Rozdział 51

18 2 10
                                    

Przegrywali.

Rita przywoływała coraz to nowszych podziemnych wojowników i niestrudzenie atakowała, wytrzymała do granic możliwości. Liz latała niepowstrzymanie pod samym sufitem, zestrzeliwując z łuku kogo mogła i pozostając nieuchwytną dla wrogich strzelców. Kate cięła mieczem, wykorzystując całą swoją wiedzę o kinetyce i ludzkim ciele. Elodie wykręcała ludziom kończyny za pomocą przeróżnych sztuk walki i podkradała się ze sztyletem.

Mimo to przegrywali. Wojownicy Echa byli niewiarygodnie wytrzymali i w istocie lepiej wyszkoleni. Nie ponieśli dotąd prawie żadnych strat a Obozowicze zaczynali opadać z sił. Sytuacja stawała się tragiczna i Ricie przyszło do głowy, że właśnie przekonuje się na własnej skórze o możliwościach Echa. A jeśli oni są rzeczywiście tak potężni, to może... może są w stanie rywalizować z Olimpem a ona nie powinna się do tego mieszać?

Wszystko w koło niej zwolniło. Spojrzała na spoconych od stóp do głów przyjaciół. Walczyli zaciekle. Byli cali czerwoni. Nie poddawali się. Ale jak długo mogło to trwać? Obróciła się i zobaczyła kolejnego postrzelonego łucznika, który właśnie spadał z balkonu. Na obrzeżach pola walki leżało już sporo herosów, rannych albo... zabitych. To właśnie w takich sytuacjach Rita zdobyła swoją odporność i znieczulenie na śmierć i niesprawiedliwość życia i to właśnie takie sytuacje powodowały, że mrok gęstniał coraz bardziej w jej sercu i umyśle. Czy tego rozlewu krwi można było uniknąć? Czy pójdzie on na marne? Czy... czy to wszystko jej wina? Czuła jak macki szaleństwa i ciemności sięgają ku jej umysłowi...

I nagle kilka rzeczy wydarzyło się równocześnie. Salę zalała fala strzał dobiegających z dworu a z tylnej, zakrytej przed oknami części dobiegły ją szaleńcze krzyki i kilkoro herosów upadło z głośnym hukiem na ziemię. Dziewczyna jeszcze nie do końca się otrząsnęła, więc nie wiedziała dokładnie na co patrzy a informacje nie składały jej się tak szybko w całość. Przez okna wtargnęła grupa ubranych w srebrne kurtki dziewczynek a w prawym tylnym rogu ze szczeliny w podłodze wyskoczyła jakaś czarno-biała postać. Z zadowolonym szerokim uśmiechem przeszła obok zwijających się na posadzce wojowników i podeszła do Rity. Stanęła blisko niej i pocałowała w czoło.

-Poczułam szaleństwo dobijające się do twojego umysłu - wyszeptała. - Kochanie, nie wpuszczaj go.

Gdy odeszła zanurzyć się w wir walki, Rita zwróciła się z powrotem w stronę okien i w tym samym momencie rozpoznała jedną z dziewczynek. Podbiegła prędko i skłoniła się.

-Pani Artemido - przywitała się.

-Zakończmy to raz na zawsze - postanowiła dziewczynka i wycelowała swój łuk w nieznanym Ricie kierunku.

Heroska widząc, że odzyskali przewagę i liczebność armii wroga zaczyna maleć, zyskała swoją dawną pewność i motywację. Wpadła na jednego z echowskich wojowników i rozorała jego skórę mieczem, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. To samo poczyniła z następnym. I jeszcze jednym. Niedługo okazało się, że nie potrzeba im już więcej podziemnych wojowników. Obozowicze odzyskali werwę a dodatkowa pomoc dwóch bogiń zapewniała im szybką wygraną. Rita walczyła zaciekle a na jej usta niemal zaczął wychodzić uśmiech. Czuła przewagę. Czuła przelaną krew wroga. Czuła wygraną. Czuła...

