Dziś był dla mnie wielki dzień. Miałam po raz pierwszy spotkać się z muzykami i innymi śpiewaczkami, do tej pory, gdy o tym myślałam, byłam szczęśliwa, że poznam nowych ludzi, ale... W głowie ciągle słyszałam słowa Wolfganga. Miał o wiele większy talent, niż ja, a mimo to obawiał się ich. Teraz nie byłam taka pewna, czy ten dzień stanie się najpiękniejszym w moim życiu, czy może też będzie zupełnym rozczarowaniem. Coraz bardziej zaczęły nękać mnie wątpliwości, których nie potrafiłam się pozbyć. A co, jeśli Wolfie miał rację, co do tych kompozytorów? Jeśli i mnie nie polubią?
– Elisabeth, wszystko w porządku?
Słowa Wilsona wyrwały mnie z zamyślenia. Jego wzrok był śmiertelnie poważny, co przeraziło mnie jeszcze bardziej.
– Mam drobne... obawy.
– Nigdy ich nie miałaś – odburknął po chwili.
Zaskoczył mnie ton jego głosu. Musiał być czymś bardzo zdenerwowany.
– Bo jeszcze nigdy mi na czymś tak nie zależało – powiedziałam, pozwalając emocjom przejąć kontrolę nad moim głosem. – Nie chcę, żeby ten dzień wyglądał inaczej, niż go sobie wyobrażałam, ale...
– Elie... – mruknął po chwili, a na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech. – Nie przejmuj się tak tym.
– Ty też się tym przejmujesz – odparłam, przypominając sobie jego nastrój sprzed chwili. – Dlaczego więc ja nie mam?
Westchnął głośno i podniósł ręce w geście poddania.
– Mój nastrój nie musi ci się udzielać, wiesz o tym, prawda? – spytał po kilku sekundach milczenia..– Zawsze tryskałaś optymizmem, niech taką cię poznają.
– Ale... Ale jak oni się dowiedzą, że jestem samoukiem, Willy? Będą wściekli. I mnie wyrzucą. Na pewno.
– Elisabeth, przestań się tym tak zadręczać. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. A teraz, proszę, uśmiechnij się już.
Mimo wszystko, miał rację. Pozwoliłam moim obawom na tyle przejąć nade mną kontrolę, że sama byłabym w stanie popsuć sobie dzień.
Gdy powóz się zatrzymał Wilson chwycił mnie za dłoń i pomógł wysiąść. Wiał bardzo silny wiatr, ciemne chmury zagrodziły słońcu drogę na ziemię, sprawiając, że było jeszcze bardziej ponuro.
– Za chwilę będzie padać – mruknął Willy, niezbyt zadowolony z pogody. – Chodźmy.
Dalszą drogę odbyliśmy w milczeniu. Gdy weszliśmy, czułam, jak serce podskoczyło mi do samego gardła. Panowała tu dość gęsta atmosfera, o dziwo, jedyne, co mnie przywitało, to grobowa cisza. Podczas prób Wolfganga wyglądało to zupełnie inaczej, teraz, gdy Wilson otworzył drzwi do sali, przywitały mnie ciekawskie spojrzenia większości osób i nieprzyjazne mniejszości. A więc Wolfie miał rację...
– Panie, panowie... pragnę wam przedstawić Elisabeth Blanc, która zastąpi panią Adelę – przedstawił mnie Wilson, popychając mnie lekko do przodu.
Gdyby nie on, stałabym w wejściu tak długo, aż emocje by wygrały i wybiegłabym z tego miejsca.
– Dzień dobry panienko – powiedział jeden z mężczyzn, wyglądał na najstarszego z nich wszystkich, musiał mieć wśród nich duże uznanie.
Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja uścisnęłam ją nieśmiało. Był jednym z nielicznych, którzy od samego początku nie obdarowywali mnie nieprzyjaznymi spojrzeniami.
– Czy moglibyśmy zaczynać? – spytał po chwili, zwracając się do pozostałych.
– Oczywiście – odparło kilka głosów.
Zlustrował wszystkich uważnym spojrzeniem, a na jego czole po chwili pojawiło się kilka zmarszczek.
– Pan kapelmistrz prosił przekazać, że ze względu na obowiązki on i maestro Salieri mogą się nieco spóźnić – wytłumaczył jakiś młody chłopak. – Chciał też, żebyśmy nie czekali za nimi i zaczęli próby.
– Dobrze... – mruknął.
Atmosfera stała się nieco luźniejsza, ludzie rozsiedli się w grupki po kilka osób, omawiając sterty kartek, które mieli przed sobą. Było ich naprawdę dużo. W tym czasie nikt nie zwracał na mnie nawet najmniejszej uwagi, a ja, nie wiedząc, co mam robić, podeszłam do Wilsona. Nie musiałam nic mówić, uśmiechnął się do mnie ciepło i poklepał miejsce koło siebie na sofie, bym usiadła. Nie mając nic lepszego do roboty, przysłuchiwałam się rozmowie, którą toczyło kilku mężczyzn.
– To jest szaleństwo! – zawołał ten, który siedział dokładnie naprzeciwko mnie. – Nie, żebym wątpił w jego zdolności, ale nie uważam, żeby to on był odpowiednim śpiewakiem.
– A według mnie jego delikatny głos pasuje tam idealnie – odparł Willy, drapiąc się po brodzie.
Wiedziałam, że to oznaczało, że był niezwykle zirytowany.
– Toczymy spór o coś, co i tak nas nie dotyczy – mruknął blondyn, uśmiechając się do mnie ciepło. – A ty, piękna niewiasto, masz podobno zastąpić naszą Adelę.
Spojrzałam na niego zdezorientowana, a oni na mnie rozbawieni, choć byłam pewna, że to wina rumieńców, które zapewne już zalały całą moją twarz.
– Wilsonie, gdzie znalazłeś tak piękną i niewinną osóbkę? – zaśmiał się.
– To najlepsza przyjaciółka mojej kuzynki, a zarazem moja – odparł, biorąc do rąk kilka kartek z nutami.
– Elisabeth... Bo mogę do ciebie mówić po imieniu, prawda? – spytał brunet.
Pokiwałam głową potakująco, byłam bardzo ciekawa, co chciał mi powiedzieć.
– Kto uczył cię śpiewu?
W panice spojrzałam na Wilsona, który spojrzał na mnie pocieszająco, jakby jego oczy mówiły: „Powiedz im, przecież prędzej czy później to się wyda. Bądź odważna".
– Nikt.
YOU ARE READING
It's never too late
RomanceHistoria o młodej, pięknej śpiewaczce, która przyjechała do Wiednia. I się zakochała. . . . Mozart L'opera Rock Fanfiction Edit: Informacja dla wszystkich, którzy nie wiedzą, co to jest Mozart L'opéra Rock, spokojnie, to opowiadanie można przec...