - Gdzie jesteś?
- Przy samochodzie. - odparł krótko.
- Podjedź po mnie pod klub. Czekam na ciebie przy wejściu. Musimy pojechać do Jamesa. - po tych słowach zakończyłem połączenie.
*
Wszedłem do zacienionego wewnątrz budynku, w którym mieścił się magazyn Jamesa. Wokół panowałaby idealna cisza, gdyby nie odgłosy rozmów z dużego pomieszczenia na końcu korytarza. Bez dłuższego zastanowienia skierowałem się w stronę smugi światła. Było tu kilku chłopaków, między innymi Daniel i Simon. Na twarzy Jamesa pojawił się nikły uśmiech, gdy tylko zobaczył moją osobę, zbliżającą się w jego kierunku.
- Co ty odwalasz? - stanąłem kilka metrów od niego. - Inaczej się umawialiśmy. - mierzyłem go moim uważnym, nienawistnym spojrzeniem. Miałem już w nawyku mocne zaciskanie pięści i ich rozluźnianie zawsze, gdy ten człowiek stawał mi na drodze.
- Tu się niestety zdziwisz, ale cała akcja nie miała nic wspólnego z Arianą. - kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów. - Sam byłem szczerze zaskoczony, gdy Simon powiedział mi, że widział was w klubie. Ariana mnie w ogóle nie obchodzi. Mam też inne rzeczy na głowie, a zajmowanie się tą suką to już nie moja sprawa. - sposób w jaki ją określi spowodował, że krew we mnie zawrzała. Nerwowo zacisnąłem szczękę, czując, że niebawem wybuchnę.
- Myślisz, że takim gadaniem sprawisz, że ci uwierzę? - syknąłem nerwowo zaciskając pięści.
- Nie obchodzi mnie czy mi wierzysz. - jego spokojny ton głosu zaczął mnie zastanawiać. - Nie miałem zielonego pojęcia, że będziecie tej nocy w klubie.
Podszedłem do niego znacznie bliżej i spojrzałem w jego tęczówki z groźbą w oczach.
- Lepiej dla ciebie, żebyś mówił prawdę.
___________________________
Moi Drodzy
Chciałabym wam wszystkim życzyć rodzinnych i wesołych świąt Bożego Narodzenia. Przede wszystkim mile spędzonego czasu z gronie najbliższych i spełnienia wszystkich marzeń.