60.

11.3K 447 304
                                    

REED POV

Szpitalna biel otaczała mnie z każdej strony. Siedziałam na wątpliwej wygody krześle, obserwując ruchy pielęgniarki. Włosy, które zaplotła w długi warkocz poddawały się każdemu, nawet najdrobniejszemu ruchowi.

— Jest Pani trochę poobijana — przyznała po serii badań. — Miała Pani sporo szczęścia.
Kiwnęłam głową. Poniekąd miała rację. Szczęściem było to, że wciąż żyłam.
— Cóż — kontynuowała — proszę się oszczędzać. Kiedy opadnie adrenalina, poczuje Pani ból, który z pewnością da się złagodzić tym — do ręki wcisnęła mi receptę, którą wcześniej wypisał lekarz przypominający wyglądem Świętego Mikołaja. — Gdyby pojawiły się niepokojące objawy, proszę zgłosić się do lekarza.

Uśmiechnęłam się słabo, co bardziej wyglądało jak grymas.
— Czy mogę już iść?
— Jasne — odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc. Zajęła się składaniem całego sprzętu, który leżał na małym stoliczku. — Ktoś już na Panią czeka. A tak między nami... radziłabym nie spacerować w nocy po lesie, w dodatku bez latarki. 
Wyszłam na drżących nogach z gabinetu, który przyprawiał mnie o mdłości. Korytarz posiadał więcej kolorów, chociaż szpitalny zapach wciąż przypominał mi o tym, co się stało.

— Reed! — twarz Ryana powitała mnie pokrzepiającym uśmiechem. — Już myślałem, że ciebie też tu zatrzymają.
— Co?
— Diego złamał rękę — wyjaśnił.
— A Will?
Wzruszył ramionami.
— Nawet ze złamaniem wypisałby się na własną rękę.
— Wiesz co z Archerem?
Serce w mojej piersi drżało. Niewiedza, która zabijała mnie od środka, była gorsza niż wszystko, co przeszłam tej nocy. Miałam ochotę płakać, ale mój organizm nie był w stanie produkować łez.
— Nie wiem — mruknął cicho. — Nie mamy kontaktu z nim, Matt'em, Michaelem i Scarlett.
Opadłam ciężko na plastikowe krzesło, zamykając oczy.

Pod powiekami miałam obraz Mike'a, który opadł z sił i kazał mi uciekać. Przypomniałam sobie szaleńczy bieg, któremu towarzyszyły ostrzały dobiegające gdzieś z oddali. Potem zobaczyłam chłopaków, a zaraz po nich Lorę Reinhart grożącą, że nas wszystkich pozabija. Nastąpiły pierwsze wybuchy, a zdziwienie na twarzy kobiety stało się tak wielkie, że całkowicie straciła rezon. Nim się spostrzegłam, Will odpalił samochód a potem siła eksplozji budynku obok nas, dosięgła nasz samochód. De'Vitto stracił nad nim panowanie, a samochód dachował na kamienistej drodze.

— Dobrze, że nas znalazłeś — wymruczałam, czując jak pochłania mnie odrętwienie. Czułam się tak, jakby to wszystko było gdzieś poza mną.
— Jak — wycedził przez zęby, siadając obok mnie — do kurwy, Ty się tam znalazłaś!
— Dragon.
— Co ty tam robiłaś, Reed!?
— To długa historia.
Wood pokręcił głową.
— Nie mieści mi się to w głowie!
— Kurwa, Ryan! — krzyknęłam, czując że całkowicie się rozpadam.
Osoby obok nas zwróciły na nas uwagę. Jedna z przechodzących lekarek, rzuciła mi nieprzyjemne spojrzenie.
— Chodź — potrząsnął głową. — Skupianie na sobie uwagi to najgorsze co możemy zrobić.
Wyszłam za nim. Ryan wyprowadził mnie przed szpital, gdzie zatrzymał się pod rzędem drzewek przy parkingu. 
Noc była duszna, a ulice miasta spokojne. Ryan wyciągnął paczkę papierosów, po czym podsunął mi ją pod twarz.
— Zapal sobie — polecił. — To najlepsze lekarstwo uspokajające, jakie wymyślił świat.
Chwyciłam w drżące dłonie jedną fajkę, wtykając ją sobie do ust. Zaraz potem chłopak odpalił mojego papierosa, po czym zrobił to samo ze swoim.
Zaciągnęłam się dymem, pozwalając by wdarł się głęboko do moich płuc. Nienawidziłam palić tak bardzo, jak nienawidziłam w tym momencie całego świata. Gryząca substancja drażniła moje gardło. Zakasłałam, przeklinając.
— Nigdy tego nie robiłaś, co?
— Robiłam — przyznałam, przypominając sobie te kilka razy w Nowym Yorku, gdzie pijana siedziałam na zapleczu baru, słuchając wywodu kelnerki o tym, że nie ma na świecie faceta, który byłby wart tego, by się tak staczać.

Milczeliśmy przez chwilę, obserwując jak papierosowy dym wychodzi spomiędzy naszych ust i znika w ciemności.
— Ponawiam pytanie, DiLaurentis — mruknął. — Co do chuja robiłaś w zatoce?
Opowiedziałam mu całą historię związaną z Dragonem, a potem z tym co miało miejsce zatoce. Ryan tylko słuchał, ani razu mi nie przerywając. Dopiero kiedy skończyłam zapytał:
— Dlaczego nic nam nie powiedziałaś?
Zaśmiałam się bez krzty wesołości.
— Ponieważ miałam milczeć?
Popatrzył na mnie z wyrzutem.
— Do cholery, Reed! Jak mogłaś pomyśleć, że ty, bez jakiejkolwiek wiedzy dasz radę ugrać coś z Dragonem?
— To po co mnie tam wysłałeś, Ryan? — warknęłam, czując jak w moim ciele wzmaga się złość.
— Wysłałem — przyznał. — Ale myślałem, że będziesz na tyle inteligentna, że jeśli coś zacznie się psuć, to nam powiesz!
— Powiedział, że was pozabija, jeśli komukolwiek powiem!
— Celowałaś w swojego faceta, więc chyba nie powiesz mi, że go chroniłaś.
— Nie wiedziałam!
Wtedy znów się rozpłakałam, ale Ryan wcale się tym nie przejął. Patrzył na mnie chłodno.
— Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Zdajesz sobie sprawę z tego, że to przez ciebie wszystko się posypało?
Zakryłam sobie uszy dłońmi.
— Przestań!
— Kurwa, Reed! To jest fakt! Zjebałaś, bo nie użyłaś rozumu! — krzyknął. — Na miejscu Diego potraktowałbym cię jak zdrajcę! Naraziłaś swoich przyjaciół, ich bliskich a w dodatku swojego faceta!
Prychnęłam pogardliwie.
— Nie wierzę, że nagle zaczęli cię obchodzić! Oni nawet nie są twoimi przyjaciółmi!
— Są moimi współpracownikami — warknął. — W tym świecie to coś bliższego, niż rodzina. Zdajesz sobie sprawę, że zabiłaś Mike'a!?
Usiadłam na betonie, pozwalając sobie na rozpad. Ryan miał rację. Gdybym tam nie przyszła, nic by się nie stało. Byłam sprawcą ich obrażeń. To ja sprawiłam, że O'Connor tam został i zapłacił za to życiem.

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz