Rozdział 7

25 2 4
                                    

W ramach dodatkowej integracji, Chejron postanowił zorganizować wspólną grę miejską. Jako że zdobywanie flagi naturalnie powodowało pewne podziały i wzrost negatywnych emocji, tym razem postawiono na współdziałanie. Zabawa nie miała być obowiązkowa, ale i tak większość herosów się zapisała. Ekscytację nowym wydarzeniem podsycał fakt, że nieznana była data ani miejsce wydarzenia. Uczestnicy mieli czekać na znak, a mógł on się pojawić kiedykolwiek – w dzień lub w nocy.

Jako że dzieci Hypnosa rzadko pojawiały się poza swoim domkiem i prawdopodobnie nie słyszały o zapisach, Chejron poprosił Elodie aby zajrzała do nich i ich poinformowała.

-Powiedz im o zasadach i o tym, jak cały Obóz się cieszy. Tylko podkreśl, że nikt nie może zasnąć po drodze, bo się nam pogubią – powiedział zrezygnowany, nerwowo marszcząc czoło. – Ech, pewnie i tak nikt z nich się nie zapisze.

Dziewczyna postanowiła jednak nie poddawać się na starcie. Z reguły miała dobry humor i potrafiła tak nim emanować, że podłapywali go też inni. Wiedziała co prawda, że życie dzieci Hypnosa to nieustanny sen i że w jego trakcie doznają ważnych wizji oraz komunikują się z innymi ludźmi, ale to był dla niej mały szczegół. Przecież ona zdoła odciągnąć człowieka nawet od czegoś takiego.

Pewnym siebie krokiem wtargnęła do nieznanego sobie domku piętnastego. Z zewnątrz wyglądał jak chata dawnych osadników, z glinianymi ścianami i dachem z sitowia. Wewnątrz, mimo tego, że słońce grzało w pełni, spali pod stosami koców trzej herosi. Nad jednym z nich nachylał się jakiś chłopak i z zamkniętymi oczami, nucąc coś pod nosem, rozpylał nad śpiącym kadzidło. Gdy Elodie weszła w głąb, poczuła jego zapach – pachniało jak świeże pranie. Nagle zaczęły jej ciążyć powieki, jednak pokonała tę pokusę i delikatnie poruszyła ramieniem chłopaka.

-Co robisz, szamanie? – zaczęła rozmowę, gdy zaskoczony chłopak wpatrywał się w nią z wytrzeszczonymi gałkami ocznymi.

-Nie jestem żadnym szamanem – odpowiedział w końcu. – To tylko kadzidło na rozjaśnienie myśli. I... modły do ojca – speszył się.

-A coś się stało? – spytała poważniej, skupiając spojrzenie na leżącym chłopaku. Miał azjatyckie rysy i nadzwyczaj dla swojej rasy wysoki wzrost. Jego nogi wystawały spod koców, którymi był okryty. Był szczupły, ale wyglądał całkiem zdrowo. Dlaczego więc jego brat się za niego modlił?

-To chyba nic takiego... W każdym razie z waszego punktu widzenia. Mako miewa ostatnio bardzo intensywne wizje. Są dla niego niejasne, dlatego teraz szuka i pyta kogo może o to, co mogą znaczyć.

-Czyli mówisz, że on właśnie w tym momencie z kimś rozmawia? – spytała Elodie zbita z tropu.

-Bardzo prawdopodobne – wzruszył ramionami. – No chyba, że dostanie drgawek i zacznie coś wykrzykiwać. Ostatnio mu się to zdarza. Wtedy to znaczy, że ma kolejną wizję.

-No dobra, w każdym razie... – Elodie próbowała się otrząsnąć z nieprzyjemnego uczucia, które ją opanowało. – Chejron chciał was poinformować o zbliżającej się grze miejskiej. Trochę pobiegamy, przeskoczymy przez jakieś przeszkody, pomożemy sobie nawzajem. Może być fajnie.

-Dzięki za zaproszenie, ale my raczej nie bierzemy udziału w takich zabawach – wykręcił się grupowy domku. – Musimy być gotowi w każdym momencie zapaść w sen, jeśli ktoś będzie chciał w nim z nami porozmawiać.

-Jasne, rozumiem – odpowiedziała, chociaż jej konsternacja nie pozwalała jej zrozumieć nic a nic. – No to życz Mako... zdrowia?

Nie wiedziała co powiedzieć, więc po prostu opuściła chatę z ogarniającym ją uczuciem senności. Postanowiła udać się do siebie na małą drzemkę.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