Rozdział 24

29 2 2
                                    

-Elodie... Hej, Elodie! Nie śpij! – Joachim zaczął trząść ramieniem przyjaciółki aż jej oczy wytrzeszczyły się na drogę przed nimi. – Zaczęliśmy zjeżdżać na sąsiedni pas!

-Przepraszam, Jojo. Ciężko jest być cały czas skupioną. Szczególnie że jest już po zmroku.

-Ale musisz bardziej uważać... A ty? Dlaczego nie interweniowałeś? – zwrócił się zdenerwowany do siedzącego na siedzeniu obok Mako. Ten tylko fuknął sfrustrowany i założył rękę na rękę. Elodie wywróciła oczami.

-Pozwalam ci już mówić – wypełniła głos czaromową i przez krótką pełną tryumfu chwilę obserwowała jak jego oczy wypełniają się rozmarzoną mgłą.

-Dzięki wielkie – burknął wreszcie i zapatrzył się w lusterko pod sufitem jakby zaklęcie miało zmienić coś w jego wyglądzie. – Język mam jak z waty. Idę po wodę – oznajmił, po czym odpiął pas i przeszedł do bagażnika. Joachim szybko wślizgnął się na jego miejsce.

-Proponuję się gdzieś zatrzymać – rzucił Joachim niepozornym głosem, bo wiedział że niebezpiecznie będzie sugerować Afrocórce jakąkolwiek jej słabość, szczególnie gdy jest już taka zmęczona. Prawda była jednak taka, że dziewczyna jawnie potrzebowała kilkugodzinnego postoju na odpoczynek i sen.

-Ale tu nawet nie ma gdzie rozbić obozowiska – wskazała ręką przed siebie. Rzeczywiście, przed nimi rysowała się tylko prosta droga, prowadząca przez południowe równiny Stanów. Nawet nocą było tu ciepło i nawierzchnia jeszcze trochę parowała. Musieli jechać przed siebie, bo nie mieli innego wyjścia. Pani kierowca przeciągle ziewnęła. – Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Obiecuję, że zatrzymany się w pierwszym możliwym miejscu, okej?

Joachim zajmował dziewczynę rozmową jeszcze przez kolejne pół godziny, żeby przypadkiem nie zasnęła. Wreszcie zza zakrętu wyłonił im się pojedynczy zajazd z całkowicie pustym parkingiem. Niektóre litery szyldu mrugały, jeszcze inne wcale nie działały, więc nie byli w stanie odczytać nazwy lokalu. Nie wiedzieli nawet czy restauracja jest otwarta, bo światła we wnętrzu były przygaszone a totalne odludzie na którym się znajdowali nie wróżyło dobrze ani ilości odwiedzających ani świeżości potraw. Postanowili się jednak zatrzymać i przynajmniej postawić auto na parkingu.

-No i to ma być nasza wielka amerykańska przygoda? – zapytała Elodie, gdy tylko wyskoczyła z pojazdu. Rozprostowane nogi dodały jej widocznie nowej energii. Stanęła szeroko na nogach, oparła ręce na biodrach i zmarszczyła brwi.

-Sądzicie, że powinniśmy wejść? – spytał Mako, który wytrzeszczał oczy, próbując dojrzeć coś w ciemności. Nikłe światło lokalu nie bardzo w tym pomagało.

-Może skorzystamy tylko z ich parkingu? Przecież mamy własne zapasy.

Jakiś instynkt podpowiedział im że to dobry pomysł, więc zaczęli rozkładać koc na trawniku nieopodal i wypakowywać skarby z przenośnej lodówki. Wkrótce rozpoczęła się wielka uczta a gdy na plastikowych talerzach nic już nie zostało, rozłożyli się we trójkę na leżąco, tworząc dziwnie poskładany trójkąt.

-Widzieliście kiedyś tyle gwiazd? – szepnął Mako, który widocznie nie chciał psuć chwili hałasem. Leżał brzuchem do góry a pod głowę podłożył jedną rękę. Od kilku minut intensywnie wpatrywał się w gwiazdy.

-Tam skąd pochodzę, nocne niebo jest równie piękne – powiedział Joachim. – Od dziecka obserwuję gwiazdy.

-Naprawdę? – Mako uśmiechnął się do niego, co pod tym kątem wyglądało bardziej na obłąkany grymas, jednak Joachimowi to nie przeszkadzało. – Też bym tak chciał – rozmarzył się. Jego wzrok znów przeniósł się na niebo a spokojny, niski głos popłynął przez równiny. – Te wszystkie opowiadania, które słyszy się od innych herosów, albo czyta w książkach. Choćby ta Łowczyni, Zoe. Została pięknie uhonorowana na niebie. Teraz będzie już trwała wiecznie. Nic nie sprawi, że zniknie. Nie musi bać się zapomnienia, bo zawsze nad nami będzie i zawsze będziemy ją widzieć.

-A ty? – rzuciła cicho Elodie. – Boisz się zapomnienia?

-Trochę tak – westchnął po chwili zastanowienia. – Chociaż bardziej boję się niedocenienia i braku relacji z ludźmi. To się często zdarza nam, dzieciom Hypnosa. Niektórym łatwo jest zapomnieć o świecie zewnętrznym i zamknąć się w swojej głowie. Jednak ja zawsze byłem rozdarty między tymi dwoma płaszczyznami. Oprócz wypełniania dziedzictwa ojca i służeniu ludzkości przekazywaniem snów, chcę być też normalnym nastolatkiem. Tymczasem nie wpasowuję się nawet w struktury herosów.

-Nieprawda – Elodie odchyliła się jeszcze bardziej w jego stronę, żeby lepiej widzieć jego zmartwioną twarz. Światło księżyca padało jasną smugą na jego kości policzkowe i rozświetlało te piękne czarne oczy. – Jesteś herosem, jak każdy z nas. Jeśli chcesz, możesz być też zwykłym nastolatkiem. Chociaż nie wiem dlaczego, skoro niezwykłość bardziej ci wychodzi. Prawda, Jojo? – pacnęła go nogą w łydkę, jednak ten nie odpowiedział.

-Pewnie zasnął – stwierdził Mako i też obrócił się twarzą do dziewczyny. Znajdowali się niepokojąco blisko siebie, ale Elodie w tamtym magicznym momencie zupełnie to nie przeszkadzało. – Ty też nie przypominasz żadnych dziewczyn, które dotychczas znałem.

-Udowodnij – zmrużyła oczy i uśmiechnęła się kącikiem ust.

-Nie wpasowujesz się w żadną kategorię, w jaką zazwyczaj klasyfikuje się płeć piękną. Choćby na przykładzie Obozu. Córki Aresa są zbyt wojownicze, buntownicze i nieposkromione. Córki Ateny widzą zazwyczaj tylko czubek własnej książki i mają lepsze priorytety niż relacje z innymi ludźmi. Córki Demeter są jakoś tak szczególnie zirytowane. A córki Afrodyty zazwyczaj są puste i obchodzi je wyłącznie ich wygląd.

-Uważaj sobie – ostrzegła go, grożąc palcem.

-Ale właśnie ty jesteś inna – kontynuował uśmiechając się obronnie. – Łączysz w sobie wiele różnych cech i przełamujesz stereotypy. Niewiele jest takich osób w całym obozie. Chciałbym mieć choć w połowie tak interesujący charakter jak ty.

-Mówisz jakbyś sam był nudny jak flaki z olejem, a dobrze wiemy że to nieprawda – obruszyła się. – Wiesz jakie wywarłeś na mnie wrażenie podczas zebrania nadzwyczajnego? Wszedłeś z Chejronem jak równy z równym i widać było, że on bardzo cię lubi i szanuje. Reszta herosów tak samo. Może nie pokazujesz się poza własnym domkiem tak często jak my, ale masz łatwość nawiązywania kontaktów i wywierania wpływu na ludzi.

Mako przez chwilę patrzył na nią jak zahipnotyzowany a dziewczyna nie wiedziała co myśleć i czy powinna się odezwać.

-Dziękuję – powiedział wreszcie. – Dziękuję za wszystko. Za to że bez wahania zgodziłaś się na tą misję. Nie wyobrażam sobie mieć lepszego wsparcia. Nawet jeśli padam ofiarą bezlitosnych czarów.

-Zasłużyłeś sobie – zaśmiała się. – I pewnie że nie znalazłbyś nikogo lepszego. Dlatego musiałam zadbać żebyś nie zginął po drodze.

-I tak dziękuję – odpowiedział poważnie i w przypływie emocji złapał ją za rękę. Elodie zdążyła tylko pomyśleć, że fajnie by było dalej się z nim droczyć i rzucać na niego czary, gdy nagle pojawił się przed nimi wielki barczysty mężczyzna w masce przeciwdymnej, oświetlający swoją twarz latarką. Oboje krzyknęli z zaskoczenia przez co szybciej nawdychali się rozpylonego specyfiku i stracili przytomność.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz