41.

50.5K 2K 1.5K
                                    

MIKE POV

Odwiozłem Reed do domu a potem Ryana. Mimo, że akcja zakończyła się pomyślnie nikt z nas nie był rozmowny. Każdy siedział zamknięty w swoich myślach, zupełnie tak, jakbyśmy odczuwali porażkę, która miała nadejść. 

Jak na Dragona, poszło po prostu za łatwo. 

Bardzo chciałem odpędzić od siebie czarne myśli ale były zbyt natarczywe. 

-Nie idziesz do domu?- Zapytał Wood, kiedy zauważył że wciąż nie zgasiłem silnika ani nawet nie wyraziłem takiej chęci.

Zerknąłem na niego, ściskając w dłoniach kierownicę. 

-Nie- zaprzeczyłem.- Muszę pomyśleć.

Chłopak kiwnął głową i wysiadł, zatrzaskując za sobą drzwi. Ceniłem go chyba za to, że nie zadawał pytań. Co niektórzy, mogli by się tego nauczyć. 

Chwilę patrzyłem na dom, w którym wszystkie światła w oknach były już zgaszone. Potem bez namysłu wycofałem, z powrotem włączając się do ruchu.

Radio cicho brzęczało, tak cicho, że nawet nie potrafiłem rozpoznać słów piosenki. Błądziłem po okolicy, rzucając długie spojrzenia na drogę przede mną bądź rozgwieżdżone niebo. Nie chciałem zbytnio wyjeżdżać za miasto, wiedząc że zajmie mi to zbyt dużo czasu. Nie czułem prawie wcale zmęczenia a obiecałem sobie, że nie będę jak ostatni idiota leżał w łóżku i gapił się w sufit.

W połowie drogi zauważyłem, że zaczynam obierać konkretny cel a kiedy znalazłem się na odpowiedniej ulicy, zorientowałem się że mogłem wrócić a mimo wszystko jechałem dalej, zwalniając do minimalnej prędkości.

Obserwowałem tylko jeden dom z ciężkim uczuciem na brakach. Słabe światło tliło się na dole, ale w pokoju blondynki panował mrok. Okno było zasunięte firanką i dokładnie zamknięte. Czy zrobiła to specjalnie, żebym już nigdy jej nie odwiedził? 

Zgasiłem silnik, przystając na poboczu. Odetchnąłem ciężko,  wiedząc że nie chce mnie widzieć ani nawet o mnie słyszeć. To nie znaczyło, że ja tego nie chciałem. 

Musiałem przyznać, że polubiłem ją jako człowieka i zaczynało brakować mi jej, zwłaszcza wtedy kiedy wiedziałem, że jest na mnie zła. 

Wysiadłem z samochodu i przysiadłem na chodniku. Wszędzie było cicho, kiedy wyciągałem paczkę fajek i włożyłem jedną z nich do ust. Podpalając szluga, mocno się zaciągnąłem wpatrując się w żarzącą końcówkę. Dym gryzł mnie od środka, ale byłem do tego tak przyzwyczajony, że nie robiło to na mnie większego wrażenia, poza ogólnym uczuciem wyciszenia. 

Pierwszy papieros smakował jak gówno. 

Miałem ochotę zwymiotować i prawie to zrobiłem. To było jakoś w dwunastym bądź trzynastym roku mojego życia. Tamten okres zlał się w jedną, szarą i ciężką masę bezsensu i nie potrafiłem wskazać wielu rzeczy, powodów i decyzji z podaniem konkretnej daty czy chociażby roku. Wiedziałem, że "wtedy" żyłem na ulicy, próbowałem nowych rzeczy, robiłem co chciałem, spałem w miejscach,  których normalny człowiek nie chciałby nawet oglądać, pomieszkiwałem gdzie się dało i kochałem się bić, nawet jeśli przegrywałem. Ból który czułem, przypominał mi o tym, że jeszcze istnieję i żyję.

Kiedy jest się wyrzutkiem społeczeństwa, zapomnianym marginesem pozbawionym człowieczeństwa, pragnie się w końcu poczuć, że na prawdę jest się człowiekiem. 

Więc kochałem nawet ten rozdzierający ból i łzy, które wyciskał. 

Delektując się papierosem i uspakajając wszystkie nerwy, obróciłem się obserwując dom Reynoldsów. Wyglądał zwyczajnie, ale wiedziałem że w środku czają się wszystkie demony Yvette. Dokończyłem szluga, rozgniatając go o chodnik i podniosłem się ciężko. 

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz