Rozdział 34

21 2 15
                                    

Rita dobrze wiedziała, że taksówkarze w Los Angeles przywykli do nietypowych sytuacji i zleceń i z reguły nie są podejrzliwi, ale i tak wolała zaczekać aż samochód zniknie za rogiem. Gdy tylko tak się stało, złapała kuzynkę i pociągnęła do wejścia do budynku. Liz nic nie rozumiała. Wejście do Podziemia miało znajdować się w studiu nagraniowym REQUIEM ale tutaj widziała tylko obskurne blokowisko i brak jakiegokolwiek oznakowania czy szyldu. Mimo to dała się poprowadzić kuzynce, bo ta chyba wiedziała, co robi.

Przeszły przez brudne szklane drzwi i ujrzały stojące w środku stare czarne skórzane sofy i zajmujących na nich miejsca niemrawych ludzi. Patrzyli przed siebie i nie mrugali. Liz z lękiem zdała sobie sprawę, że mimo obecności tych wszystkich ludzi, nie wyczuwa tutaj życia. Wzdrygnęła się i podeszła za Ritą do ogromnej recepcji. Wypełniała ona pół pomieszczenia a siedział za nią tylko jeden wysoki, łysy mężczyzna w pracowniczym uniformie i tabliczką z imieniem "Charon".

-Witamy w studiu nagraniowym Requiem. Poproszę o potwierdzenie aktu śmierci, zapłatę za przejazd i... - uniósł oczy i wykrzyknął ze zdziwieniem. - O, księżniczko! Nie spodziewałem się ciebie tutaj.

-Cześć Charonie – Rita uśmiechnęła się do niego lekko, co z kolei zdziwiło Liz, bo od kiedy wrócili do Obozu, dziewczyna ani razu nie okazała radosnych emocji.

-Co cię tu do mnie sprowadza? - mężczyzna wstał i szybko otrzepał marynarkę. Serce Liz podskoczyło lekko do gardła. Charon był blady, wysoki i poruszał się dziwnym posuwistym sposobem. Dziewczyna odniosła wrażenie, że stoi obok ducha. - Myślałem, że do domu przenosisz się cieniem.

-No widzisz... postanowiłam zrobić odstępstwo - posłała mu oczko.

Już niedługo nastolatki siedziały na pokładzie łodzi mężczyzny, który ku przerażeniu Liz, zmienił swój wygląd. Gdy tylko zjechali windą nad rzekę Styks, jego ludzki garnitur samoistnie przemienił się w czarną powiewającą szatę a jego oczy przemieniły się w czarne otchłanie pełne nocy, śmierci i rozpaczy. Liz próbowała oddychać głęboko ale była pewna, że ich przewodnik zaraz się odwróci, żeby pożreć jej duszę. Nic takiego jednak nie miało miejsca, łódź gładko sunęła po falach, Charon stał na przedzie i sterował, a Rita siedziała z boku z podkulonymi nogami i wpatrywała się daleko w horyzont. Na cokolwiek córka Hadesa tak wyczekiwała, Liz już niedługo miała stawić temu czoła. Teraz po raz pierwszy przeszło jej przez myśl, że może takie ochocze przybycie tutaj było błędem. Jednak od razu przypomniała sobie swoje własne słowa. Nie spędzą tu więcej niż kilka godzin. Niedługo będzie po wszystkim i przy odrobinie szczęścia nie narazi się niczym bogowi umarłych a więc wyjdzie stąd żywa.

Gdy zeszli z pokładu na ląd, Liz miała ochotę całować ziemię, choć oczywiście szybko jej się odechciało. Styks był przerażający i nastolatka cieszyła się, że się od niego oddalają. Żeby dodać sobie otuchy, podbiegła do Rity, która szła przodem w szybkim tempie i ze zdziwieniem dostrzegła, że jej kuzynka szczerze się uśmiecha. Wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, co nie uszło uwadze tej drugiej.

-Czemu tak na mnie patrzysz? - zaśmiała się perliście.

-Rita... ty się uśmiechasz, ty się śmiejesz... jesteś cała rozpromieniona! Ja prawie sikam ze strachu. Przecież ta kraina jest... przerażająca - uniosła oczy w górę, gdzie ze zgrozą zauważyła brak nieba.

-Och, Liz. To jest mój dom. Moje ukochane miejsce. Zobacz - machnęła ręką przed siebie i podbiegła w podskokach do brzegu wzniesienia, na którym stały. Z góry rozpościerał się widok na całe Podziemie. Rita wzięła głęboki wdech z zamkniętymi oczami i jej twarz się rozanieliła. - To jest to, co kocham - powiedziała i zbiegła w dół.

