25.

48K 2.2K 833
                                    

Zapach środka dezynfekującego wdarł się do moich nozdrzy, jeszcze zanim zdążyłam zarejestrować fakt, że stałam przed ciemnoskórą recepcjonistką, która zza swoich okularów przyglądała się najpierw mi a potem stojącemu obok Williamowi. To on rozmawiał z kobietą, która sprzedała nam pokrzepiający uśmiech i zaczęła stukać w klawiaturę. Czułam się jak w amoku, jakbym była robotem, maszyną, zaprogramowaną na wszystkie życiowe czynności. Życie toczyło się obok mnie normalnym rytmem, a ja czułam się jak widz, który nie uczestniczy w tym, co ogląda. 
-Jennifer Hale- mruknęła pod nosem, kierując swoje spojrzenie na mnie.- Jesteście z rodziny? 

-Jestem córką- odpowiedziałam, zaciskając mocno palce na ladzie. Niech puści mnie już do mamy, niech ten koszmar się już skończy.- Chcę ją zobaczyć.

-Przykro mi, to nie jest możliwe- pokiwała głową, a jej ciemne loki zaczęły rytmicznie podskakiwać.- W tej chwili trwa operacja. 

-Operacja!?- Wykrzyknęłam, wycofując się dwa kroki w tył. 
Do moich oczu ponownie napłynęły łzy a nogi, zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Zupełnie tak jak przed chwilą w barze, gdzie upadłam na kolana, szlochając. Nawet nie słyszałam, co mówił Adam bo upuściłam przy tym telefon. 

-Reed?- Usłyszałam głos Willa, jednak brzmiał on, jakby gdzieś z daleka. Jakby dochodził z wielkiej studni. 

-Reed!- Tym razem był to inny głos, donośniejszy i przejęty. Popatrzyłam w stronę, z którego dobiegał. Moim oczom ukazał się Adam, z troską wypisaną na twarzy i garniturem, którego nieskazitelnie biała koszula, zaczęła zlewać się z jasnymi ścianami. A może to mi już pieprzyło się w głowie. 

-Co się stało?- Zapytałam, bliska płaczu, kiedy wziął mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił.- Co się stało?! 

-Jennifer miała wypadek- powtórzył, odciągając mnie od siebie na długość ramienia.- Jakiś samochód wcisnął ją w betonowy przepust. To cud, że żyje...

Tyle mi wystarczyło, żeby całkowicie się rozkleić. Zaczęłam gorzko łkać, ignorując fakt, że staliśmy na środku korytarza a Will, odszedł od nas, przystawiając telefon do ucha. Adam posadził mnie na krześle, przy okazji usuwając nas z drogi innym ludziom. Wiedziałam, że również się martwił, ale w tamtym momencie, mogłam tylko myśleć o puszcze, która zaciskała się na mojej rodziciele, a którą potocznie nazywamy samochodem. 

-Co z nią?- Wychlipałam.

Adam westchnął głęboko, rozcierając moje ramiona, które trzęsły się od płaczu. 

-Trwa operacja- pokręcił głową.- Ma złamaną nogę, wiele ran i rozbitą głowę...Straciła dużo krwi. 

Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Już kiedyś miałyśmy wypadek samochodowy i wiedziałam, jak straszne to było. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, kompletnie skasowanego wozu i jej drobnego ciała, uwięzionego pośrodku tego metalu. 

-Chodź- chwycił mnie za łokieć i poprowadził w stronę windy, gdzie w połowie drogi dołączył do nas DeVitto i z troską, objął mnie tak, żebym się nie przewróciła. 

Winda zaprowadziła nas na piętro, gdzie pod wielkimi drzwiami mogliśmy poczekać na jakiekolwiek informacje. Czerwony napis, parzył moje oczy za każdym razem, gdy czytałam jego treść. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony.
TAM JEST MOJA MATKA DO CHOLERY!

-To może potrwać- poinformował mnie Adam, ale na szczęście nie próbował wysłać mnie do domu. 

Nie obchodziło mnie, ile będę musiała tutaj siedzieć. Miałam zamiar czekać tutaj nawet sto lat, by usłyszeć, że wszystko jest w porządku. Bo tak musiało być. Ona musiała wyzdrowieć! Wszystko musiało wrócić do normy.
-Pójdę po kawę- mruknął ojciec Archera, klepiąc mojego towarzysza po ramieniu.- Przypilnuj jej. 

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz