Rozdział 9

28 2 2
                                    

Siedząc przy ognisku, podawali sobie pianki i herbatniki. W USA takie grillowanie było bardzo popularne. Ludzie chętniej piekli tu s'mores niż kiełbasy do piwa a polskim nastolatkom bardzo to odpowiadało.

-Nie czujecie, że jest jakby za spokojnie? – powiedziała Liz, gdy przysiadła się do swoich przyjaciół.

-Och Liz, znowu to samo? – Elodie pokręciła głową. – Foczko, ja wiem, że od czasu Islandii zdarza ci się mieć takie przeczucia... Ale psujesz nastrój.

-Dokładnie – zgodził się Joachim. – Miejmy nadzieję, że to nic takiego.

-A co jeśli to nawet nie chodzi o nas? – Liz zastanawiała się dalej pogryzając herbatnika. – Może coś się dzieje z Ritą?

-Posłuchaj mnie – Elodie, teraz już bardziej poważna, obróciła się przodem do córki Zeusa. – Nawet jeśli Ricie coś grozi, albo ma jakiś problem... Nie pomożemy jej, jeśli się z tym do nas nie zgłosi – siedząca za nią Kate pokiwała zgodnie głową. – Skąd mamy wiedzieć co u niej? Nie pojawiła się w Obozie od tygodnia. A my nie widzieliśmy jej jeszcze dłużej – wyliczała z nutą żalu i złości. – Przecież nie zejdziemy do Podziemia, żeby tylko się z nią skontaktować. Jak będzie chciała, to do nas przyjdzie. A póki co, zamierzam się cieszyć miłym wieczorem i spokojną nocą.

Jasno dała do zrozumienia, że to koniec rozmowy, jednak w jednym się myliła. Ta noc wcale nie miała być spokojna.

Krótko po północy, gdy ciemności Nyx były już nieprzeniknione, usłyszeli głośny dźwięk konchy. Ponuro roznosił się po terenie Obozu, wypełniając umysły mało optymistycznymi myślami i powodując ciarki na plecach. Po kilku zadęciał, usłyszeli także wezwanie Chejrona.

-Herosi! – jego głos zadudnił w każdym domku. – Do broni! Macie pięć minut na ubranie zbroi i skompletowanie wyposażenia! Widzimy się na Wzgórzu!

Gdy wreszcie się rozbudzili i zdali sobie sprawę, że chodzi o ich wyczekiwaną grę miejską, że ona właśnie teraz się zaczyna, nie posiadali się z radości. Wyskoczyli z łóżek i czym prędzej zaczęli ubierać. Większość łapała elementy zbroi w locie z zamiarem złożenia ich już w drodze. Inni chcieli ją przykładnie i prawidłowo zabezpieczyć, aby żaden odwiązany rzemyk nie pokrzyżował ich planów. Niezależnie od nastawienia, chwilę później cała grupa stała już gotowa na Wzgórzu Herosów.

Po mniej więcej godzinnej podróży furgonetkami, postawili nogi na nowojorskiej ziemi. Niewielu z nich orientowało się w tym mieście, bo w czasie lata nie wychodzili z Obozu a mieszkali w innych miastach, ale łatwo było stwierdzić, że nie są w samym centrum. Tutaj pełno było niedokończonych zabudowań, nieczynnych dźwigów i chwiejnie wyglądających rusztowań. Tak jakby trafili do dopiero powstającej dzielnicy. Oprócz nich, nie było tam żywego ducha.

-Herosi! – zawołał znowu Chejron, który wysiadł z ostatniego furgonu. – Gdzieś na tym terenie ukryto grecki skarb! Jest bardzo cenny dla Obozu, więc musicie go odnaleźć. Niestety nie dostaniecie mapy... – odezwało się kilka szeptów niezrozumienia. – Ale! – kontynuował niewzruszony. – Na trasie umieszczono wskazówki! Znajdują się one w najtrudniej dostępnych miejscach. Szczelinach, na wysokościach lub w wielkich dołach. Nikt nie da rady zdobyć ich samemu. Dlatego musicie sobie pomagać i podchodzić do tego z głową. Zrozumiano?! – zakrzyknął. Odpowiedział mu zgodny krzyk kilkudziesięciu głosów. – W takim razie powodzenia. Niech bogowie będą z wami!

Wskazał na zaznaczoną fluorescencyjną farbą ścieżkę, która zaczynała się na jednym z zabójczo wyglądających rusztowań. Półbogowie ruszyli po zwycięstwo.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now