Rozdział 22

30 2 4
                                    

Kate stanęła na progu stajni i zdziwiona tym, że drzwi nie są zamknięte, ostrożnie zajrzała do środka. Nie przyszło jej do głowy żadne niebezpieczeństwo, ale gdy zawołała i nikt jej nie odpowiedział, spięła się nerwowo. Weszła głębiej do stajni. Coś nie pasowało jej tu już od początku. Obróciła się uważnie w poszukiwaniu i nagle stanęła jak wryta bo dotarło do niej, że nie ma tam żywego ducha. Nie chodziło tylko o nieobecność Erika czy innych herosów. Nie było tam dosłownie nikogo – nawet jej ukochanych pegazów. To był nadzwyczajny i mrożący krew w żyłach widok. Nigdy nie wypuszczano na raz wszystkich kucy. A nawet jeśli, to nie malucha, który dopiero co się urodził.

Kate pobiegła na drugi koniec stajni i wypadła przez drzwi w panicznym biegu.

-Erik! Erik! – wykrzykiwała, wyostrzając wzrok i mrużąc oczy pod słońce.

W oddali, pod samym lasem, dostrzegła kilka pląsających po niebie kształtów. Nie wyglądały ani trochę na pegazy. Ich zwariowany i nieuporządkowany lot w niczym nie przypominał dostojnego ruchu mitycznych zwierząt. Nie wiedziała czy się zbliżać czy trzymać z daleka, ale musiała coś zrobić. Czy to był napad? Kradzież? Porwanie? Podbiegła prędko do kąta stajni w którym trzymali starą, zapasową broń, wybrała miecz i rzuciła się na pomoc.

Gdy zasapana dotarła do linii drzew, okazało się że nie ma żadnego zagrożenia. To tylko jej znajome pegazy latające w kółko na różnych poziomach i rżące w zdenerwowaniu i bezsilności. Serce Kate biło jak szalone, ale dała radę się lekko wyciszyć i wsłuchać w ich narzekanie. Martwiły się o coś. O kogoś? Dziewczyna nie była pewna, panika i niezrozumienie zacierały jej jasność umysłu. Dopiero po minucie stania i wpatrywania się w górę, pegazy trochę rozluźniły swój okrąg i Kate zobaczyła nowonarodzonego źrebaka pikującego w dół z zawrotną prędkością. Dorosłe osobniki zarżały rozpaczliwie i odwróciły łby nie chcąc patrzeć na koszmarny koniec swojego wychowanka. Jednak do niczego takiego nie doszło. Kate nie zdawała sobie sprawy z tego, że zamknęła oczy, dopóki ich znowu nie otworzyła. Okazało się, że maluch stroi sobie z nich wszystkich żarty. Niektóre z pegazów odetchnęły z ulgą, gdy bobas zaczął na nowo piąć się do góry, co na razie wychodziło mu znacznie gorzej niż pikowanie w dół. Jednak zdecydowana większość dużych koni była oburzona nieodpowiedzialnym zachowaniem wychowanka i rżała na niego nagannie. Mały jednak nie brał sobie niczego do serca. Już miał znowu zacząć nurkować w dół, gdy Kate gwizdnęła na niego z całej siły, wreszcie zwracając na siebie uwagę.

-Ej ty! Kometa! Nie baw się już kosztem naszych nerwów tylko natychmiast zejdź na ziemię! – zawołała z groźną miną i chyba to ona na niego podziałała, bo dopiero wtedy posłuchał.

Gdy wszystkie pegazy gładko wylądowały na ziemi, Kate podeszła do niesfornego malucha i jego mamy i położyła każdemu z nich rękę na grzbiecie.

-Masz już więcej tak nie rozrabiać – przykazała mu, gdy ten prychnął na nią bezczelnie. Jego matka i tak dziękowała jej za interwencję. – Nie ma za co – zwróciła się do pegazki z łagodnym uśmiechem. – Musimy go wszystkiego nauczyć, żeby był bezpieczny.

Wszystkie pegazy zgodziły się z nią i porozumieni ruszyli z powrotem do stajni. Gdy już się tam znaleźli, każdy z nich wszedł do swojego boksu jak gdyby nigdy nic i zamknął za sobą drzwiczki, ciągnąc klamkę buzią. Kate sprawdziła jeszcze na odchodne czy bohater dnia jest dobrze uwięziony i w otoczeniu ponownych podziękowań opuściła stajnię, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Ruszyła ochoczym krokiem w stronę Obozu i dopiero po przejściu kilku metrów jej kręgosłup przeszył lodowaty dreszcz. Obróciła się na pięcie w stronę domu pegazów a jej serce właśnie doznawało ataku. Skupiając myśli na kilku ostatnich minutach i najdziwniejszej rozmowie w swoim życiu coraz trudniej jej było oddychać. Wreszcie wzrok opanowała ciemność i dziewczyna straciła przytomność.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang