Rozdział 42

114 13 2
                                    

A więc tak... Postanowiłam (za drobną namową, a raczej sugestią) wstawić dzisiaj dwa rozdziały :) a to z pewnego, zupełnie niespodziewanego powodu...

Tak, to opowiadanie ma już ponad tysiąc wyświetleń :D jestem tym niezmiernie zaskoczona, naprawdę, nie spodziewałam się tego :) dziękuję więc wszystkim, którzy czytają to opowiadanie, a w ramach podziękowań, oto bonusowy rozdział! ^^

Deze afbeelding leeft onze inhoudsrichtlijnen niet na. Verwijder de afbeelding of upload een andere om verder te gaan met publiceren.

Tak, to opowiadanie ma już ponad tysiąc wyświetleń :D jestem tym niezmiernie zaskoczona, naprawdę, nie spodziewałam się tego :) dziękuję więc wszystkim, którzy czytają to opowiadanie, a w ramach podziękowań, oto bonusowy rozdział! ^^

•••××ו••

Śpiewając ostatnią piosenkę wraz z Emilio, nie czułam już tego stresu, co na początku, a szaleńczą radość. Rozbrzmiały ostatnie dźwięki fortepianu, a ludzie wstali i zaczęli wiwatować. Tak po prostu. Jeszcze nigdy będąc na koncercie, nie widziałam tak żywiołowego zachowania, jak dzisiaj. Wszyscy muzycy stanęli niemal na brzegu sceny, robiąc miejsce dla mnie i Salieriego, który trzymając mnie za dłoń, zaprowadził mnie niemal na samą jej krawędź. Ukłoniliśmy się i otrzymaliśmy kolejną porcję oklasków.

– Teraz, po tym jakże cudnym występie – zaczął cesarz, uśmiechając się dumnie w naszą stronę – czas na poczęstunek i bal. Zapraszam wszystkich do sali obok!

Ludzie kulturalnie, bez żadnych przepychanek wyszli za nim, zostawiając nas na sali samych.

– Och, Dominic! Widziałeś ich miny! – zawołała młoda brunetka, przebiegając przede mną i nieomal przewracając się o swoją suknię. – To był nasz najlepszy koncert!

– Yhm!

– Eriko, Dominicu, bądźcież grzeczni! – skarcił ich Silvano, uśmiechając się jednak, więc nie odniosło to takiego skutku, jak się zapewne spodziewał.

Wszyscy muzycy zaczęli sobie gratulować, skrzypaczki zachwycone występem padły sobie w ramiona, a ja przytuliłam każdego i... widząc Salieriego, który szybko wyszedł z pokoju, nie zamieniając z nikim ani słowa, po cichu poszłam za nim. Wrócił do tego pokoju i z cichym jękiem upadł na podłogę, odchylając głowę do tyłu, by oprzeć ją na siedzeniu jednego z krzeseł. Zamknął oczy i przycisnął owiniętą w temblak dłoń do piersi, powoli zginając i prostując palce. Wyglądał tak... inaczej... Delikatnie, bezbronnie, zupełnie nie świadom mojej obecności, nie miał przed kim udawać, że wszystko jest dobrze. Miałam teraz jedyną okazję, by móc zobaczyć go tak ludzkiego, tak bardzo przypominającego człowieka, by choć raz zobaczyć tyle emocji na jego twarzy.

– Może pójdę po doktora, maestro? – zaproponowałam, wychodząc z cienia korytarza.

Na początku spojrzał na mnie zaskoczony, gotów poderwać się z miejsca i udawać, że nic się nie stało, ale zdał sobie sprawę z tego, że i tak obserwuję go już od dłuższej chwili.

– Wszystko jest w porządku.

W jego głosie zabrakło tej przerażającej chłodnej głębi, która nadawała mu stanowczości, więc od razu wiedziałam, że kłamie. Wywróciłam tylko oczami i usiadłam koło niego, pomagając zdjąć temblak i zawiązać go wokół szyi. Mruknął coś cicho, pewnie po włosku, bo nie zrozumiałam, co.

It's never too lateWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu