55.

27.7K 1K 647
                                    


REED POV

Huk wystrzału, zdziwił mnie samą. Był jak rozdzierający ciszę grzmot, który paraliżuje społeczeństwo. 
Strzeliłam, nie zważając na nic. Nie wiedziałam nawet czy dobrze wycelowałam. 

Kiedy oddałam strzał, z moich ust wydobył się wrzask. Sam strzał, nie był dla mnie aż tak bolesny, dopóki nie zobaczyłam twarzy swojego celu.  W tym samym momencie, kiedy nacisnęłam spust, z jego głowy spadł kaptur a w świetle lampy ujrzałam tą dobrze znaną twarz. Oblicze, które widziałam przez dzień. Które przez lata towarzyszy mi w snach.

Miałam zabić faceta, który stał obok Lory Reinhart. 
Miałam zabić Archera. 

Cofnęłam się o krok będąc w szoku. W mojej głowie huczało od pytań, ale nie umiałam sklecić sensownego zdania. Patrzyłam jak kilkanaście metrów ode mnie, zradza się chaos. Widziałam jak Archer wpada na Lorę, spychając ją z linii strzału. Wyciągnął broń, czujnym okiem obserwując teren. 
Byłam w szoku, jednak odczułam ulgę, że spudłowałam. 

Mimo wszystko, czułam że cokolwiek się tu dzieje nie jest to na moje siły. Czyżby Archer na prawdę współpracował z Lorą? Czy na prawdę jest przeciwko chłopakom? 
Do moich uszu dolatywały dźwięki, odgłosy rozmów, jednak nie byłam w stanie ich zrozumieć. Chciałam stamtąd uciec, zaszyć się gdzieś aby się uspokoić i przemyśleć wszystko. Nie chciałam patrzeć na to co się tu działo. 
Czułam się zdradzona przez Archera i mimo, że bardzo go kochałam, jego widok tutaj zmroził mi krew w żyłach. 

Zanim się spostrzegłam, zobaczyłam jak Hale zbliża się do mnie. Nie widział mnie w tej ciemności, skrytej za kontenerem i wcale nie chciałam, aby mnie zobaczył. Ruszyłam pędem między blaszakami, chcąc tylko trafić do samochodu i uciec z tego okropnego miejsca. 
Miałam wrażenie, że moje stopy obijają o beton z taką siłą, że słyszy mnie całe miasto. Nie wiedziałam, czy Archer za mną biegnie. Może własnie celuje w moje plecy a to moje ostatnie sekundy życia. 

Wtedy poczułam, jak ktoś z impetem wpada na mnie bokiem i zanim zdążyłam to zarejestrować, by jakoś zareagować już leżałam na ziemi, przygnieciona ciężarem ciała mężczyzny. Moje obolałe ciało, nawet nie miało siły się ruszyć. Jego ręka spoczęła na moich ustach, powodując że nie mogłam nawet dobrze nabrać powietrza.

-Reed!?- zachrypnięty i znajomy głos wdarł się do moich uszu. Szept, który ów facet z siebie wydał, sprawił że po moim ciele przeszedł dreszcz.- Co ty tu do kurwy nędzy odpierdalasz!?
Michael O'Connor zawsze mnie trochę przerażał. Był jednym Kingsem, którego czasem się obawiałam. Ostatnio stał się spokojniejszy, ale nawet teraz dostrzegłam ten niebezpieczny błysk w oku. 
Wymruczałam coś, bo wciąż zasłaniał mi usta dłonią. Dopiero kiedy ją zdjął, mogłam cokolwiek wyszeptać.
-A ty!?- zdziwiłam się.
-Mieliśmy dziś doprowadzić to do końca!- powiedział a ja widziałam, że był wyraźnie zdenerwowany.- Przez ciebie, jesteśmy w czarnej dupie! 
-To przez Dragona!- wyszeptałam, czując jak buzuje we mnie adrenalina. 

Usłyszeliśmy gdzieś nieopodal szmer. Mike uciszył mnie, oddychając głęboko. 
Widzieliśmy cień Archera, padający tuż niedaleko nas. Podszedł jeszcze bliżej, lustrując wzrokiem przestrzeń. 
-Czysto- odkrzyknął, a ja miałam wrażenie, że jego wzrok zatrzymał się na naszej dwójce kilka sekund dłużej. 
Wstrzymałam oddech, chociaż może tylko mi się wydawało, że nas widzi. Byliśmy w cieniu, nasze ubrania nie rzucały się w oczy. 
Archer odszedł, pozostawiając na w ukryciu.
Słyszałam niewyraźny szmer rozmowy Lory i jakiegoś chłopaczka. Mówili coś o dostawie i ciężarówce a w końcu usłyszeliśmy oddalające się kroki. 
-Ciebie do reszty pojebało?- wysyczał Mike prosto w moją twarz.
-Nie wiem czy mamy czas na wyjaśnienia- odpowiedziałam, zrzucając go z siebie.- Musiałbyś tłumaczyć się pierwszy. 

Mężczyzna spojrzał na mnie krytycznie, łapiąc za broń. Wstał, opierając plecy o zimny metal. Poem wystukał coś w zegarku a ja czułam się jak dziecko, przyłapane na zjedzeniu słodyczy przed obiadem. 
Wstałam obolała, uważając by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. 
-Chciałaś go zabić?- zapytał cicho.
Tak cicho, że ledwo usłyszałam ten szept. 
-Nie wiedziałam, że to on-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 
Przetarłam zmęczoną twarz dłońmi. Czułam się tak, jakbym zaraz miała zemdleć. To zdecydowanie zbyt dużo emocji i stresu jak na jednego człowieka.

Jak oni mogą to robić tyle lat z takim spokojem!?

-Więc to sprawka Dragona?- upewnił się szeptem, lustrując luki między kontenerami. 
Kiwnęłam głową. Miałam wrażenie, że w moim gardle znajduje się stos igieł, które wbijają się w delikatną ściankę. Coś dziwnego działo się z moim ciałem. 
-Mogłaś nam powiedzieć- odparł w wyrzutem.- Teraz jesteśmy w piździe, wiesz? 
Skrzywiłam się słysząc jak się wypowiada. 
-Nie mogłam. 
O'Connor zbliżył zegarek do twarzy, jakby chcąc coś przeczytać. Dojrzałam, że faktycznie to robi. Odczytuje wiadomości w zegarku a ich nadawcą jest...Scarlett. 
Dziewczyna złoto. Wszystko dała radę zrobić. 

-Mamy dwie minuty i kilka sekund, żeby cię stąd wyprowadzić- powiedział i chwytając mnie za nadgarstek pociągnął w mrok. 


MIKE POV 

Ciężarówka zatrąbiła tak głośno, że nawet nie sądziłem, iż taka mała maszyna może wydać z siebie taki ryk. Ciągnąłem Reed za sobą, przeklinając w myślach jej temperament i to co zrobiła. Oczywiście, że byłem wkurwiony i chociaż wyjaśnienie, układające się w imię "Dragon" wszystko wyjaśniało w mojej głowie nie było żadnym rozwinięciem. 

Wściekałem się na Reed za jej lekkomyślność, która położyła cień na całym naszym misternym planie. 
Poinformowałem krótko resztę kto strzelał. Scarlett naprędce układała nowy plan i chociaż była kurewsko zdolna, miałem wrażenie że nie wymyśli nic sensownego.
Nie jest częścią tego świata. Nie wie, jakie zasady tu rządzą.  
-Nie wiem w co się wpakowałaś- warknąłem, przyciskając dziewczynę do kilku drewnianych beli, ustawionych w piramidkę.- Ale znikasz stąd i pozwalasz nam działać, jasne? 
-Jeśli tego nie zrobię, zginiecie- odparła śmiertelnie poważnie. 
Prychnąłem z niedowierzaniem. 
Ona na prawdę wierzyła w to, co mówiła.
-To część mojego układu z Dragonem- wyjaśniła, przecierając grzbietem dłoni usta.
-Weszłaś z nim w układ!? 
Wzruszyła ramionami.
-Pogrążysz nas, DiLaurentis- splunąłem, czując w każdej komórce rozpierającą frustrację.- Chyba jasno mówiliśmy ci, że układy z nim to samobójstwo! Strzelanie do własnej bramki!
-Nie tak głośno!- wystraszyła się, w panice rozglądając się na boki. 

W tle rozległy się pierwsze strzały. Chłopaki wkroczyli do akcji a to znaczyło, że ciężarówka z towarem właśnie zatrzymała się na portownii. 
-Wracam do chłopaków- odpowiedziałem.- Biegnij do samochodu i nie oglądaj się za siebie. Jedź na Maple Street i wmieszaj się w tłum. Lepiej nie wracaj do domu. Potem cię znajdziemy.
-Ale...-zaczęła. 

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें