Epilog cz. 2 (bonus)

150 14 13
                                    

Jeśli jeszcze pół roku temu ktoś w pałacu powiedziałby na głos o tym, że sam kapelmistrz i młody Mozart, którzy od lat uważani było za największych wrogów, zagrają razem na jednej scenie, każdy uznałby to za naprawdę dobry dowcip. Teraz jednak nie tylko mieli wystąpić razem, ale i przed jednym fortepianem. Oczywiście skomponowanie sonaty na cztery ręce było pomysłem Wolfganga, ale Antonio długo nie kwestionował tego pomysłu. Było to coś nowego, coś, za czym ludzie naprawdę czekali. Błądząc korytarzami pałacowymi co raz słyszałam zniecierpliwione rozmowy - w końcu występ miał zacząć się lada chwila.

-Jak dobrze cię widzieć Elisabeth - powiedział ciepły głos za moimi plecami. - Widzę, że jednak udało ci się przyjść na występ. Pani Madeleine zgodziła się zaopiekować Angelo?

-Nie - zaśmiałam się serdecznie i obróciłam twarzą do niego. - Też była zaproszona. A ja nie mogłam nie przyjść.

-Nie wiem, czy zabranie go do pałacu było dobrym pomysłem - szepnął, uważnie przyglądając się chłopcu, którego trzymałam w ramionach.

-Gdybyś częściej wychodził ze swojego gabinetu to wiedziałbyś, że Angelo był już tutaj naprawdę wiele razy.

Pokręcił tylko z politowaniem głową, ale z uśmiechem pochylił się nad moim synkiem, który nieustannie lustrował go uważnym spojrzeniem. Był niesamowicie spokojny, jeszcze bardziej niż w domu; jednak nawet charakter odziedziczył po ojcu.

-Ezo! - zawołał Angelo, wyciągając przed siebie rączki, ale już po chwili zrezygnował z zamiaru przytulenia librecisty, bo jego uwagę przykuł głośniejszy krzyk.

-On jest taki podobny do Antonia - zachichotał Lorenzo, kiedy chłopiec zrobił oburzoną minę. - Jak dwie krople wody. Naprawdę nikt się niczego do tej pory nie domyślił? - spytał, a ja tylko pokiwałam przecząco głową. - Chyba tylko dlatego, że nikt nie spodziewałby się po nim jakichkolwiek uczuć, a tym bardziej posiadania rodziny, ale wiesz, że tego nie będzie dało się ukrywać wiecznie?

Westchnęłam cicho, ale nawet w myślach musiałam się z nim zgodzić. Ludzie są z natury podejrzliwi, lubią plotkować, pewnym więc było, że ktoś pewnego dnia wszystko zrozumie, to, że ja wcale nie byłam samotną matką, a Antonio tak oziębłym i aroganckim człowiekiem, jakim często był w pałacu, by dalej dystansować się od ludzi. Nawet mimo upływu czasu to się w nim nie zmieniło, ciągle był tak samo nieufny jak kiedyś, ale wiedziałam, że nie jestem w stanie tego zmienić. W gruncie rzeczy przez te pół roku nie zmieniło się niemal nic, ciągle musiał chodzić o kulach, a ja ciągle musiałam mu przypominać, że nie mógł się tak samo przemęczać jak kiedyś. Oczywiście, był na to zbyt ambitny i nie mógł przyjąć do świadomości, że teraz nie mógł pracować aż tak dużo, jak wcześniej, że musiał więcej odpoczywać, dbać o siebie, że jego stan zdrowia naprawdę go ograniczał.

-Elisabeth, koncert za chwilę się zaczyna!

Uśmiechnęłam się szeroko do młodego chłopca, jednego z uczniów Antonia i weszłam na salę w momencie, kiedy rozbrzmiały głośne brawa. Usiadłam na jednym z wolnych foteli zupełnie z przodu przed sceną - jako była śpiewaczka ciągle miałam ten przywilej. Angelo owinął rączki wokół mojego rękawa, bawiąc się koronkowymi ozdobami w całkowitym milczeniu. Spojrzałam na scenę, gdzie stał cesarz, witając wszystkich przybyłych. Musiałam przyznać, że ludzi na tyle zaskoczył ten koncert dwóch wrogów, że przez samo zaintrygowanie przyszli posłuchać. Sala była pełna, niektórzy nawet stali, bo zabrakło już miejsc, jedynie w pierwszym rzędzie było jeszcze kilka miejsc, ale one były zarezerwowane dla ważniejszych osób. Kiedy ludzie już umilkli usłyszałam ciche stukanie. Na scenę wszedł Antonio, ciągle mocno opierając swój ciężar na kulach, a tuż koło niego powoli kroczył Wolfgang, uważnie się mu przyglądając, jakby w obawie, że coś może mu się stać. Obaj się ukłonili - Antonio ledwie zauważalnie, a mój przyjaciel tak głęboko, że jego włosy prawie musnęły parkietu. Tym razem jednak Wolfgang musiał mu nieco pomóc; chwycił go lekko pod ramię i odstawił kule, które oparł o bok fortepianu. Obaj usiedli na ławie przed tym wielkim instrumentem i spojrzeli na siebie, wymieniając kilka krótkich zdań, których nikt nie był w stanie usłyszeć.

It's never too lateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz