Rozdział 50

12 2 4
                                    

Mako zbiegł ze schodów przeskakując w pośpiechu po kilka naraz. Nawet nie związał wszystkiego do końca, ale zbroja się teraz nie liczyła. Zaczął rozglądać się w tłumie rozentuzjazmowanych herosów, którzy z równie dużym strachem co radością szykowali się do boju. Jasne dla nich było, że ogień miał tylko odwrócić ich uwagę a całe wrogie wojsko znajduje się najpewniej z drugiej strony ich bazy, próbując dostać się do środka. Wszyscy członkowie Echa pobiegli więc w tamtą stronę, ale Mako miał zadanie. Dowódcy zgodnie stwierdzili, z nim włącznie, że dwójkę nowo przywiezionych herosów trzeba odseparować i pilnować, aby nie dołączyli od razu do armii wroga i nie przekazali im tak cennych informacji, które teraz posiadali. Niestety zorientowali się trochę za późno i chłopak musiał na wariata szukać tej dwójki w wielkim tłumie. Na jego szczęście nie zbiegli zbyt daleko a on wypatrzył smukłą wysportowaną sylwetkę Elodie i jej piękne zadbane włosy. Złapał ją za łokieć zanim zdążyła go zauważyć a w tym samym momencie Jojo został pochwycony przez innego żołnierza.

-Hej! Puszczaj! - warknęła na niego, ale musiała wiedzieć, że to nic nie da.

-Elodie, dobrze wiesz, że nie możemy pozwolić wam odejść - odpowiedział, przekrzykując zgiełk, który panował w pomieszczeniu. Pociągnął dziewczynę w stronę jednych z bocznych drzwi, a drugi z nich zrobił to samo. Uwięziony teraz Jojo znajdował się bliżej ściany, więc tamci ich wyprzedzili. Mako przyciągnął Elodie blisko siebie, aby ta lepiej go słyszała i żeby nie została stratowana przez ubranych w zbroję po zęby wojowników. - Musisz wiedzieć, że to dla mnie najgorsza kara. To, że zawiodłem twoje zaufanie - oświadczył, a dziewczyna parsknęła.

-Próbujesz naprawić sytuację? Teraz, kiedy moi przyjaciele są już u bram gotowi was pokonać? - pokręciła głową z niedowierzaniem.

-Wiem, że pewnie nic nie poprawię. Ale warto przynajmniej spróbować. Warto dla ciebie. Warto dla nas.

-Nie ma już żadnych nas... - chciała powiedzieć, jednak głos jej się załamał i te słowa nie wybrzmiały do końca. Zamiast tego wielki żal wydobył się na powierzchnię jej twarzy i oczu i przez chwilę tylko tak trwała, wpatrzona w niego, odsłonięta z wszystkimi ranami na wierzchu. On nie powiedział już jednak nic więcej, a ona była wojowniczką i wiedziała co do niej należy. W milisekundę odbudowała wszystkie swoje mury obronne i z całą pewnością w głosie wypowiedziała: - Spadaj na drzewo!

Oczy chłopaka zamgliły się i ruszył w stronę okna. Co prawda irracjonalny czar potrwał nie dłużej niż trzy sekundy, jednak to wystarczyło żeby Elodie uwolniła się od niego i wpadła do schowka w którym zniknął Joachim. Wykorzystując zaskoczenie, kopnęła jego strażnika w czułe miejsce i w pędzie szarpnęła przyjaciela. Jednak nie zdążyli dobiec do drzwi, gdyż stanął w nich nieźle zdenerwowany Mako i ocierając pot z czoła, drugą ręką szybkim ruchem wyciągnął z pochwy bułat (taki krzywy azjatycki miecz XD).

-Możemy też tak to rozegrać - oznajmił jednak nie zdążył się nawet zamachnąć, gdyż zagłuszył go odgłos tony tuczonego szkła i ciężkich butów na posadzce. Elodie wykorzystała moment, gdy chłopak się odwrócił i pchnęła go tak, że wylądował na tyłku a w jego sztywnej zbroi niełatwo było mu się podnieść. Przyjaciele wybiegli ze schowka prosto na Ritę, Kate i Liz.

-Och, tak się cieszę, że was widzę! - ucieszyła się Kate.

-Wiedziałam, że zorientujecie się co jest grane i przyjdziecie z pomocą - oświadczyła Elodie, uśmiechając się szczerze pierwszy raz od bardzo dawna.

-Dobra, ale teraz mamy całą armię do pokonania. Czas na ulubioną kawę i opowieści przyjdzie potem - oznajmiła Liz i właśnie wtedy do środka wtargnęli obcy herosi.

***

Walka trwała w najlepsze i Rita musiała przyznać, że mogła się lekko przeliczyć co do możliwości wychowanków Obozu. Niestety, miała do nich sentyment i często zdarzało jej się przeceniać ich umiejętności, a przez to teraz postawiła ich w bardzo kłopotliwej sytuacji. Nie chciała, żeby ktoś tu dziś poświęcał życie, ale walka to walka a oni znali możliwe konsekwencje. Póki co stała z tyłu, jak zwykle otumaniona zapachem nadchodzącej śmierci. Była świadoma, że ona jedyna odczuwa obecność Tanatosa. Reszta herosów spotykała go dopiero, gdy było już za późno. Teraz miała wrażenie, że bóg ten stoi za ścianą i przygląda się zza rogu bitwie, aby wypatrywać nowych zdobyczy. Nic z tego. Ona nie zamierzała bezczynnie zezwolić na śmierć któregokolwiek z obozowiczów. A skoro nikt inny nie zamierzał przybyć im z pomocą a zasoby obozowe jawnie nie wystarczały, zamierzała wykorzystać tytuły aby sięgnąć po swoje.

Odepchnęła się od ściany a jej długa do ziemi czarna peleryna zaszeleściła przy podmuchu wiatru. Wzięła głęboki oddech i wyciągnęła przed siebie miecz.

-Na mój rozkaz! - zawołała.

Ziemia zadrżała. Przed kilkoma najbliższymi herosami otwarła się szczelina i spod ziemi wynurzył się tuzin nieumarłych wojowników - straszliwych trupów w mundurach z wszystkich epok: rzymscy legioniści, żołnierze z amerykańskiej wojny o niepodległość, napoleońscy kawalerzyści na szkieletowych koniach. Wszyscy równo dobyli broni i wdali się w walkę. Rita wrzasnęła zajadle i także rzuciła się w wir wojowników gotowa walczyć za swoje wartości i swoich przyjaciół.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now