Rozdział 17

28 2 7
                                    

Kto mógł, przybył pod Sosnę Talii, żeby pożegnać i pomodlić się za odjeżdżających. Gdy cała trójka stała w komplecie przed furgonetką, spakowana i zdeterminowana, podeszli do nich trzej synowie Hermesa i bez słowa wstępu wyciągnęli nad nimi swoje dłonie. Zamknęli oczy i zaczęli wznosić modły do swojego boskiego rodzica, patrona podróżnych, aby udzielił wyjeżdżającym, za ich pośrednictwem, swojego błogosławieństwa. Wreszcie otworzyli oczy a powietrze zawirowało, spływając swoim ciepłem na trójkę odważnych.

-Udało się - uśmiechnął się ten stojący przed Mako, po czym skinął mu głową i cofnął się o dwa kroki.

-Teraz wiemy, że macie przed sobą bezpieczną drogę - odetchnął Chejron i uśmiechnął się do każdego z nich po kolei. - Niech bogowie będą z wami.

-Kate! Kate! - usłyszeli z dołu. Dziewczyna przedostała się przez tłum i momentalnie złapał ją za ramiona zadyszany Erik. - To chyba już - wysapał.

-Co już?

-Poród - wyrzucił tylko i oboje rzucili się do stajni.

Elodie i Jojo odprowadzili ich wzrokiem, żegnając się z przyjaciółką na odległość, i po pożegnaniu z wszystkimi przyjaciółmi i rodzeństwem dzielni półbogowie wsiedli do pojazdu, zapięli pasy i gładko ruszyli w stronę chylącego się już ku horyzontowi słońca.

No, może nie aż tak gładko. Gdy tylko Elodie przekręciła kluczyk w stacyjce i spróbowała wrzucić bieg, wystrzeliła z góry niczym rakieta. W panice zahamowała tak szybko, że samochód prawie stanął w pionie. Potem spróbowała jeszcze raz, ale zapomniała o sprzęgle i biedne autko zaprotestowało. Wreszcie udało im się odbić i ruszyć przed siebie.

-O święty tato, wszyscy zginiemy! - wykrztusił Jojo i kurczowo zasłonił oczy.

***

Tymczasem w stajni zrobiło się gorąco. Gdy mały pegaz się rodził ludzie niewiele mogli pomóc, ale i tak stali w napięciu i obserwowali. Erik, którego to nie był pierwszy odbierany poród, od czasu do czasu wyciągał trochę malucha, żeby pomóc jego mamie. Wreszcie mały narodził się i mimo że był cały obślizgły i brudny, Kate uznała że jest najwspanialszym co widziała w życiu. Stała zahipnotyzowana, patrząc na źrebię, które nie potrafi stabilnie ustać na swoich patykowatych nóżkach, ale i tak próbuje. Próbuje raz, próbuje drugi, próbuje do skutku. Kate spojrzała w bok i zobaczyła, że Erik jest tak samo zachwycony jak ona. Nigdy nie czuła dumy tak wielkiej jak wtedy, gdy mały wreszcie stanął stabilnie i się nie przewrócił. Nagle Erik oprzytomniał i wykrzyknął:

-Zamykaj drzwi! – i pobiegł na lewo. Kate momentalnie zrozumiała i trzasnęła prawą bramą. – Małe pegazy uczą się latać, jeszcze zanim spróbują chodzić – wyjaśnił, gdy ponownie się do siebie zbliżyli. Po stajni fruwał już ich mały samolot, ale nie dał rady się jeszcze wzbić wyżej niż na wysokość ich głów.

Wreszcie wylądował obok swojej zmęczonej mamy i zaczął szukać mleka. Erik odciągnął Kate do filaru i usiedli, nadal mając na widoku ten mały cud. Chłopak podał Kate kanapkę i dopiero wtedy dziewczyna poczuła jak bardzo w tych emocjach zgłodniała.

-Dziękuję, że po mnie przybiegłeś – zaczęła córka Ateny, dalej jeszcze rozmarzona, ale za chwilę posmutniała. – O nie, właśnie zdałam sobie sprawę, że nie pożegnałam się z przyjaciółmi.

-Na pewno to zrozumieją – pocieszył ją. – I jestem pewny, że będą bezpieczni i nic im się nie stanie.

-Jakoś to będzie – wzruszyła ramionami, a chłopak się roześmiał. Wreszcie podniosła się i pożegnała. Miała straszną ochotę położyć się do łóżka.

-Tylko nie zapomnij zamknąć po wyjściu – przypomniał jej chłopak.

Dziewczyna wymknęła się ze stajni na palcach patrząc jeszcze za siebie na cudnego źrebaka i mało nie wpadła na półboginię stojącą tuż przed nią. Zatrzymała się i podniosła na nią wzrok, a wtedy ta ze śmiechem rzuciła się jej na szyję. Rita Ozera wreszcie wróciła do przyjaciół.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now