Rozdział 28

18 2 0
                                    

Elodie zaczęła boleśnie ruszać powiekami jeszcze zanim zdobyła się na otworzenie oczu. Miała wrażenie, że jej ciało zostało kilka razy przejechane walcem i że przełyk ma tak przetarty jakby od tygodnia nic nie piła. Gdy tylko sobie to uświadomiła, zaczęła sucho kaszleć. Z jej ust wydobyły się obłoczki jakiegoś szarego pyłu. Z trudem podniosła się używając wszystkich mięśni brzucha, które jej na to pozwalały. W pomieszczeniu, w którym się znajdowali panował półmrok, ale kawałek na prawo od siebie dała radę dostrzec Mako zwiniętego na podłodze w pozycji embrionalnej. Miała nadzieję, że Jojo też jest w pobliżu, ale póki co się za nim nie rozglądała. W momencie, gdy zauważyła te azjatyckie rysy, momentalnie przypomniała jej się ich wieczorna chwila zapomnienia, kiedy to nie trzymali się tak bardzo swoich ograniczeń w stosunku do obcych i nie dość, że podzielili się ze sobą osobistymi myślami, to jeszcze złapali się za ręce leżąc pod rozgwieżdżonym niebem. Dziewczyna przyciągnęła się na klęczkach do nastolatka i zaczęła go budzić, trącając w ramię.

-Mako? Mako, słyszysz mnie? - trząsła nim, jednak bez rezultatu. Nie wiedziała, czy to skutek substancji, którą im zaaplikowano czy standardowa przypadłość dziecka Hypnosa. Tak czy siak, nie dało się go obudzić, a zakładając, że niedługo ktoś tu do nich przyjdzie, nie wróżyło to nic dobrego. Powinni wstawać i uciekać w tej chwili.

-Elodie...? - usłyszała gdzieś na lewo od siebie. W ich kierunku ciągnął się jej przyjaciel, którego po chwili zobaczyła w świetle księżyca z sufitowego świetlika. - Nie mamy wiele czasu, musimy wiać - zauważył. Za oknami dalej panowała ciemność i pozostawało im mieć nadzieję, że to dalej ta sama noc, w którą zostali porwani.

-Mako śpi, nie mogę go dobudzić - wysapała, podczas próby przekręcenia nieprzytomnego na plecy. Jej mięśnie były tak wykończone, że nawet tak mały wysiłek sprawił jej wielką torturę.

-Och, same z tym chłopakiem problemy – Jojo zaczął narzekać. - Spójrz tylko. Porywacze nawet nas nie związali. W tym momencie moglibyśmy już być poza tym budynkiem. Ale z nim oczywiście to niemożliwe - teraz to syn Apolla zaczął swoje próby aby dobudzić śpiącego.

-Nie wiem jak ty, ale ja ledwo mogę się czołgać, a co dopiero chodzić czy biegać - dziewczyna fuknęła na przyjaciela. Źle się czuła z tym, że obraża Mako. Może było to nieuzasadnione, ale chwilowo nie miała siły się hamować. - Lepiej się zastanów jak uruchomić swoje mięśnie.

Jojo chyba wziął sobie uwagę do serca, bo zamiast dalej narzekać, zaczął powolnie podciągać się w górę na chwiejnych nogach, przy pomocy nierównej ściany. Czepiał się jej dziur i rozprostowywał centymetr po centymetrze swojego ciała. Zajęło to całą wieczność, ale wreszcie stał pewnie i się nie przewracał. Spojrzał z góry na Elodie z tryumfalnym uśmieszkiem.

-Dobra, teraz twoja kolej - rzucił wyciągając do niej rękę. Już chciała zaprotestować, że nie da rady, ale wtedy przypomniała sobie, jak wiele trudniejsze robiła już w swoim życiu rzeczy, więc tylko wywróciła oczami i podała przyjacielowi dłoń. Jednak gdy tylko pomyślała o podniesieniu jednej nogi, usłyszeli głośne kroki, stawiane w grubych butach na pustej podłodze. Adrenalina zalała ciało Elodie.

-Ukryj się! - poleciła Joachimowi, a sama padła niemal przy samej twarzy Mako, udając że dalej jest nieprzytomna.

Nie było to zapewne przemyślane, bo porywacze zapewne umyślnie położyli ich w dużych odległościach od siebie i powinni łatwo zauważyć, że coś się zmieniło. Zanim jednak Elodie sobie to uświadomiła, było za późno. Do pokoju weszła szeroka w barkach męska postać, której kontury widać było dzięki światłu wpadającego do środka przez otwarte drzwi. Przystanął na chwilę, podrapał się po głowie, rozejrzał, jeszcze chwilę pogłowił po czym wzruszył ramionami. Jeśli nie zauważył braku jednego chłopaka, to widocznie nie był zbyt mądry. Oczywiście lepiej dla nich. Jednak wtedy schylił się i, ku zgrozie herosów, podźwignął Mako jak worek kartofli, przerzucił go sobie przez ramię i tyle go widzieli.

Gdy tylko zamknęły się drzwi, Elodie w podskoku stanęła na nogi. Zapomniała już o bólu i stwardnieniu. Rozejrzała się w poszukiwaniu Joachima. Ten wyłonił się zza obdartej kotary przy zabitym deskami oknie.

-Co my teraz zrobimy? – spytał pełen konsternacji. – Wyjść przez drzwi ryzykując, że wejdziemy prosto na porywaczy czy czekać aż przyniosą Mako z powrotem?

-Ja... ja... – dukała Elodie. Po raz pierwszy nie wiedziała co robić. Zazwyczaj w stresowych momentach działał u niej instynkt. Teraz jednak czuła się rozdarta i nie wiedziała czemu zaufać i co postawić na pierwszym miejscu. – Myślę, że... Nie zaszkodzi chwilę poczekać.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now