23.

51.8K 2.3K 1K
                                    

Czasem po prostu przychodziły takie dni, że wszystko stawało się wielką papką bezsensu, zbyt ciężkiego do udźwignięcia. Leżałam, zwinięta w kłębek na łóżku słuchając ciszy, przerywanej cichym odgłosem wydychanego powietrza. Chciałam cofnąć się w czasie i móc pozmieniać bieg wydarzeń tak, by Evan Wood nie namieszał w moim życiu. Gdybym cofnęła się na tyle w przeszłość, aby nie wsiąść do jego samochodu podczas imprezy u Kellana, może to wszystko było by łatwiejsze i teraz, nie musiałabym się tym martwić.

Ale to tylko czcze myślenie, bo dobrze wiedziałam, że to nie powstrzymałoby ani jego, ani Katty ani nawet Lory przed tym, co chcieli zrobić. Niestety, to chyba na niewiele by się zdało, bo każde z nich dopięłoby swego w taki czy inny sposób a skutkiem tego, zawsze mogło być coś gorszego niż obecny stan rzeczy.

-Wiesz co stwierdziłem?- zapytał, przybliżając się do mnie. Patrzył w moje wystraszone oczy, tak pewnie, że zaczęło mnie to zawstydzać.- Że nie mogę nikogo kochać. Kochałem mamę..straciłem ją..kochałem Kelsey..zginęła..więc...

Zamilkł. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy jego dłoń znalazła się na moim biodrze. Ciepła i duża, ogrzewała tamto miejsce, a dziwne ogniki przepływały przez moje ciało.

-W-więc?- wyszeptałam, niezdolna do logicznego myślenia.

Wszystkie informacje, przeżycia i fakty zlewały się w jedną wielką papkę. Serce przyśpieszyło. Zaczęłam oddychać szybciej, zastanawiając się co się dzieje.

-Więc boję się, że cię stracę Reed- powiedział szeptem, zmniejszając odległość między nami. Była tak blisko, jak wtedy, gdy Matt obserwował nas z szafy. Może nawet bliżej. - Bo cię kocham-wyszeptał wprost w moje wargi.

Jego usta dotknęły moich, w momencie kiedy przymknęłam oczy.*

Może właśnie tak musiało być. Może musiałam wsiąść do tego samochodu, poznać zasady nielegalnych wyścigów, brać udział w tej chorej grze i może musiałam tamtej nocy wracać z Archerem. Bo gdyby nie to, moglibyśmy nigdy nie być razem. 
Może tak musiało być, żebyśmy wydobyli z siebie to, co czuliśmy. 

Podniosłam się w momencie, w którym do moich drzwi ktoś zapukał. Nie liczyłam, że będzie to mama bo od jakiegoś czasu czułam się jakby nasz kontakt zdecydowanie się pogorszył. Widziałam te ukradkowe spojrzenia, kiedy uśmiechałam się do telefonu, ten lekko karcący wzrok, kiedy wchodziliśmy z Archerem na górę i to kręcenie głową, kiedy o nim wspominałam. Nasza dobra relacja po prostu się podłamała. 

-Proszę- mruknęłam cicho, podnosząc się do pozycji siedzącej. 

-No hej- usłyszałam dobrze znany męski głos i aż podskoczyłam. Nie spodziewałabym się takich odwiedzin. 

-Mój Boże!- Żachnęłam się, pośpiesznie wstając i rzucając się na szyję przybyłemu, pisnęłam z radości.- Will, co ty tu robisz?!

-Odwiedzam cię- prychnął, jakby to było oczywiste, po czym dodał znudzonym głosem.- Nie spodziewałaś się?

-Nie- zaśmiałam się i puściłam jego szyję odchodząc od niego o krok.- Jak tu wszedłeś?

-Yyy...-zamyślił się, robiąc przy tym śmieszną minę.- Drzwiami?

Pacnęłam go lekko w ramię, kręcąc głową z niedowierzaniem. DeVitto roześmiał się raźnie, rozczesując palcami swoje włosy,  które wpadały w wręcz czekoladowy odcień. Uśmiechnął się szeroko, widząc że przyglądam mu się bacznie, co na pewno połechtało jego ego. Faceci.

-Chcesz zdjęcie? Zostanie na dłużej.- Powiedział poważnie, jednak jego oczy wciąż się śmiały.

-Spadaj- burknęłam.- Pytam serio.

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz