Rozdział 33

14 2 0
                                    

Dobiegli do auta prawie czując na karku oddechy ich porywaczy. Co prawda Elodie udało się jednego z nich zaczarować, jednak najwyraźniej było ich tam więcej. Słyszeli przeładowywanie broni. Mieli wrażenie, że świat zwolnił i przyspieszył jednocześnie. Jojo słyszał tylko uderzenia własnego serca, które bardzo chciało wyrwać się z jego piersi. Dopadł klamki i szarpnął za nią z taką mocą, że oderwała się z jednej strony. Nikt jednak nie miał czasu zwracać na takie drobnostki uwagi.

-JEDŹ! - krzyknął Mako, gdy tylko rzucił się do środka pojazdu. Elodie oddychała tak szybko i ciężko, że mało jej brakowało do omdlenia. Mimo to dała radę odpalić i z piskiem opon odbić z parkingu. Odjechali z takim pędem, że zostawili za sobą tornado piachu i żwiru, obsypującego ich wrogów.

Nie zatrzymali się przez najbliższą godzinę a ich serca szalały w piersiach. Wreszcie, gdy oddalili się o ponad sto kilometrów, Elodie zwolniła bieg samochodu i spojrzała na towarzyszy.

-Wszystko... dobrze? - rzuciła, sama kiwając sobie głową w odpowiedzi. Pochwyciła w lusterku spojrzenie syna Hypnosa, kiedy ten obracał się do niej plecami.

-Myślicie, że będą nas ścigać? - zapytał Mako, wpatrując się w tylną szybę.

-Ty nam powiedz - zażądał Jojo. Spróbował się trochę rozluźnić siedząc na przednim siedzeniu. - Czego od ciebie chcieli? O co pytali?

-Sam dokładnie nie wiem...

-Nie wiesz, co do ciebie mówili? - Jojo się zdenerwował.

-Nie... chodzi o to, że nie chcieli niczego konkretnego. Siedziałem tam tylko przywiązany do krzesła. Niezbyt dokładnie, bo udało mi się samemu odwiązać. Oni spytali jak się nazywamy i skąd i dokąd jedziemy... Oczywiście skłamałem, ale chyba nikt się tym tak szczerze nie przejmował. To była większa hala i cały czas ich widziałem, ale nie mam pojęcia kim byli i dlaczego nas porwali. Prawdopodobnie to jakiś rodzaj potworów...

-To byli herosi - powiedziała Elodie zmrożonym głosem.

-Co? Jak to? - Mako z trudem przełknął ślinę.

-Wykończyłam dwóch z nich. Kiedy z kimś się bijesz... poznajesz go lepiej niż przez kilka miesięcy normalnej znajomości. Nie macie tak? - zapytała. Chłopcy pokręcili głowami. - W każdym razie, wierzcie mi, byli tacy jak my. I to jest przerażające. Co to za jedni? Czemu atakują swoich? Nie słyszałam nigdy, żeby półbogowie walczyli przeciwko sobie. No, oprócz wcześniejszego nieporozumienia z Rzymem, ale to już dawno przeszło do historii.

-Powinniśmy trzymać się razem... A nie stwarzać dla siebie zagrożenie - Jojo zmarszczył brwi. - Jakoś nie bardzo wierzę w to, że przez kilka godzin tylko tam siedziałeś. Nie wiem jak tobie, Elodie, ale dla mnie to podejrzane - wycelował palcem w siedzącego za nim nastolatka.

-Dlaczego? - oburzył się Mako. - Może naoglądałeś się zbyt dużo filmów i oczekiwałeś jakichś tortur? Wiesz, ja się cieszę, że ich nie było. Chociaż ty byś się pewnie z tego ucieszył.

-Hej! Przestańcie! - powstrzymała ich Afrocórka. - Jojo, nie wiem co ci się stało, ale ostatnio zrobiłeś się podejrzliwy. Daj Mako spokój, też odczuł dziś wiele stresu.

-Dokładnie - skwitował Mako. Elodie jeszcze raz zerknęła na niego w lusterku. Był okropnie zdenerwowany. Uciekał wzrokiem w prawo i w lewo przez szyby. Chciała mu powiedzieć, żeby już się nie bał, ale nie chciała go drażnić. Już i tak był nieszczęśliwy, nie musiała mu dodatkowo przypominać, że na co dzień siedzi ukryty w domku i przez to gorzej mu idzie w walce. Jeśli ona ma objąć rolę ochroniarza, to niech tak będzie.

-Słuchajcie... nie chcę was denerwować, ale jeśli już się uspokoiliśmy a tamtych nie widać na horyzoncie, to może zatrzymamy się gdzieś na sen? Moglibyśmy dobrze ukryć auto i...

-Nie ma sprawy – Jojo uśmiechnął się do niej lekko, choć nadal trzymał ręce sztywno założone na piersi. - Na pewno jesteś niesamowicie zmęczona. To dzięki tobie im uciekliśmy. Teraz pójdziesz spać, a my się wszystkim zajmiemy.

Niedługo potem rozstawili swoje małe obozowisko i mimo, że słońce już pojawiało się nad horyzontem, bardzo potrzebowali snu. Elodie ziewała coraz częściej i ledwo dawała radę rozłożyć swój śpiwór. Gdy tylko Mako zauważył, że dziewczyna chwieje się na nogach, podszedł do niej i zabrał wszystkie rzeczy. Ona jakby nie zauważyła, tylko od razu opadła na karimatę.

-Dzisiaj byłaś... wspaniała - wyszeptał Mako, a dziewczyna podniosła wzrok w górę, żeby się mu przyjrzeć i upewnić, że się nie przesłyszała. - Naprawdę zawdzięczamy ci życie. To jak załatwiłaś tych oprychów... byli dwa razy więksi od ciebie! To niesamowite.

-Dziękuję - wyszeptała w odpowiedzi. - To była taka chwila... zadziałała adrenalina. Ja... normalnie nie mam tyle pewności siebie, żeby kogoś zaatakować i jeszcze z nim wygrać. Nie wiem co się stało, ale... to nie moja zasługa.

-Co ty opowiadasz? - Mako z niedowierzającą miną dosiadł się do niej i wlepił w nią wzrok. - To byłaś ty. Twoja wiedza. Twój wysiłek. Nabyte umiejętności. Uwierz w to. Jesteś naszą superbohaterką.

Dziewczyna zaśmiała się cicho, a jej głowa opadła do przodu, prosto na pierś nastolatka. Ten przez chwilę zastygł w zdziwieniu, ale za chwilę położył delikatnie ręce na jej ramionach i pogładził włosy. Gdy wyczuł miarowy oddech, osunął ją na ziemię i owinął rozwiniętym przez siebie śpiworem najszczelniej jak się dało. Popatrzył na nią jeszcze chwilę, czując nowe uczucie rozwijające się w jego umyśle, po czym zmusił się do odejścia od śpiącej nastolatki. Targały nim sprzeczne emocje i gardził samym sobą, ale co zaczął, musiał kontynuować. Od początku był świadomy, że gdy wyruszy, nie będzie już odwrotu. Podjął to ryzyko a teraz nie mógł pozwolić by cokolwiek stanęło mu na drodze do osiągnięcia wyższego celu. Nawet emanująca wspaniałością dziewczyna, która najwyraźniej odwzajemniała jego uczucia.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum