Rozdział 11

30 2 3
                                    

Elodie sądziła, że pójdzie jej gorzej. Była pewna, że osunie jej się noga, spoci ręka lub po prostu osłabnie i spadnie. Jednak nic takiego się nie stało. Co prawda pod koniec wspinaczki była już niesamowicie zmęczona, jednak dała radę. Jeszcze kilka kolejnych łączeń... i opadła na poziomy dach. Leżała przez chwilę na płasko, brzuchem do nieba i głośno oddychała. Najchętniej zostałaby tam do rana, jednak wiedziała, że pod nią jest co najmniej kilkanaście dzielnych herosów, którzy na nią liczą. Podźwignęła się więc z podłoża i zaczęła rozglądać. Na pierwszy rzut oka nic nie dostrzegła. Przestraszyła się, że być może się pomylili – że może tu wcale nie ma żadnej wskazówki i wspinała się na darmo. Jednak, gdy uspokoiła myśli, w oczy rzuciła jej się srebrna farba. Czy dachy normalnie pokrywa się czymś takim? Nie, na pewno nie. Zresztą to podłoże nie było nią całe pomalowane. Zaczęła się cofać aż uzyskała odpowiednią perspektywę – wtedy ujrzała napis. „Południowy wschód" i jeszcze trzy znaczki – kwadrat z kropką w środku, trójkąt i x. Napis był ogromny, pokrywał prawie cały dach, więc trudno go było odczytać z poziomu stojącego człowieka. Przez to Elodie była z siebie jeszcze bardziej dumna.

Gdy upewniła się, że dobrze wszystko zapamiętała, zaczęła schodzić na dół. Została tam przyjęta krótkimi wiwatami, jednak ludzie byli bardziej ciekawi tego, co tam znalazła. Dzieci Hermesa niezwłocznie obrały właściwy kierunek i herosi ruszyli za nimi. Znakami postanowili zająć się potem.

-Czy ktoś ma zegarek? – popytał Joachim w tłumie. Niestety, nowocześni półbogowie nie używali takich zdobyczy techniki. Znalazł go dopiero u Kate.

-Jest równo druga – oznajmiła. – Jeśli dalej będziemy tak długo szukać każdego z punktów, nie wyrobimy się przed wschodem słońca.

-Cóż... ja w ogóle nie rozumiem tej organizacji – chłopak poskarżył się przyjaciółce. – Nie wiemy czego szukamy i po prostu biegniemy przed siebie. Poza tym tamto zadanie było niebezpieczne, co jeśli kolejne też takie będą? No i co jest tym skarbem, którego szukamy?

-Zgadzam się, że trochę to wszystko źle zorganizowane – przytaknęła Kate. – Ale zawsze to jakaś rozrywka. Przyznaję, że tęskniłam za Obozem, ale jak przyszło co do czego to... trochę zaczęło się robić nudno. Nie ma już tych emocji co za pierwszym razem.

-No tak, pierwszy rok na Obozie jest zawsze wyjątkowy. Teraz to już dla nas coś normalnego – przyznał. – Ale za to jest tyle nowych dzieci... Może jak zaczniemy im pomagać, to poczujemy z czasem to samo co oni?

-To jest całkiem dobra myśl – pokiwała głową z aprobatą. Joachim zdawał się teraz być w swoim świecie. Już zapewne planował co zrobi następnego dnia – przedstawi swój pomysł Chejronowi, uda się do Domku Hermesa w poszukiwaniu świeżaków i zajmie się każdym z osobna aby pomóc im odkryć ich pasje i najmocniejsze strony.

W tym samym czasie przodująca grupa herosów odkryła kolejny punkt programu. Nie było ciężko to znaleźć, gdyż był to praktycznie ślepy zaułek. Na samym środku stał dźwig. Oczywiście nocą nikogo w środku nie było, ale już z daleka zobaczyli świecące się z góry światło jak wielka gwiazda. To zdecydowanie była wskazówka dla nich. Zatrzymali się i znów utworzyli kółko.

-Słuchajcie – dowodząca przełknęła głośno ślinę. Próbowała nie dać tego po sobie poznać, ale i ją przeraziła wizja wdrapywania się na szczyt dźwigu. – Nikogo nie będę zmuszać, ale wygląda na to, że ktoś musi wejść na górę.

Herosi zaniepokojeni zaczęli szeptać między sobą i wodzić wzrokiem po olbrzymiej żółtej konstrukcji. Była dwa razy wyższa niż tamten budynek a już wtedy miękły im nogi. Młodsze dzieci zakryły oczy i schowały się za plecami starszych obozowiczów. Naturalnie nich od nich nie wymagał żeby poszły.

-Ktoś musi tam pójść – powtórzyła córka Aresa. – Czy jest osoba, która...

-Ja pójdę – odezwała się Liz. Tłumek rozstąpił się, żeby mogła przejść. – To jest oczywiste, że to zadanie dla mnie. Przecież jestem córką Zeusa. Dla mnie to pikuś.

Wydawało się, że wszyscy odetchnęli z ulgą. Teraz dopiero zdali sobie sprawę, że bez sensu się denerwowali. Z córką Zeusa w zespole będą mieli tą wskazówkę za trzy sekundy. Dziewczyna ruszyła w stronę dźwiga, jednak cofnęła się, gdy usłyszała kolejny głos.

-Ja idę z nią – Charlie wystąpił do przodu.

-Co? Po co? – spytała zdenerwowana nastolatka.

-A dlaczego nie? Też chcę się sprawdzić.

Bezradna Liz spojrzała na dowodzącą, jednak ta tylko wzruszyła ramionami. Przecież nie zabroni mu niczego, każdy miał prawo brać udział w wyzwaniu.

-Dobra – Liz westchnęła poirytowana. – Idziemy drabiną.

Chłopiec i dziewczyna wdrapywali się na górę. Gdyby nie to, że jako półbogowie mieli nadzwyczajną siłę, mogliby nie dotrzeć na szczyt. Jednak szczęśliwie dotarli do kabiny operatora i wyciągnęli z niej całkiem sporą świecącą kapsułę. Zdecydowanie coś było w środku, jednak postanowili otworzyć ją dopiero na dole. Teraz byli tak zmęczeni, że ledwo trzymali się uchwytów. Liz popatrzyła na Charliego i ogarnęła ją irytacja. Dlaczego ten chłopiec nie chciał jej dać spokoju. Była najmniej społeczną osobą na Obozie, a to akurat ją sobie upodobał. Miała przyjaciół, ale często też chciała zostawać sama i nikomu to nie przeszkadzało. Zdecydowanie nie potrzebowała małego chłopca, który będzie non stop za nią łaził. Fuknęła, zanim zdążyła się opanować, ale Charlie nawet tego nie zauważył. Wreszcie wpadł jej do głowy pewien pomysł. Postanowiła utrzeć dzieciakowi nosa.

-Widzimy się na dole! – zawołała i wyskoczyła z dźwigu.

Nie było piękniejszego uczucia, niż bycie niesionym przez wiatry. Przez ułamek sekundy zatopiła się w euforii, zamknęła oczy i zatopiła się w przyjemnych odczuciach.

-Ja też tak chcę! – wykrzyknął chłopiec i nim Liz zdążyła zareagować, rzucił się w dół.

Dziewczyna od razu wiedziała, że jest za daleko. Za bardzo się oddaliła, ale przecież nie mogła przewidzieć, że dziecko będzie chciało polecieć za nią. Co prawda panika dodatkowo popychała ją do przodu, jednak i to na nic. Próbowała złapać go za ubranie, głowę, nogę, cokolwiek... ale był za daleko. W rozpaczliwym geście wyrzuciła się jeszcze bardziej do przodu i prawie pochwyciła jego rękę. Jednak nie dała rady jej złapać. Nie dała rady go uratować.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now