I nagle zgięła się w pół. Obezwładniająca siła śmierci powaliła ją z nóg. Tanatos ruszył po kolejną duszę, ale nie była ona dla niej obojętna. Wyprostowała się i z szaleństwem w oczach i totalną paniką zaczęła liczyć przyjaciół. Joachim... strzelał bezpiecznie z łuku na balkonie schowany za balustradą. Kate... niemal z każdej strony otoczona Łowczyniami. Elodie... wciąż niepoddająca się i zaciekle kopiąca każdego w swoim obrębie. Liz... stała tuż obok niej i dla odmiany siekła wrogów sztyletem podarowanym jej przez siostrę Thalię. Rita już miała odetchnąć z ulgą, gdy odczucie śmierci bliskiej osoby uderzyło ją jeszcze raz z tą samą siłą. Zgięła się w pół... i właśnie wtedy klatka piersiowa Liz została przeszyta mieczem. Dziewczyna zbladła i zsunęła się na podłogę. Cicho, cichutko, bez zwrócenia niczyjej uwagi. Rita zaniemówiła. To nie mogło dziać się naprawdę. Heroska także opadła na ziemię bo nie potrafiła zapanować nad kończynami, ale przeczołgała się do kuzynki. Dopadła jej ramion, zanurzając się jednocześnie w kałuży krwi. Wokół dwóch półbogiń zaczęła wytwarzać się bariera z czarnej mgły, którą mimowolnie wytwarzała Księżniczka Podziemia, ale przynajmniej nikt się teraz do nich nie zbliżał. Dziewczyna pochyliła się do krwawiącej kuzynki i zaczęła uciskać ranę z całych sił.

-Wszystko będzie dobrze, Liz. Wszystko będzie dobrze, słyszysz? Poradzimy sobie z tym. Zaraz przyniesiemy ci ambrozji i...

Ale dziewczyna nie reagowała. Nic nie mówiła, nie odpowiadała. Ona tylko leżała, wpatrując się w sufit i lekko się uśmiechała. Tak jakby nic ją nie bolało, jakby pozostawała zupełnie nieświadoma, że Tanatos stoi tuż obok.

-Nie waż mi się jej zabierać, słyszysz?! - Rita wrzasnęła do boga. - Nie zabieraj jej! Odejdź stąd! A ty, Liz... Liz, spójrz na mnie. Liz, słyszysz mnie?

Córka Zeusa odwróciła do niej głowę, jakby trzymając się resztek świadomości i nagle skrzywiła się z bólu. Po twarzy pociekły jej łzy a oddechy stały się chaotyczne i urywane. Jawnie cierpiała a nie można było jej w żaden sposób pomóc.

W momencie, gdy Rita zaczęła szlochać a łzy zamazały jej już cały obraz, do kręgu czarnej mgły wkroczyła drobna jasna postać.

-Co tu się dzieje? - spytała, lecz za chwilę ujrzała wielką kałużę krwi i upadła na kolana tuż obok Rity.

-Pomóż jej, proszę - szlochała. - Jesteś boginią. Na pewno możesz ją uratować.

-Cóż, ja... jest jeden sposób. Póki żyje, może dołączyć do moich Łowów. Ale musiałaby to uczynić z własnej woli i wypowiedzieć słowa przysięgi - oznajmiła bogini. Liz oddychała ciężko i urywanie ale ledwo zauważalnie pokiwała głową. - Dobrze więc, powtarzaj za mną. Oddaję się bogini Artemidzie,...

-Oddaję się bogini Artemidzie - zaczęła ledwo słyszalnym, pełnym bólu szeptem.

-...wyrzekam się towarzystwa mężczyzn,...

-Wyrzekam się towarzystwa mężczyzn.

-...przysięgam wieczne panieństwo...

-Przysięgam wieczne panieństwo.

-...i przyłączam się do Łowów.

-I przyłączam się do Łowów.

Artemida kiwnęła lekko głową i nagle krwawienie ustało. Ból został nagle ucięty i Liz westchnęła z ulgi. Jej oczy się zamknęły i Rita już się przestraszyła, jednak bogini ją uspokoiła.

-Nie martw się, tylko zemdlała. Proces umierania się urwał, ale straciła dużo krwi, więc będzie potrzebowała kilka dni, żeby dojść do siebie.

-Dziękuję - wypowiedziała Rita z pełnym wdzięczności wzrokiem.

-Nie dziękuj mi. I tak straciłaś przyjaciółkę. Po prostu w inny sposób - bogini oznajmiła mrocznie i zniknęła wśród walczących.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now