Rozdział 1

171 6 3
                                    

Nieopisana była radość piątki herosów, gdy rok szkolny w ich polskiej szkole wreszcie się zakończył i, jako że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu nikt nie musiał w wakacje pisać poprawki, mogli z ekscytacją pakować walizki na wyjazd. Ich ulubione miejsce na świecie już na nich czekało i postanowili opuścić nawet dzień oficjalnego rozdania świadectw, żeby nie przegapić choćby jednego dnia Obozu.

Przez grube drzwi wejściowe domu Kate przebił się donośny odgłos klaksonu. Nastolatka jak zwykle stoicko spokojna otworzyła drzwi, pomachała od niechcenia w kierunku auta stojącego przed bramką i niespiesznie wyciągnęła przez drzwi swoją elegancką walizkę na kółkach. Wtem znów rozległo się natrętne trąbienie, a kiedy dziewczyna spojrzała poruszona w kierunku przedniego siedzenia samochodu, zobaczyła skruszonego kierowcę Ubera kulącego się z całych sił na siedzeniu i próbującego uniknąć zetknięcia z młodą piękną pasażerką. Ta jednak miała jego wysiłki za nic, beztrosko przechylając się całym ciałem w jego stronę, jedną ręką natarczywie wciskając klakson i wychylając się przez okno kierowcy w stronę Kate.

-Elodie, przestań męczyć biednego pana – upomniała przyjaciółkę, obserwując jak mężczyzna z ulgą przyjmuje pretekst to wydostania się z opresji. Dramatycznym gestem otworzył drzwi (gdyby nie wrodzona gracja córki Afrodyty, szybko by przez nie wypadła) i podbiegł do nowoprzybyłej, zabierając jej rzeczy i upychając do bagażnika. Oczywiście było to bardzo trudne zadanie, jako że bagaże Elodie zabierały prawie całą przestrzeń.

-Jedziemy!! – wykrzyczała dziewczyna rozentuzjazmowanym głosem gdy tylko wytoczyli się zza krawężnika. Miała na oczach wielkie okulary przeciwsłoneczne i lekką chustkę na głowie. Szkoda tylko, że jechały średniej klasy Uberem a nie błyszczącym kabrioletem. – Po drodze zgarniemy Jojo i Liz. Obawiam się, że swoje bagaże będą musieli trzymać na kolanach – oczywiście skruszona mina wcale jej nie wychodziła.

Zgodnie z jej przewidywaniami, ledwo zmieścili się w samochodzie z wszystkim co mieli do przewiezienia i na koniec ich podróży kierowca delikatnie zasugerował, żeby następnym razem zamówili taksówkę siedmioosobową. Nawet problemy przy wsiadaniu do samolotu nie zdołały zepsuć córce Afrodyty humoru. Pewnie szła przed siebie, zsyłając na wszystkich swój blask i nie dała sobie wmówić, że nie można wykupić dwóch maksymalnych bagaży na jedną tylko osobę. Jej zdolności czaromowy znacznie się przez te pół roku poprawiły.

W czasie lotu każdy z nich skupiał się na czymś innym. Joachim wyglądał za okno, łapiąc wzrokiem znikające za chmurami promienie słońca, wiedząc że już od jutra będzie mógł znowu spędzać z tatą dużo czasu. Córka Zeusa podskakiwała na siedzeniu przy każdych najmniejszych nawet turbulencjach, mając nadzieję, że to jej ojciec daje jej znaki i się z nią wita, a nie że jest zły i w każdym momencie mogą zostać strąceni z nieba. Kate siedziała prosta jak struna, starając się oczyścić myśli, gdyż taki lot stanowczo naruszał jej strefę komfortu, a Elodie leżała na fotelu z orzeźwiającymi plastrami pod oczami, relaksując się i słuchając muzyki przez słuchawki. Całą czwórkę łączyła myśl o tym, gdzie zmierzają i nadzieje na wspaniałe, bezstresowe lato, bez ukrywania kim są. W prawdzie, zgodzie i spokoju chcieli poznać całość swojego mitologicznego dziedzictwa oraz zobaczyć Obóz Herosów takim, jakim naprawdę jest – podczas wakacji, wypełniony ludźmi wiecznie zajętymi licznymi zajęciami, których sami też nie mogli się doczekać. Ostatecznie, po kilkunastogodzinnej podróży, wykończonym herosom udało się dotrzeć do Domu.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now