I wyszła, odjeżdżając czerwonym pick-up'em. 


Dopiłem zimną już kawę, upewniając się, że każdy z moich chłopców dostał informację o naradzie. 
To czego dowiedziała się Scarlett rozwiązuje wiele rzeczy. Ale przed nami najważniejsze zadanie. Wymyślenie planu, który pozwoli nam wykorzystać tą wiedzę i wygrać tę wojnę. 
Tym razem nie ma mowy o ofiarach w moich ludziach.
Dopilnuję tego. 
Przysięgam.


REED POV

Od kilku godzin Archer się nie odzywał i to chyba nie miało się zmienić. Owszem, denerwowałam się ale wiedziałam, że wróci. Diego zarządził spotkanie, więc musi się na nim pojawić. Na pewno wtedy wszystko się wyjaśni i zrozumie to co się stało.
Wiedziałam, że będzie wściekły. Wiedziałam to, bo się naraziłam a on tego nigdy nie chciał. Wiedziałam, że zrobiłam coś co mogło go urazić. Ale to było jedyne słuszne wyjście.
Dzięki temu ich problem z Lorą Reinhart się rozwiąże. 
Chodziłam nerwowo po pokoju, myśląc nad tym wszystkim. To było zdecydowanie popaprane, ale może właśnie takie jest życie. 
Niepewne, skomplikowane, zawiłe. 
-Reed- usłyszałam głos Isabel.- Wszyscy się już zbierają.
Było dopiero wpół do ósmej, ale domyślałam się, że cała sprawa była tak fascynująca dla wszystkich, że nie mogli się doczekać.
-Przyszedł?
To pytanie padło wręcz automatycznie a moje serce, zabiło szybciej. 
Jednak Izzy pokręciła głową a widząc moje zasmucenie, powiedziała pocieszająco:
-Ma jeszcze czas, na pewno wróci.
Kiwnęłam głową, czując lekki zawód. Jednak nawet jeśli teraz przyszedł by do pokoju, czy znalazłabym w sobie odpowiednio dużo odwagi, aby mu o wszystkim powiedzieć? 
To był cholernie trudny temat. 
-Izzy- zawołałam, zanim zdążyła wyjść.-Boję się.
Czarnowłosa wślizgnęła się do pomieszczenia, zamykając cicho drzwi. Ciepłe światło lampy, nadawało jej skórze lekko pomarańczowy odcień. Jej oczy błyszczały i mimo zmęczenia, wciąż prezentowała się pięknie. 
-Wiesz, że ja też. Ta cała sprawa z Kelsey, jest mocno szemrana. Wiesz, że chłopcy nigdy jej zbytnio nie ufali. Chyba nie bez powodu. 
Opatuliłam się rękoma, czując chłód. Jeszcze nic dziś nie jadłam, bo z nerwów nawet mały kęs wydawał mi się niemożliwy. 
-Ale Archer jej ufał- zauważyłam.

Westchnęła cicho. Na jej twarzy zobaczyłam autentyczną troskę.

-Sama wiesz, jaka jest miłość- powiedziała po chwili.- Kochał ją, więc jej ufał. To chyba logiczne. 
-Mam wrażenie, że kocha ją nadal. 
Kiedy to powiedziałam, uświadomiłam sobie, jaka jest moc tych strasznych słów.
Pamiętam, jak zapewniał że mimo wyraźnych podobieństw w wyglądzie, nie dlatego mnie pokochał. Pamiętam to dziwne uczucie, jakie towarzyszyło mi, gdy dowiedziałam się że jesteśmy tak podobne do siebie. 
Ale on zawsze zapewniał, że nie za to mnie kocha. Że nasze charaktery, nie są nawet podobne.
A jednak twierdzi, że zachowuję się jak ona.
A jednak wciąż jest tak drażliwy na jej wspomnienie. Myślę, że jego dzisiejsza reakcja tylko to potwierdza. 
-Reed, wiesz że to nie prawda- powiedziała. 
Wzruszyłam ramionami. 
-No weź- podeszła do mnie i objęła mnie lekko- przecież wiesz, że tak nie jest! Miał prawo się zdenerwować, myślisz że Matt tak to wszystko spokojnie przyjął? Też się zdenerwował. Nie dziw się Archerowi, że tak zareagował. On jest nerwowy, bardzo uczulony na Twoim punkcie. Twoim a nie Kelsey.
-Nie była bym tego taka pewna- pociągnęłam nosem, czując że zbiera mi się na płacz.
-On żyje w wielkim poczuciu winy, Reed- westchnęła, odsuwając się ode mnie.- Myślę, że to jego sposób na poradzenie sobie z tym wszystkim.
-Ale to nie jego wina Izzy, rozumiesz?- powiedziałam, bliska załamania.- To tylko i wyłącznie głupota Kelsey, zaprowadziła ją do grobu.
Dziewczyna popatrzyła na mnie nic nie rozumiejąc. 
-Wszystkiego dowiesz się na dole- mruknęłam.
Whitemore nie drążyła. Przyjęła moją wypowiedź do wiadomości i wspólnie uznałyśmy, że lepiej będzie poczekać w salonie. 
Wychodząc, zgasiłam światło by po chwili zająć miejsce na sofie. 
Minuty mijały powoli. Czas uciekał a on nie wracał. Zrywałam się za każdym razem, kiedy słyszałam ryk silnika na ulicy i tępo oczekiwałam, aż usłyszę otwierane drzwi. Ale tak nie było. Kiedy zegar wybił ósmą, reszta również przejęła moje zdenerwowanie. 
-To nie jest w jego stylu, żeby się spóźniać- mruknął Mike, spoglądając na mnie.
-To całkiem w jego stylu- odparł William, który siedział obok mnie.- Lubi wielkie wejścia. 
Potrząsnęłam głową. 
-A jeśli coś mu się stało?- zapytałam, autentycznie przerażona tym, że mógł mieć wypadek. 
-Proszę cię- DeVitto przewrócił oczami- jemu? Na pewno liczy, że Diego zjebie Scarlett a tego...nie chciałby przegapić. 

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz