48.

29.8K 1.1K 808
                                    

SCARLETT POV

-Diego, nie musisz dzielić się ze mną waszym planem- powiedziałam, stojąc w progu jego gabinetu.
-Ale chciałbym- powiedział, a w jego spojrzeniu dostrzegłam szczerość. 

Praca z Marrero była przyjemna. Chociaż wiele rzeczy robiłam sama, to on pomagał mi przepracować wiele spraw. Wysuwaliśmy wiele teorii razem, bo dzięki temu cała historia miała sens.
Lora Reinhart była niezrównoważona psychicznie, gotowa poświęcić życie córki, męża, przyszłość syna, by zdobyć coś abstrakcyjnego. Nie wiedziałam jednak, czy warto winić tylko ją. W końcu gdyby na jej drodze nie stanął Evan Wood, może nigdy nie pomyślałaby aby wykorzystać swoją rodzinę do jej własnych celów. A może to były cele Evana, które przejęła? 

-Dlaczego?- zapytałam, wiedząc że to ściśle tajne. Nawet dziewczyny nie znały nigdy szczegółów. 
-Bo chcę mieć twoje zaplecze- odpowiedział poważnie.- Scarlett, to nie jest zwykła transakcja czy typowa akcja. To plan unieszkodliwienia Lory Reinhart. 
-Jeśli trzeba coś sprawdzić to...- zaczęłam, ale nie było dane mi skończyć. 
-Chcę, żebyś w razie czego mogła nas uratować. Życie moich chłopców, nie może zakończyć się w tym tygodniu, rozumiesz?

Nie wiedziałam, jak mogłabym to uczynić. 

-Więc?
-Pozbyliśmy się stąd wszystkiego, co nie legalne- odpowiedział merytorycznie.- Nie możemy dopuścić do tego, aby wzięli nas na komisariat. Mamy tu tylko to, na co mamy pozwolenie. Wszystko inne trafiło do magazynów- poinformował.
-Czy to na pewno dobry pomysł? Magazyny są za miastem- zauważyłam. 
Pamiętałam, jak kiedyś Ryan wspominał o ich lokalizacji.
-Na razie jedyny dobry- odpowiedział.- W razie czego, mam zaprzyjaźnioną osobę w mieście- powiedział, patrząc na mnie uważnie- ma kilka naszych rzeczy, gdybyśmy musieli z nich pilnie skorzystać. 

Nie zawsze jest czas na to, żeby jechać za miasto. Plan chłopaków, musiał być dopracowany w każdym calu. 
-Okej, co dalej- zachęciłam go.
-Ryan i Aaron będą obserwować dziewczyny- powiedział.- Mam nadzieję, że tak jak mówiłaś Lora nie wie o pomocy Ryana.

Kiwnęłam głową.Nie było żadnych przesłanek co do tego, że mogłaby wiedzieć. Wood również chciał się jej pozbyć. 
-Informacja o nieudanym panie, na pewno szybko dojdzie do Lory- powiedział.- A na to liczymy. Będzie wkurwiona a wtedy najłatwiej popełnić błąd. Wiemy, że ciężarówka z ważnym towarem pojawi się w portownii w piątek. Wtedy będzie tam też sama Lora. Zaatakujemy. 
-Okej- powiedziałam- ale to brzmi prosto.
-Skomplikowana sprawa jest taka, że nie znamy zbyt dobrze terenu- powiedział.- Jeżeli jesteś w stanie zdobyć jakieś informacje o niej...
-Oczywiście, bez problemu- odpowiedziałam.
-Będziemy atakować z różnych stron- jego głos był twardy i rzeczowy- chcemy ich otoczyć. Spodziewamy się też Alana no i kilku pachołków.
-A kierowcy?- zapytałam.
-Tym zajmie się Aaron- odpowiedział.- Przechwycimy tą ciężarówkę. 

Plan wydawał się spójny. Aaron jednak może być najbardziej narażony. Będąc w centrum wydarzeń, może zdarzyć się wszystko. 

-Mamy w planach podrzucić ładunki tak, aby całą portownię szlak trafił- powiedział.- Ryan skonstruuje zdalne bomby, które muszą zostać aktywowane w takiej części miasta, aby odsunąć wszelkie podejrzenia od nas. Chciałbym, żebyś to ty się zajęła tą sprawą.
-Ja?- zszokowałam się.
-Tak- odpowiedział, kiwając głową- przejechał dłonią po swoim zaroście, kontynuując.- Odpalisz bomby o ustalonej godzinie. Dokładnie minutę po północy. Musisz tylko wybrać najmniej podejrzaną część miasta. Musimy się zabezpieczać, gdyby potem miało coś wypłynąć.
Zamrugałam. To tak na prawdę tylko jedno kliknięcie. Nic wielkiego.
-Okej, ale dalej nie rozumiem jak mogłabym was uratować?
 

Diego podszedł tak blisko mnie, że mogłam poczuć zapach jego szamponu. Jego włosy wciąż były wilgotne po porannym prysznicu. Śnieżnobiała koszulka podkreślała jego kolor skóry a szare dresy sprawiały, że wydawał się wyższy niż jest. Z kieszeni wyciągnął komórkę. Najprostszy aparat, jaki można dostać na stacjach, na kartę. 
-Zadzwonię- odpowiedział, wciskając mi ją w rękę.- A wtedy zrobisz wszystko, żeby każdy z moich chłopaków wrócił żywy. Bo jeśli zadzwonię, to sytuacja będzie opłakana. 
-Ale jak mam to zrobić?
Ton jego głosu brzmiał tak, jakby nie chciał usłyszeć sprzeciwu. Wymagał ode mnie zbyt dużo, nie jestem w końcu cudotwórcą. Zaczęłam czuć irytację wiedząc, że ma co do mnie zbyt wielkie wymagania. 
-Słyszałem, że umiesz strzelać.

Popatrzyłam na niego, wpatrując się w jego ciemne oczy, udekorowane otoczką długich rzęs. Były jak dwa czarne węgielki, wciągające i hipnotyzujące. Diego był facetem, któremu ciężko odmówić. Jest zbyt charyzmatyczny i przekonujący, aby nie dostawał tego, czego chce. 
-Rozumiem.
Bo rozumiałam o co mnie prosił.

W salonie zrobił się szum, więc odeszłam o krok chowając aparat w kieszeń niebieskiego dresu. Odwróciłam się w stronę korytarza, dostrzegając wciąż rozespaną Reed.
-Archer wrócił?- zapytał Diego, upijając łyk kawy.
-Chciałam o to samo zapytać- odpowiedziała cicho, opatulając się rękoma.
W budynku było chłodno a ona miała na sobie tylko przydługawą koszulkę chłopaka. 
-Kretyn- warknął Marrero, odwracając się. 
Mężczyzna odłożył na blat kubek i chwycił telefon. Wiedziałam, że dzwoni do zielonookiego, ale szybko zorientowałam się, że telefon nie odpowiada.

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz