15.

62.6K 2.5K 935
                                    

Archer pociągnął mnie i usadowił na swoich kolanach, ignorując zaciekawione spojrzenie Williama, który rozsiadł się na fotelu przed nami. Hale oparł podbródek na moim barku, oplatając mnie silnymi rękoma.
-Stary, dałem wszystkim wolne a ty zwołujesz zebranie?- Diego spojrzał na naszą dwójkę, prostując się i załamując ręce, przekrzywił głowę w prawo. 

-To my mamy wolne?- Burknął zielonooki z ironiczną nutą w głosie. 

-Możesz mieć nawet chorobowe- przewrócił oczami tutejszy szef.

-W takim tempie?- Zaśmiał się DeVitto, ukazując rząd białych zębów.- Lepiej proś o urlop ojcowski.
Otworzyłam oczy szerzej ze zdumienia, zaciskając usta w cienką linijkę. Chłopak przyciągnął mnie bliżej siebie, jakby chcąc dodać otuchy. Zerknęłam katem oka na Archera, widząc jak zabija wzrokiem przyjaciela. 
-Ani mi się śni w to bawić- odpowiada tylko, mrużąc oczy.

Czuję się dziwnie, słysząc te słowa i przypominając sobie żart Willa. To przeszywające uczucie, powodujące dziwne mrowienie w ciele, niczym mieszanina szoku i smutku. Spoglądam na swojego chłopaka, ale ten odwraca wzrok w kierunku wejścia, skąd dobiega do nas śmiech Crossa i Whitmore. Para wyłoniła się z korytarza, trzymając się za ręce i przywitała się z nami. Uśmiechnęłam się lekko, widząc jak Izzy do mnie macha. Potem usiadła obok Matta, który objął ją delikatnie.

-Gdzie Mike?-Zapytał niebieskooki, lustrując pomieszczenie wzrokiem.

-Dzwoniłem do niego- zaręczył Archer.- Był za miastem, powinien jakoś za chwilę tu być.

Wewnętrznie byłam z siebie dumna. Ja nie jestem w stanie przekonać chłopaków do Ryana, ale tylko jedna osoba mogła mnie wysłuchać. 

Ułożenie pewnych słów w odpowiedniej kolejności, potrafi dać zamierzony efekt. To jak siadanie na ambicji i o dziwo...podziałało. 

-Co jest tak piekielnie ważne?- DeVitto rozłożył ręce. 

-Coś. Jest.- Wysyczał przez zęby w odpowiedzi.
Drzwi trzasnęły, kiedy kolejna osoba w wkroczyła do domu. Wszyscy znów zwrócili oczy w tamtą stronę. Po chwili do pomieszczenia wkroczył Michael O'Connor. Zmrużył oczy, przenosząc spojrzenie na każdą osobę, która była w salonie. Przeczesał ręką włosy, które lekko sterczały na czubku a kiedy podniósł rękę, jego kurtka podążyła razem z kończyną, odsłaniając broń wetkniętą za pasek. 
-Mike- zaczął poważnie Diego.- Nie wysyłałem cię, żebyś...

Patrzy znacząco na pistolet, a blondyn unosi brew ku górze i siada na sofie. 
-Zrobiłem to, co musiałem- odpowiada zimno.

Bije od niego nieprzenikniony chłód i mrok a mroźne spojrzenie, pusto wpatruje się w stos gazet na szklanym stoliku. 

Mam rozumieć, że zanim tutaj przyszedł...zabił kogoś?

-Jesteśmy już wszyscy?- Pyta Hale, ignorując dziwne zachowanie przyjaciela. 

-Na to wygląda- westchnął Diego.- O co chodzi?
-Czekajcie- zaoponował William.- A Aaron?

-Nie ma go- poinformował ciemnooki.- Wrócił do domu razem z rodziną. Będzie tu za parę dni, ale do tego czasu jesteśmy w tym składzie. 

-Dlaczego?- William spojrzał na niego zaciekawionym wzrokiem.
-W obecnej sytuacji, jeśli chce chronić rodzinę? Chyba to logiczne, że Ryan nie kojarzy się nam wszystkim z bezpieczeństwem- wyjaśnia, co jest dość logiczne. 

O ile Mederith pewnie stawiałaby opór, tak na szali stawia się życie dwójki małych dzieci. Teraz Aaron na stałe dołączył do grona chłopaków, chociaż początkowo miał mnie tylko pilnować. Los chciał inaczej i w którymś momencie, po prostu stał się jednym z Kingsów. 

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now