56.

55.4K 1.5K 2.3K
                                    

ARCHER POV 

Na chwilę świat przestał istnieć. 
Było zupełnie tak, jakby jakaś ogromna trąba powietrzna zmiotła wszystko z powierzchni ziemi. Chociaż nie...po takim huraganie zostaje bałagan, który ktoś posprząta. Gruz zawalony na ziemię, drewno, powyginane części metalu i ludzkie szczątki. 
Teraz była pustka. 
Jakby ktoś wcisnął "delete" na klawiaturze. 

Nie zostało nic. 

-Jeden niewłaściwy krok i ona zginie!- do moich uszu dotarł dobrze znajomy głos. 
Poczułem dreszcz przerażenia, zimny pot na plecach. 
Patrzyłem na zdezorientowaną Reed, okrytą w bluzę i z lekko rozczochranymi włosami. Miała krew na skroni, łzy na policzkach i rozczarowanie w oczach. Jej postura nikła przy wysportowanej sylwetce dziewczyny, która trzymała lufę przy jej głowie. 

Dziewczynie tak znajomej. Tak do bólu znajomej, że nie mogłem w to uwierzyć. 
-Wyłaźcie- warknęła, nawet na mnie nie patrząc. Widziałem, jak mocniej zacieśnia ucisk na ciele DiLaurentis, która skrzywiła się nieznacznie i tak targana bólem.- Co do jednego, marnego Kingsa. Już! 

Przełknąłem głośno ślinę, czując jak z moich nóg i rąk odpływa krew. Nie mogłem wykonać nawet jednego, marnego ruchu. Nie drgnęła mi nawet powieka. 
Patrzyłem jak spokojnie oddycha, mierząc chłopaków zimnym, surowym wzrokiem. Z uniesioną spluwą najpierw pojawił się Diego, potem Matt i Will. Na końcu wyszedł Mike, jakby bardziej uważnie niż zawsze. 
-Miło was widzieć, chłopcy- blondynka uśmiechnęła się półgębkiem.- To miły wieczór, żeby zginąć, prawda? 
Słyszałem, że padła odpowiedź, ale jej nie zrozumiałem. 

Patrzyłem na dziewczynę, która nie żyła. Która powinna nie żyć! 

-Czy na prawdę musisz już iść?- zapytała Kelsey, przygniatając mnie swoim ciężarem. 
Ciężar w tym przypadku to pojęcie względne. Ona była lekka jak piórko. 

-Obowiązki- zakomunikowałem, odgarniając jej włosy z twarzy.

-Nie lubię twoich obowiązków- powiedziała, marszcząc nos.- Gdybym spotkała dżina, zażyczyłabym sobie, żebyś nie musiał ich mieć.

Założyłem kosmyk jej włosów za ucho, czując ich delikatną fakturę pod palcami. Nie wiem co nakładała na te włosy, że były tak delikatne i miękkie. 

-To dopiero jedno życzenie- zauważyłem.- Jakie było by następne? 

Udawała, że mocno nad tym myśli, ale w jej oczach wyczytałem, że wie o nim od dawna. 
-Żeby Kingsi nie musieli istnieć. 
Uśmiechnąłem się lekko, nie wiedząc jak mogę zareagować. 

-I żebyśmy zawsze mogli być razem- wyszeptała. 

-Na to mógłbym iść- ucałowałem jej czoło, starając podnieść się z jej wygodnego łóżka. 

Jedyne światło jakie padało w tym pokoju pochodziło z małej, różowej lampki na biurku. Jej ciepło sprawiało, że skóra Kelsey miała ciekawą barwę. Taką...inną. 

-Co tym razem?- zapytała, siadając z nogami podkulonymi pod siebie.
-Interesy, kochanie- powiedziałem cicho, zapinając pasek od spodni.
-Zawsze tak mówisz- obruszyła się- i nigdy nie wyjaśniasz.
-Nie sądzę, żebyś chciała wiedzieć co o znaczy- wzruszyłem ramionami, podając jej koszulkę z podłogi. 

-Gdybym nie chciała, nie pytałabym- zauważyła.
-Święta zasada tego gówna brzmi: trzymaj z daleka od tego tych, na których śmierć nie jesteś gotowy.

Reinhart cmoknęła z niezadowoleniem, robiąc minę obrażonego trzylatka. Naciągnąłem  na siebie T-shirt i westchnąłem głęboko. Nie chciałem jej w to mieszać. Im bardziej tego unikałem, tym bardziej ona drążyła co zaczynało mi się nie podobać. 
-Na prawdę, nie zaprzątuj sobie tym swojej ślicznej główki- powiedziałem schylając się nad nią i zaciskając pięści na materiale pościeli.

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz