2.

84.5K 3.4K 2.4K
                                    

Archer wjechał na naszą ulicę w West Richmond Falls a mnie ścisnęło w sercu. To tak, jakbym nie widziała domu przez wiele lat i zaczęła przypominać sobie wszystkie lata, jakie tu spędziłam. Ale to dziwne uczucie było spowodowane czymś innym. Kiedy stąd wyjeżdżałam, byłam święcie przekonana, że uciekam od wszystkiego co wiązało się z zielonookim. Myślałam, że już mnie zostawił, że mnie nie potrzebuje i już zapomniał. A teraz, kiedy tu wracam, okazuje się że grubo się myliłam. Wracaliśmy razem. Po paru sekundach zatrzymał pojazd na podjeździe. Kiedy tylko to zrobił w drzwiach stanęła moja mama. Ruszyłam pędem ku niej, wtulając się mocno w matczyne ramiona. Tęskniłam za nią. 

-Cześć córeczko- przywitała się, jeszcze mocniej mnie przytulając.- Jak podróż?

Wdychałam jej zapach, który towarzyszył mi od narodzin. Jej blond włosy, spięte były z tyłu głowy a złota obrączka mieniła się w słońcu. Jej radosny głos i uśmiech, zaczęły mi się udzielać.
-Dobrze- westchnęłam, niechętnie ją puszczając.- Adam jest w domu?

Pokręciła przecząco głową. 

-Praca- powiedziała i zerknęła przez moje ramię. 

Przez jej twarz przeleciał dziwny cień, kiedy zauważyła z kim przyjechałam. Przestąpiłam z nogi na nogę, słysząc jak Archer zamyka bagażnik i kładzie moje walizki na żwirowanym podjeździe. Wiedziałam, że się tego nie spodziewała. Założyła ręce przed siebie, opierając się o framugę. 

-Przywiózł cię?- zapytała cicho, poważniejąc. 
-Tak- zgodziłam się, czując jak pocą mi się ręce. 

W tej chwili Hale stanął obok mnie. Ledwo stykaliśmy się ramionami, kiedy ta dwójka mierzyła się spojrzeniami. Jeśli miałam wcześniej chociaż trochę nadziei, to własnie umarła w tej chwili. 

Może Jennifer nie przyznałaby się do tego, ale wiedziałam że nie przepada za przybranym synem. Ma do tego prawo, biorąc pod uwagę wszystkie złośliwości jakie nam wyrządził. 
-Wejdźcie- powiedziała w końcu, przenosząc swoje spojrzenie na mnie.- Na pewno jesteście zmęczeni.

Dom nie zmienił się tak bardzo, jak wtedy gdy opuszczałam go rok temu. Wszystko stało na swoim miejscu, nawet rośliny. Moja mama zawsze miała dryg do kwiatów i pod jej czułą opieką, potrafiły przetrwać latami.  Ja ususzyłabym nawet kaktusa. 

-Na pewno jesteście głodni- zawołała z kuchni.- Zrobiłam spaghetti. Chcecie?

Już miałam powiedzieć, że nie. Przecież jadłam śniadanie w Nowym Yorku i wciąż czułam jego słodki smak w przełyku. To były najlepsze naleśniki jakie jadłam, nawet jeśli pochodziły z knajpki na rogu ulicy. 

-Zjemy- odpowiedział Archer, spoglądając na mnie rzeczowo.

To miał być ten wzrok, który oznajmiał, że nie ma mowy o sprzeciwie. Chłopak zostawił moje walizki w korytarzu i chwytając mnie za łokieć, poprowadził do pomieszczenia gdzie stały już dwa parujące talerze. Pachniało ładnie, ale wciąż nie byłam na tyle głodna, żeby móc to zjeść. Skrzywiłam się lekko, jednak szybko zastąpiłam ten grymas lekkim uśmiechem. Usiadłam na krześle, zaczynając bawić się widelcem i długimi nitkami makaronu. 

-Stęskniłam się za tobą, kochanie- mama cmoknęła mnie w czubek głowy, stawiając przede mną szklankę soku. Zaczęłam czuć się jak mała dziewczynka, której wszyscy usługują, bo sama nie daje rady. 
-Ja też- przyznałam.

-Opowiadaj- zachęciła, ignorując obecność Archera.

Usiadła obok, lekko odwracając się plecami do zielonookiego, który w spokojnym tempie jadł swoją porcję. Nie spodobało mi się to, ale nie chciałam popadać w paranoję. Przecież nie zrobiła tego specjalnie, po prostu z przyzwyczajenia usiadła tak a nie inaczej.

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz