Rozdział 56

99 11 6
                                    

-Kerstin? Och Kerstin, jak dobrze cię widzieć! - zawołał Lorenzo, gdy tylko drzwi od pokoju otworzyła mu nasza przyjaciółka otulona szczelnie w kolorowy, wełniany szal. - Lepiej idź się położyć, w twoim stanie nie powinnaś się przemęczać!

Spojrzała na niego zdezorientowana, ale nim zdążyła się wychylić zza progu drzwi na tyle, by dostrzec Hansa, który stał tuż za mną i obejmował mnie ramieniem, librecista mocno chwycił ją za dłoń i zaprowadził do środka. Uśmiechnęłam się blado, kiedy usłyszałam stłumione odgłosy rozmowy; całe szczęście już po chwili ucichły, akurat w tym samym momencie, w którym mój przyszły mąż postanowił także wejść do malutkiego pokoju, a ja oczywiście wraz z nim.

-Elisabeth... nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyjechałaś... - powiedziała moja przyjaciółka głosem tak słabym, że naprawdę zaczęłam się obawiać, że zaraz zemdleje - mimo iż musiałaś poświęcić tak wiele...

-Jak mogłabym ci odmówić? - spytałam, ale ona momentalnie mi przerwała.

-Mam do ciebie wielką prośbę, ale... chciałabym porozmawiać z tobą na osobności - szepnęła, patrząc błagalnie na obu mężczyzn, którzy całe szczęście dość szybko zrozumieli jej prośbę, bo obaj podeszli do drzwi.

Nim wyszli chwyciłam jeszcze Hansa za rękaw od koszuli i zatrzymałam go w miejscu; pocałowałam go delikatnie, a on uśmiechnął się tylko i zszedł do Lorenza, który już czekał na schodach. Teraz, kiedy upewniłam się, że niczego nie mógł podejrzewać, wróciłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Całe szczęście w zamku był kluczyk, przekręciłam więc go - teraz miałam poczucie całkowitej prywatności, wiedziałam, że wszystko co powiem mojej przyjaciółce, usłyszy tylko ona. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na krawędzi łóżka, ale gdy tylko to zrobiłam, w moje ramię uderzyła mała, koścista piąstka; kiedy spojrzałam na Kerstin niemal widziałam złość i irytację wypisaną na jej twarzy.

-Mogłabyś mi wytłumaczyć, co ty do jasnej cholery wyprawiasz? - syknęła stłumionym, piskliwym głosikiem i nachyliła się nade mną; skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na mnie z oburzeniem. - Wysyłasz do mnie Lorenzo, który każe mi udawać przed Hansem, że jestem chora i umierająca, oszukujesz wszystkich nie podając wyjaśnień i uciekasz na tydzień przed ślubem. Teraz słucham. Wyjaśnienia.

-Obiecaj, że nikomu nie powiesz - powiedziałam cicho, a ona tylko pokiwała głową; po chwili także zaczęła uderzać stopą o nogę od łóżka, jakby chcąc mi w ten sposób pokazać, jak bardzo nie może się doczekać, aż znowu się odezwę. - Przyjechałam tu, bo muszę kogoś spotkać, a nie było innego wyjścia, żeby to zrobić, kiedy za moment już miał się odbyć ślub.

-Czyli wykorzystałaś mnie tylko jako pretekst, jako zabawkę, żeby spotkać się z jakąś koleżanką albo kochankiem? - parsknęła zaskoczona i odsunęła się nieco ode mnie.

-Kerstin... to nie jest takie proste...

-Nie jest? Więc mi to wytłumacz - warknęła poirytowana, nawet nie próbując ukryć narastającej wściekłości - masz na to minutę. Jeśli nie, to zawołam tutaj wszystkich i wyda się, że jestem całkowicie zdrowa.

-Jesteś przeziębiona - poprawiłam ją, ale ona słysząc moje słowa tylko zaśmiała się gorzko; wiedziałam, że to nie była odpowiedź, której się spodziewała, ale jednego byłam pewna, ta, którą zamierzałam jej udzielić, zaskoczy ją jeszcze bardziej. - Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć-

-Jak najprościej - zawołała i wskazała palcem na tarczę zegara - masz jeszcze pół minuty.

-Jestem w ciąży.

-Tak, no pewnie, to nie jest wytłumaczenie! - krzyknęła, ale nagle szyderczy uśmieszek zamarł jej na ustach; pochyliła lekko głowę na bok i zamrugała kilka razy oczami w geście niedowierzania. - Zaraz, zaraz, jak to jesteś w ciąży? Nie, nie, nie, przecież żeby być w ciąży trzeba się z kimś kochać. I nie dostaje się jej po tygodniu. Ani po miesiącu. A dziewięć miesięcy temu nie znałaś jeszcze Hansa.

It's never too lateDonde viven las historias. Descúbrelo ahora