Rozdział 45

90 12 0
                                    

– Och, Elieee! Elie!

Nim zdążyłam się obrócić, ktoś mocno objął moje plecy, przez co niemal się obaliłam.

– Moja opera będzie miała premierę już za tydzień! Za tydzień! – zawołał Wolfgang, stając tuż przede mną, niemal podskakując z radości. – I będzie na niej cesarz! I wszyscy muzycy! I... i... i całe tłumy ludzi!

– To wspaniale, Wolfy!

Przytulił mnie na tyle mocno, że niemal nie mogłam wziąć oddechu i ani myślał, żeby odsunąć się choć o milimetr. Zaśmiałam się cicho i rozczochrałam mu włosy, które w nieładzie opadły na twarz i emanujące nieskończoną radością oczy.

– Przyjdziesz? – spytał błagalnie, robiąc maślane oczka.

– Ależ oczywiście! – zachichotałam. – Już się nie mogę doczekać! To jest twoja druga opera tutaj, prawda? A zdradziłbyś mi w końcu jej tytuł?

– Wesele Figara!

– Czekaj, czekaj... – mruknęłam zaskoczona. – A czy to jest na podstawie tej zakazanej we Wiedniu książki?

– Jest, ale... Ale to jest taka piękna historia, Elie! A Lorenzo tak pięknie ją przedstawił i... To wyjdzie przecudownie! Nawet cesarzowi się podoba! I wszędzie już są wywieszone plakaty! Och, jak ja nie mogę się doczekać!

– Ja też!

W końcu mnie puścił i bez słowa pognał w kierunku sali, na której zazwyczaj przeprowadzał próby. Poszłam za nim, ale nim zdążyłam wejść, ktoś chwycił mnie za nadgarstek.

– Dzień dobry panienko Elisabeth...

– Och, Hans, nie strasz mnie tak! – zawołałam, odwracając się do mężczyzny i na powitanie rzucając się mu w ramiona.

– Dobrze, już nie będę! – zawołał rozbawiony. – Może pójdziemy na spacer?

– Gdzie?

– Korytarzem, aż do mojego gabinetu – zaproponował, uśmiechając się szeroko i pokazując rząd śnieżnobiałych zębów. – A tam będziesz mogła robić, co tylko będziesz chciała!

– Trzymam cię za słowo! – zawołałam i wtuliłam się w jego ramię.

Rzeczywiście, błądziliśmy wszystkimi korytarzami przez chyba półgodziny, rozmawiając o wszystkim i o niczym, nim doszliśmy pod drzwi. Z każdą chwilą zaskakiwało mnie to, jak dobrze się dogadywaliśmy. Był naprawdę cierpliwym słuchaczem, nie negował moich odmiennych poglądów, był szczery, bezpośredni, ale taktowny i kulturalny. Jednym słowem, chodzący ideał.

– Elisabeth, chciałabyś się może czegoś napić?

Spojrzałam przerażona na butelkę i kieliszki, które trzymał w ręce i pokręciłam głową. Alkohol był teraz naprawdę ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam. Ciągle bowiem nękały mnie wątpliwości, bałam się, że wczoraj powiedziałam albo zrobiłam coś głupiego, przez co Salieri tak dziwnie się dzisiaj zachowywał, choć mówił, że nie pamięta więcej niż ja.

– Hans, zrobiłeś kiedyś coś głupiego, kiedy byłeś pijany? – spytałam, siadając mu na kolana i opierając głowę o jego policzek. – Ale tak szczerze.

– Och, wstyd o tym mówić, ale wiele różnych rzeczy – powiedział rozbawiony i chwycił mnie za dłoń, przeplatając nasze palce. -– Naprawdę chcesz o tym słuchać?

– Yhm! Wprost umieram z ciekawości!

– Pamiętam, że kiedyś, jak byłem młodszy, znalazłem u taty w pokoju kilka półpełnych butelek. Nie wiedziałem, co w nich jest, ale wypiłem wszystko. Nie wiem, miałem wtedy piętnaście, może szesnaście lat... ale pamiętam, że mama znalazła mnie śpiącego na stole w kuchni i powiedziała, że wyniosłem z domu kilka książek i wrzucałem je do wody, żeby ryby mogły sobie poczytać.

– Naprawdę? – parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie go siedzącego nad małym strumykiem i edukującego ryby. – A pamiętasz coś jeszcze?

– Kiedy miałem dwudzieste drugie urodziny dostałem od wujka butelkę jakiegoś bardzo mocnego alkoholu, którym nie chciałem się dzielić i wypiłem sam. I potem przyszła Julie, dziewczyna, w której skrycie się wtedy podkochiwałem – powiedział szczerze i zaśmiał się cicho. – Na trzeźwo nie potrafiłem z nią porozmawiać, nawet przywitać, a wtedy, kiedy byłem pijany, nie dość, że wyznałem jej miłość, to nawet pocałowałem.

– I co ona na to? – spytałam zaciekawiona, nie czując nawet cienia zazdrości.

– Okazało się, że była taka pijana, że rano nic nie pamiętała – odparł, przytulając mnie nieco. – Nie mogłem się po tym pozbierać, ciągle byłem albo zły, albo smutny, choć pamiętam, że jak się mnie zapytała, czy ja coś pamiętam, to skłamałem, bo wstydziłem się jej tego powiedzieć. Ach, stare czasy...

W mojej głowie zapanował okropny mętlik. Jego słowa odbijały się echem, mieszając się ze wszystkimi innymi myślami, niemal je zagłuszając. A jeśli on... ja...

Drogi Boże...

– Elisabeth, wszystko w porządku? Wydajesz się jakaś taka spięta... – mruknął Hans, całując mnie w czoło.

-Nie, wszystko w porządku - zaśmiałam się gorzko i wysiliłam się na uśmiech - po prostu coś sobie przypomniałam.

– Och, nie przejmuj się tym, cokolwiek to jest!

Do końca wieczora rozbawiał mnie kawałami i opowiadał niemal niestworzone historie, ale jakiś cichy głosik wewnątrz mojej głowy ciągle wygłaszał różne teorie na temat tego, co mogło stać się tego wieczora. Obawiałam się nieco, że powiedziałam coś głupiego. Albo zrobiłam. Choć jeśli Salieri się tym nie przejmował, a bynajmniej nic mi o tym nie powiedział, nie było to nic wartego uwagi, prawda?

Och, jak ja bym chciała, żeby tak właśnie było.

It's never too lateWhere stories live. Discover now