Rozdział 5

32 3 2
                                    

Obudziła się dopiero kilka godzin później. Każdy reagował na zmianę czasu inaczej, ona najwyraźniej potrzebowała ją odespać. Z początku nie była świadoma gdzie jest i że ktoś jest tam z nią, tylko rozciągała się i ziewała, błogo witając dalszą część dnia. Podniosła się z miejsca i podeszła do framugi wyjścia ze stajni. Powoli się zmierzchało i niebo przybierało przeróżne odcienie fioletu i różu. Kate nie wiedziała która jest godzina, ale miała nadzieję że zdąży jeszcze dołączyć do śpiewów przy ognisku. Gdy tylko się jednak obróciła, zobaczyła na drugim końcu stajni Erika rąbiącego drewno. Podwinął sobie rękawy i teraz dobrze było widać napinane mięśnie w ramionach przy każdym ruchu. Czoło zrosiło mu się potem, więc musiał być już pewnie całkiem zmęczony, jednak żadne dziecko Aresa nie skarży się przecież na za dużą ilość wysiłku fizycznego. Kate zamierzała przemknąć niezauważona, jednak żadna z niej akrobatka. Przy pierwszym jej ruchu chłopak zwrócił na nią uwagę. Po wyrazie jego twarzy widać było że lekko się zmieszał. Wytarł dołem bluzki spoconą twarz (ukazując przy tym całkiem sporą część umięśnionego brzucha, co oczywiście nie było zamierzone, ale nie uszło uwadze Kate) i zagarnął w tył krótkie brązowe włosy. Potem podszedł kilka kroków bliżej i zagaił.

-Nareszcie się obudziłaś, już się bałam że nasza przyszła mama dostanie odleżyn – zażartował, jednak widząc że dziewczyna tego nie podchwyciła, spoważniał. – Myślałem, że się uwinę z tą robotą zanim wstaniesz.

-A... co tak właściwie robisz? – zaciekawiła się Kate i zerknęła na stosik drewna ułożony za plecami chłopaka. Ten machnął lekceważąco ręką.

-Rąbię drewno na nasze codzienne ogniska. Wiesz, ono nie bierze się znikąd, mimo że dużo osób tak sądzi. Hestia jest tylko opiekunką i podtrzymuje płomień, ale jednak z czegoś on musi powstać.

-I robisz to sam? Każdego dnia?

-No mam z tego dużo korzyści – speszył się lekko. – Główną jest to, że jestem zwolniony z wszelkich innych obozowych obowiązków. A wierz mi, że wolę spędzać czas tutaj niż śmierdzącej kuchni lub parnej pralni – oboje zaśmiali się pod nosem. – No i zbieram plusy u Hestii. A jest ona moją ulubioną z całej olimpijskiej rodziny.

-Oho, lepiej żeby Ares się o tym nie dowiedział – stwierdziła dziewczyna, po czym oboje uśmiechnęli się do siebie. – To może... czas wyprowadzić Daridę na spacer? – spytała Kate, wskazując głową na leżącą klacz.

Niedługo potem szli przez leśną ścieżkę, wśród liściastych drzew i owocowych krzewów. Erik od czasu do czasu zrywał jedną czy dwie jeżyny i wrzucał sobie do buzi. Kate żałowała, że nie ma przy sobie aparatu, bo chętnie uwieczniłaby te chwile.

-Dlaczego nie interesuje cię to samo co inne dzieci Aresa? – Kate zaczęła rozmowę. – Nie ciągnie cię do krwawej jatki, ostrzenia broni i dokonywania podbojów?

-Hmm – chłopak zastanawiał się przez chwilę biorąc jej pytanie na poważnie, mimo że przecież zadała je żartobliwie. – A jak to możliwe, że córka Ateny, zamiast przesiadywać w książkach zajmuje się końmi, stworzonymi zresztą przez największego wroga swojej mamy?

-Uważaj, nasi rodzice też za sobą nie przepadają – upomniała go, grożąc palcem, ale po chwili sama zastanowiła się nad odpowiedzią. – Po prostu je uwielbiam. Pegazy. One mają coś takiego w sobie... Czuję, że to jedyne istoty na tym świecie, które potrafią mnie zrozumieć. Bo wiesz... jasne, bycie półbogiem ma swoje plusy i nie wybieram przecież kim się rodzę. Ale jednak czuję się na tym świcie... nieodpowiednia. Jak jakaś anomalia, błąd w naturze. Nie należę do tego nowoczesnego świata, nie należę do tej epoki. A kiedy spotykam się z pegazami... one są w całości mitologiczne. Są takie same jak ja. Po prostu czuję to połączenie między nami.

-Pamiętam twój pierwszy raz na pegazie – odezwał się Erik po chwili namysłu. – Zimą, kilka miesięcy temu. Od razu zauważyłem, że inaczej podchodzisz do tych zwierząt. Nie wiedziałem na czym polega różnica, ale dostrzegłem że i ty czujesz się dobrze w ich towarzystwie i one w twoim. Większość ludzi próbuje zagarnąć pegaza dla siebie, podporządkować go sobie, uczynić z niego posłuszne sobie narzędzie. Ale to przecież nie tak działa. A tobie nie trzeba było tego tłumaczyć, dla ciebie naturalnym było, że tak to się odbywa.

-Nie wiedziałam, że zrobiłeś aż taką analizę mojej osoby – skwitowała Kate. Po chwili ciszy zagaiła: - Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

-Cóż... jestem inny, racja. Nie potrafię wpasować się w wymagania mojej rodziny. Jasne, szanują to co robię, bo przecież pegazy są jednymi z najlepszych wojennych „pojazdów". Ale nie i tak nie traktują mnie jak swojego. Czasem jak mam dość ich całodobowej musztry i bawienia się w wojsko, przychodzę tutaj na noc. Nie przeszkadza mi spanie w stajni. Mam tu wszystko czego mi trzeba, zrobiłem zapasy w schowku. I lubię ten spokój, łączność z naturą...

-Stereotypy są okropne – rozżaliła się Kate. – Część mnie ma ochotę się teraz roześmiać w reakcji na to co mówisz. No bo który syn Aresa przyznałby się do czegoś takiego?

-Wiem, też cierpię z tego powodu – westchnął przeciągle. – Nawet nie wiesz jak się na mnie odbiła wiadomość czyim jestem synem. Ares długo mnie nie uznawał, przez co zacząłem rozmyślać i mieć nadzieję co do innych bogów. Niestety, zaprzepaszczono moje marzenia. Ale – wzruszył ramionami – i tak robię to, co chcę.

Na koniec przechadzki Kate poprosiła aby pamiętał o niej i zawołał jak tylko zaczną się pierwsze oznaki porodu. Ciężarna klacz ich łączyła, była czymś, co ich zbliżało. Razem o nią dbali i jej dogadzali, a w tych przejawach dobroci obserwowali nawzajem wnętrza swoich serc. Kate nie mogła przestać o tym myśleć, gdy już oddaliła się od stajni. Niedługo potem postanowiła jednak, że za dużo dla niej tych głębokich rozważań. Następnego dnia postanowiła pobyć trochę z resztą przyjaciół. Oni na pewno znali tysiąc różnych sposobów jak wesoło i żywiołowo przeżyć to lato.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now