EPILOG

16.4K 630 1K
                                    

Nim zaczniemy, chciałabym poprosić, aby nie omijać ogłoszeń pod epilogiem. To dla mnie bardzo ważne. A teraz przejdźmy do rzeczy...

========


3 lata później



ARCHER POV

Naciągnąłem na siebie jensową, ciemną kurtkę, dokładnie tą samą, którą miałem na sobie trzy lata temu. Pierdolone trzy lata. Odruchowo włożyłem ręce do kieszeni, by odszukać okulary przeciwsłoneczne, jednak te leżały na samym dnie plastikowego pudła. Sięgnąłem po nie, by zaraz potem nasunąć je na nos. 

— To wszystko? — usłyszałem obok siebie głos niskiego i pulchnego mężczyzny, któremu w kącikach ust wciąż pozostawał lukier z donutów. 

To znaczy - miałem nadzieję, że był to tylko lukier.

W odpowiedzi tylko mruknąłem, zarzucając na bark małą torbę, w której znajdywało się kilka osobistych rzeczy. Nic, co chciałbym mieć w tym momencie przy sobie, jednak nie zauważyłem w pomieszczeniu żadnego kosza na śmieci, do którego mógłbym wrzucić zawartość tych gównianych lat.

— Zapraszam.

Poszedłem za nim i obserwowałem, jak otwiera drzwi magnetyczną kartą. Potem obok mnie znalazł się kolejny policjant, który zmierzył mnie wzrokiem.

— Okulary, Hale — mruknął.

Patrzyłem na niego przez ciemną poświatę, nie mając żadnego zamiaru się ruszyć. Od kilku minut nie podlegałem ich władzy, co zamierzałem uczcić właśnie w ten sposób. Mężczyzna mierzył mnie nieustępliwym wzrokiem, a ja tylko się wyprostowałem, wysuwając brodę do przodu.

W swoim życiu miałem kilka epizodów, które wolałbym wymazać ze swojego życia. O czasie, który spędziłem w brudnych murach więzienia, chciałem zapomnieć jak najszybciej. Odkąd wszedłem w biznes wiedziałem, że prędzej czy później odwiedzę te mury. Problem w tym, że czas w którym to się dokonało był najgorszy z możliwych. Nie wiedziałem, czy świat który czekał na mnie za kratami, wciąż był taki sam jak wtedy, gdy tu przybyłem. Ta niepewność, że być może nie będę miał do czego wrócić sprawiała, że miałem wrażenie, jakbym dostał porządnego kopniaka w brzuch. Sam nie wiedziałem czego powinienem się spodziewać. To nie tak, że nie miałem kontaktu z chłopakami czy Reed, jednak krótkie widzenia i rozmowy przez kawałek szyby, nie mogły dać mi żadnego obrazu rzeczywistości, która mogła mnie czekać.

— Nie wyjdziemy, dopóki ich nie ściągniesz, Hale.

Jego głos przeszył korytarz, skąpany w żółtym świetle żarówki. Miałem ochotę stłuc tą lekko mrugająca lampkę, która doprowadzała mnie do szału. Zupełnie tak, jak robił to mężczyzna przede mną, obserwując z triumfalnym uśmiechem to, jak chwytam okulary i wkładam je do kieszeni. Myślałem tylko o tym, że nie mam zamiaru nigdy więcej oglądać ani tych ścian, ani żadnego psa, który obdarzał mnie spojrzeniem pełnym pogardy. Przez trzy lata znosiłem ten drwiący śmiech i wyraz twarzy, sugerujący że jestem największym gównem tego świata. Na początku nawet mnie to cieszyło. Znaczyło, że jestem kimś. Jednak z czasem stało się to irytujące, a żal, który nosiłem w sobie stopniowo narastał. 

Żałowałem. 

Żałowałem, że tamtego dnia odebrałem ten pieprzony telefon i wysłuchałem Lory. Żałowałem, że zgodziłem się dla niej pracować, bo pomyślałem, że jeśli będę wystarczająco blisko niej, zdołam nie tylko ochronić Reed, ale także unieszkodliwić ją na długie lata. Myślałem, że rozsadzę jej bandę od środka i nie mogłem doczekać się dnia, w której stanie się bezbronna. Żałowałem, że nigdy nie poznałem prawdziwej Kelsey, bo chociaż to zabolałoby bardziej, dziś nie miałbym za sobą tych doświadczeń, które zaprowadziły mnie nad przepaść. Żałowałem, w jaki sposób traktowałem Reed i bałem się, że tym razem nie będzie czekać. Miało do tego zresztą pełne prawo.

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz