Rozdział 23

22 3 2
                                    

-Liz! Liz, no czekaj! Mam małe nóżki! – wołał za nią chłopiec, jednak ona wzbiła się w powietrze i szybko odbiła, chcąc się gdzieś ukryć.

Charlie nie dawał jednak za wygraną i poszedł w jej ślady. Dziewczyna nie przywykła, że ktoś w Obozie też potrafi panować nad wiatrami, więc w końcu zatrzymała się, wylądowała i poczekała aż chłopiec ją dogoni i zrobi to samo. Przynajmniej nie był jeszcze tak szybki jak ona. Niestety wiedziała, że to tylko kwestia czasu i ćwiczeń.

-Czego ty ode mnie chcesz? – westchnęła, znów ruszając przed siebie, jednak tym razem po ziemi.

-Ja chcę tylko z tobą pogadać! – wykrzyknął żałośnie. – Czy nie możesz mi pomóc?

-No dobra... – Liz poczuła ukłucie winy. Może rzeczywiście myślała ostatnio tylko o sobie. Przyzwyczaiła się do bycia jedynaczką a dzieci działały jej na nerwy. Nie miała ani trochę ochoty na niańczenie malucha, ale on musiał być bardzo zagubiony w nowej rzeczywistości. A sama wiedziała jak to jest mieć Zeusa za ojca. – Współczuję – powiedziała na głos.

-Co? Czego? – zdziwił się.

-Ojca Zeusa – wzruszyła ramionami. Gdy w oddali rozległ się grzmot, ona tylko wytknęła język ku chmurom.

-Zawsze myślałem, że Zeus nie jest zły... Jak teraz się zastanawiam, to zawsze mi pomagał.

-Cooo? – Liz zatrzymała się i spojrzała w dół na Charliego.

-No... jak żyłem na ulicy. Wcześniej nie wydawało mi się to specjalnie dziwne, ale teraz widzę, że to nie było normalne. Tak wiele zawdzięczam wiatrowi... często popychał mnie w stronę bezpiecznego schronienia albo darmowego jedzenia, a raz nawet jakaś niewidzialna siła uratowała mnie przed jadącym prosto na mnie samochodem. Czy to nie wygląda jak robota Zeusa? – ożywił się.

-Szczerze mówiąc... to wcale nie przypomina żadnych działań mojego ojca – posłała mu współczujące spojrzenie. – Ale z drugiej strony wiatr, pogoda... to jego działka. Może więc tylko dla mnie jest taki oschły i nieobecny?

-Super! – uradował się chłopiec a gdy napotkał zranioną minę Liz, odrzekł: - No przecież wolę żeby to mną rodzic się zajmował, nie?

Heroska oburzyła się, ale Charlie wydawał się wcale nie być wzruszony. W kółko zadawał nowe pytania i dziewczyna chcąc nie chcąc, musiała na nie odpowiadać.

-Tak, rodzic musi cię uznać, żebyś mógł oficjalnie nazywać się jego dzieckiem i mieszkać w jego domku. Nie, nie uznał mnie od razu. Minął chyba tydzień aż wreszcie to zrobił. Nie, nie wiem kiedy ciebie uzna. Nie, nie mogę z nim o tym pogadać, bo wcale z nim nie rozmawiam...

Ciągnęłoby się to w nieskończoność, gdyby nie boski blask i obecność, którą Liz wyczuła zanim jeszcze zobaczyła. W oddali, na rozległej dolinie prowadzącej do stajni, stała bogini mądrości i nad kimś się pochylała. Liz pociągnęła Charliego za sobą i razem zbiegli w jej kierunku.

-Pani Ateno – ukłoniła się. – Co panią tu sprowadza... O bogowie! – krzyknęła, gdy zobaczyła kto leży u stóp bogini.

Kate wyglądała jakby walczyła o życie. Całym jej ciałem wstrząsały drgawki a z nosa spływała krew. Cokolwiek robiła jej matka, nie pomagało.

-Wezwijcie grupowego Apolla – nakazała Atena z minimalnie wyczuwalną nutką zdenerwowania. Charlie nie zastanawiał się ani chwili i od razu odleciał w stronę domków. Liz stała jak zamurowana, dopóki Atena nie pstryknęła jej kilka razy przed oczami. – Nic jej nie będzie, jeśli się ruszysz i pomożesz. Podnieś jej nogi do góry – nakazała, gdy już położyła córkę prosto.

-Ona wygląda jakby umierała – Liz wpatrywała się w kredowobiałą podskakującą głowę przyjaciółki. Bogini zbyła jej komentarz, kucnęła przy córce, podniosła jej głowę tak żeby nie obijała się o ziemię i zaczęła szeptać coś do ucha. Liz miała nadzieję, że to jakieś ultra mocne błogosławieństwa, choć dobrze wiedziała, że leczenie nie jest ani trochę zakresem Ateny.

Zanim jednak obozowy lekarz zdążył przybiec, wstrząs Kate ustał i leżała tylko bezwładnie na pustej ziemi, a wszyscy wokół zastanawiali się co zaszło. W pewnym momencie Liz poczuła objęcie ramienia Rity i dostrzegła, że jej twarz nie jest nawet zmartwiona, ale nie mogła usłyszeć nic, co dziewczyna do niej mówi. Być może ta przeżyła już dużo gorsze rzeczy i jej taki widok nie wzruszał, ale dla Liz to było jak powrót na Islandię. Nie mogła otrząsnąć się po tym widoku, nawet gdy Kate została już zabrana do Infirmerii.

-Co tu się właściwie stało? – spytała Rita oskarżycielskim tonem stojącą obok Atenę.

-Nie patrz tak na mnie, generale – prychnęła. Co prawda Hades zażądał traktowania wszystkich Podziemnych tytułów na równi z tymi Olimpijskimi, ale reszta bogów nadal nie odnosiła się do jego córki z szacunkiem. Atena przejechała ręką po swoim magicznym ubraniu i całe krwawe zabrudzenie zniknęło. – Nie było mnie tu, gdy Kate miała ten wypadek. Ale myślisz, że nie wiem, kiedy moim dzieciom dzieje się coś złego? Gdyby nie moja interwencja, być może znaleźlibyście ją martwą i to dopiero za kilka godzin.

-W takim razie co się stało? – ucięła Rita. Atena zawsze chciała uwielbienia dla jej czynów, a córka Hadesa nie przywykła do pobłażania innym bogom.

-Sama wam powie, jak się obudzi – rzuciła, zamieniając się bez zapowiedzi w czyste światło. Na szczęście wszyscy zdążyli odwrócić wzrok.

Pod drzwi Infirmerii ruszyła modlitewna pielgrzymka nic nie rozumiejących przyjaciół i rodzeństwa chorej heroski. Zapowiadała się długa noc.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now