-Ja czuję tylko zapach śmierci - mruknęła Liz i wyskoczyła z urwiska, żeby polecieć w dół. Zapomniała jednak o ostrzeżeniu Rity. Nie mogła tu używać swoich mocy, w efekcie czego sturlała się ze zbocza mało nie łamiąc przy tym karku.

Po rzewnym przywitaniu z Cerberem - ulubieńcem Rity i nowym koszmarem sennym Liz, heroski przestąpiły próg mrocznego Pałacu. Na szczęście nie ruszyły od razu do Sali Tronowej, tylko do komnaty księżniczki. Po drodze poinformowały lokaja, żeby przekazał królowi informację o ich przybyciu. Liz podążała za kuzynką krok w krok. Mroczne wnętrze ją przerażało, szczególnie malunki przedstawiające różne rodzaje śmierci, wywieszone na ścianach. Miała nadzieję, że przynajmniej pokój Rity nie będzie tak okropny.

Gdy tylko przeszły przez drzwi, Księżniczka Podziemia przystanęła zaskoczona. Liz wyjrzała przez jej ramię. Na łóżku wylegiwała się przedziwna nastolatka. Połowa jej ciała była w kolorze białym, druga zaś w czarnym, jakby ktoś skleił ze sobą dwie osoby o tych samych rysach twarzy. Oczy były całe czarne, pozbawione białek. Patrzenie na nią powodowało u człowieka zimny dreszcz, tym bardziej że dziewczyna zdawała się emanować mrokiem i lękiem. Przeciągnęła się wygodnie na pościeli, wcale nie zdziwiona ich wejściem. Rita pokręciła głową z zażenowaniem i przeszła w głąb pokoju.

-Powiedz, czy leżysz tu codziennie, i czekasz aż wrócę? - rzuciła heroska, stając przy rogu łóżka.

-Powiedz, gdzie byłaś, z kim i dlaczego się nie odzywałaś? - odbiła pytanie druga nastolatka.

-Niby mam uwierzyć, że mi nie ufasz? – Rita z łobuzerskim uśmiechem pochyliła się nad nią i przelotnie pocałowała. Na twarzy leżącej momentalnie pojawił się rozmarzony uśmiech. Szybko podniosła się i wygładziła złotą suknię. - Wyjechałam do Obozu. Zaraz zresztą znów wracamy na powierzchnię. Wiesz przecież czym się teraz zajmuję - wyjaśniała Księżniczka.

Liz cały czas przypatrywała się dwukolorowej dziewczynie, która podeszła teraz do Rity i objęła ją od tyłu, w czasie gdy tamta szperała w szafie. Nie mogła się skupić. Jej serce wariowało. Bała się... była przerażona. Czuła jak jej umysł zalewa szaleństwo. Zaczęła widzieć swoje najgorsze koszmary. Przypomniały jej się wizje zaszczepione w jej umyśle przez Różowego Pana. Jęknęła i oparła się ciężko o najbliższą ścianę. Rita obróciła się szybko, zwalając swoją dziewczynę z nóg. Podbiegła czym prędzej do kuzynki.

-Meli! To że ja jestem na ciebie odporna, nie znaczy, że inni też! - zdenerwowała się, trzymając Liz za rękę. Dwukolorowa skupiła się przez chwilę i nagle wszystko ustało. Córka Zeusa odetchnęła lekko i otworzyła oczy. - Och, Liz, strasznie cię przepraszam. Zapomniałam jak Mel działa na inne osoby. Ja jestem na to w jakiś sposób odporna, ale umysły innych omamia mrokiem i szaleństwem. Oczywiście nie z premedytacją! To się samo dzieje... – Rita mówiła zmartwiona.

-Jestem bogini Melinoe, nosicielka koszmarów i szaleństwa - ta uśmiechnęła się milutko, podając Liz dłoń. Ta tylko wytrzeszczyła na nią oczy.

-Meli - rzuciła Rita. - Możesz mówić Meli.

-Nie, ma być pani Melinoe - założyła ręce na piersi. - Nie wszyscy mogą do mnie mówić, tak jak chcą.

-Ale to jest Liz, moja przyjaciółka - oburzyła się.

-Pani Melinoe - wzruszyła ramionami.

-Ughh jak ja mam ciebie dosyć - Rita zezłościła się i przeszła z powrotem do szafy, uderzając po drodze ramieniem swoją dziewczynę. Ta nawet się nie wzruszyła. Uśmiechnęła się tylko jeszcze raz do Liz, po czym znowu rzuciła na łóżko.

Córka Zeusa upewniła się w przekonaniu, że pobyt tutaj nie będzie tak łatwy jak sądziła.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now