Rozdział 18

111 14 3
                                    

     Umawiając się wczoraj z Lorenzo, że przyjdę odwiedzić go przed próbą, nie przewidziałam jednej rzeczy. Nie miałam pojęcia, gdzie jest jego gabinet. Co prawda udało mi się zagadać jakiegoś młodego muzyka, który wytłumaczył mi, jak tam dojść, ale i tak trafiłam w złe miejsce. Więc jako, że miałam dość dużo czasu, przystawiałam ucho do wszystkich drzwi po kolei, licząc na łut szczęścia. Niestety, po dłuższej chwili nasłuchiwań nie usłyszałam niczego ciekawego oprócz kilku plotek, udało mi się więc dowiedzieć kto, kogo, z kim zdradza, ile się komu urodziło dzieci przez te kilka lat i co ludzie jedli wczoraj na obiad. Wyjątkiem była jedyna kłótnia, związana zapewne z naszym koncertem, ale jedyne, co z niej wyniosłam to „Kto zagra to wszystko, jeśli nie on?”, reszty zrozumieć mi się nie udało. Była więc szansa, że pojawi się jakiś nowy muzyk, co byłoby dobrą okazją do zaczęcia nowej, ciekawej znajomości.

– Szukasz kogoś? –  spytał nagle głos tuż nad moim uchem.

Odwróciłam się gwałtownie, nieomal obalając się o własne nogi.

– Och, Lorenzo, to tylko ty – powiedziałam, wzdychając z ulgą.

– Podsłuchiwałaś?

– Nie do końca... Po prostu chciałam cię odwiedzić, a nie wiedziałam gdzie jest twój gabinet – zaśmiałam się cicho. – Ale sam się znalazłeś, całe szczęście.

Uśmiechnął się serdecznie i wpuścił mnie do środka, do swojego gabinetu. Od razu w oczy rzuciła mi się wielka biblioteczka, wypełniona niezliczoną ilością książek. Na biurku, ustawionym pod ścianą leżała równie wielka liczba rękopisów, a nawet kilka nut. Pozwoliłam sobie rozgościć się na sofie, stojącej naprzeciwko zegara, który chcąc mnie przerazić, pokazywał za pięć dziesiątą. Nie sądziłam, że aż tyle czasu udało mi się już zmarnować.

– To co, zaśpiewasz coś?

– Jeśli zdążę... –  mruknęłam rozbawiona – ale nie obiecuję!

Zaśmiał się cicho i usiadł koło mnie.

– Lay down your sweet and weary head. Night is falling. You have come to journey's end. Sleep now and dream of the ones who came before. They are calling from across the distant shore. Why do you weep? What are these tears upon your face? Soon you will see. All of your fears will pass away. Safe in my arms you're only sleeping. What can you see on the horizon? Why do the white gulls call?

Przerwałam na chwilę, gdy usłyszałam, że zegar zaczął wybijać już dziesiątą.

– Across the sea a pale moon rises. The ships have come to carry you home. And all will turn to silver glass. Lights on the water. Grey ships pass into the west.

– Sprytnie to zakończyłaś – pochwalił Lorenzo, który na tyle dobrze znał tekst, że wiedział, iż skróciłam go, śpiewając samą końcówkę. – A teraz chodź.

Na korytarzu panowało małe zamieszanie, lecz ucichło na tyle szybko, by nie wzbudzić we mnie zbyt wielkich podejrzeń. Zobaczyłam Wilsona, który zmierzał w tym samym kierunku, co my, pokiwałam mu na powitanie, a on tylko się uśmiechnął. Nie udało nam się zamienić ani słowa od wczoraj, a to głównie dlatego, że gdy poprosiłam Wolfiego, by nauczył mnie piosenek na dzisiaj, on zaproponował mi, bym została u nich na noc. Oczywiście, nie śmiałam odmówić, wszystkiego nauczyłam się zaskakująco szybko, więc do rana opowiadaliśmy sobie straszne historie.

– Widzę, że twój siniak ciągle bardzo dobrze się trzyma – zachichotał Lorenzo, patrząc na moje ramię.

Jak się okazało, sukienka nie zakrywała w całości tej pięknej, fioletowo-zielonej ozdoby, pamiątki po wczorajszym wypadku.

– Jak widać – mruknęłam, rozpuszczając włosy, które wcześniej miałam związane w koński ogon, a one dość skutecznie zasłoniły to, co zasłonić miały.

     Gdy weszliśmy do sali przywitała nas nie ta sama cisza, co zwykle, ale wrzawa na tyle głośna, że nikt nas nawet nie zauważył. Przemknęliśmy przez tłum i podążyliśmy w stronę maestro Glucka, który patrzył na nas zrezygnowany

– Przepraszamy za drobne spóźnienie – powiedział Lorenzo, uściskując dłoń mężczyzny.

– Spokojnie, to, że przyszliście dwie minuty za późno to póki co nasze najmniejsze zmartwienie.

Z jednej strony cieszyło mnie to, że nie był na nas zły, ale z drugiej strony wiedziałam, że czekają na nas zapewne jakieś niezbyt dobre wiadomości.

– A co się stało? –  spytał Lorenzo, równie zaskoczony i zdezorientowany, jak ja.

Podążyłam za wzrokiem maestro Glucka, by dostrzec grupkę mężczyzn, toczących dość burzliwą rozmowę. Od razu rozpoznałam maestro Haydna, kilku młodych muzyków, z którymi nie zamieniłam jeszcze ani słowa i maestro Salieriego... O. Mój. Boże.

– Salieri miał wczoraj jakiś wypadek.

Nie wiem, co przeraziło mnie bardziej, słowa maestro Glucka, czy widok, który miałam okazję podziwiać zza przysłoniętych łzami oczu. Prawa ręka Salieriego wisiała bezwładnie w czarnej chuście, owiniętej wokół szyi na kształt prowizorycznego temblaka, dłoń owiniętą miał bandażem, co chwilę próbował ją ukryć naciągając na nią rękaw fraka. Boże... Co ja narobiłam?

-----------------------------------

Jestem ciekawa, czy ktoś zgodnie, co to jest za piosenka :)

Rozdział wstawiam z telefonu, gdzie nie da się niestety wstawić dedykacji, ale jest on oczywiście dla Julii89West i Kory_Vedam :)

It's never too lateWo Geschichten leben. Entdecke jetzt