31.

48K 2K 927
                                    

Bieg sprawił, że moje płuca płonęły żywcem. Nie byłam nawet w połowie drogi a już nie dawałam rady i musiałam przystanąć. Impuls sprawił, że wybiegłam z domu, myślenie które w tamtej chwili powinno być priorytetem, wyparowało. Bo gdybym użyła mózgu, wsiadłabym do samochodu Adama i byłabym na miejscu już dawno temu. Oparłam plecy o zimną ścianę budynku i pociągnęłam nosem, wygrzebując z kieszeni telefon. Jeśli Archerowi coś się stało, jeśli już nigdy go nie zobaczę popadnę w ciemną rozpacz. Nie mogę go stracić, nawet jeśli nasze relacje bywają różne. Nie po tym wszystkim co przeszliśmy. Wykonałam kolejne połączenie, zbierając siły i starając się jakkolwiek unormować szalejący oddech. 
-Reed- mruknął chrapliwie Hale, odbierając telefon.- Wszystko w porządku?

Poczułam, jak z serca spada mi ciężar wielkości Azji i dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą. To on pytał, czy wszystko dobrze, podczas kiedy ja wyobrażałam sobie najgorsze scenariusze.

-Ty żyjesz!- Wykrzyknęłam w euforii, przytykając zimną dłoń do ust.- Tak się bałam- zaczęłam kręcić głową, aby rozproszyć łzy cisnące się do oczu. 

-Więc słyszałaś- westchnął ciężko.
-Całe miasto o tym słyszało, Archer- poinformowałam go.- Co się stało? 

Po drugiej stronie telefonu usłyszałam cichy szmer, jakby zielonooki zaczął się przemieszczać. Dopiero po chwili uzyskałam odpowiedź. 

-Ktoś próbuje zwrócić na siebie uwagę.
-Nic ci nie jest?- Zapytałam cicho, z nadzieją że nawet nie brał w tym udziału. Jednak jego zmęczony głos sugerował coś innego. Coś, w co nie chciałam wierzyć. 

-Żyję- zapewnił.- Ale muszę wracać do chłopaków. Połóż się i idź spać, porozmawiamy jutro. Kocham cię. 

Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy się rozłączył.

-Ja ciebie bardziej- mruknęłam do czarnego wyświetlacza, orientując się że jestem sama na ulicy. To najwyższa pora by wracać. Czułam się strasznie wymięta i pozbawiona jakichkolwiek chęci. Powlokłam się do domu, zagryzając mocno dolną wargę. 

Wszystko, dosłownie wszystko było nie tak jak powinno być.



***


-Wstawaj- chrapliwy, męski głos wdarł się do mojego ucha, owiewając go przy okazji podmuchem ciepłego powietrza.

Poprawiłam się, nieznacznie zakopując się w pościel. Chciało mi się spać i pić a głowa pulsowała po lewej stronie tak, jakby jakiś mały gnom walił w nią rytmicznie młotem. Najbardziej na świecie, nie chciałam otworzyć oczu, gdyż już wiedziałam, że światło będzie mi dziś przeszkadzać.

Kiedy prośby nie poskutkowały, chłopak zaczął z namaszczeniem całować płatek mojego ucha, przygryzając go delikatnie. Jego dłoń, wsunęła się pomiędzy poduszkę a moją szyję, głaszcząc pieszczotliwie skórę. 

-Reed- mruknął, trącając nosem mój policzek.- Wstawaj. 
-Nie chcę- odburknęłam nie miło.- Daj mi spać. 

Przez chwilę się nie ruszał, wydawało mi się, że nawet przestał oddychać. 

-Kurwa, Reed- przeklął głośno, a w jego głosie czuć było złość.

Zapomniałam o swoim postanowieniu i otworzyłam oczy, chcąc na niego spojrzeć. Zaraz jednak, zamknęłam je z sykiem. Było zbyt jasno. 

-O co ci chodzi?- Burknęłam na wpół przytomna. 

Nie rozumiałam czemu nagle zrobił się taki agresywny. Przecież wie, że ciężko zwalić mnie z łóżka i zawsze jest przy tym cierpliwy a teraz ma jakieś fochy. 
-Piłaś. 

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz