Rozdział 31

111 13 8
                                    

Pierwszy dzień maratonu czas zacząć! :) postanowiłam w końcu rozkręcić akcję, bo w końcu ile może trwać cisza przed burzą... xD

•••××ו••

Wybiła północ. A co za tym idzie... zaczęła się sobota.

Miałam dziś po raz pierwszy, odkąd rozmawiałam z panią Madeleine, zobaczyć się z Salierim. Przez te kilka dni odwołał nasze spotkania, gdyż pojawiły się jakieś komplikacje przy koncercie i musiał dłużej przebywać w pałacu. Tak bynajmniej przekazał mi Lorenzo.

Ale to nie było wszystko, czego się obawiałam. Musiałam iść razem Z Wilsonem do pałacu, by nie podejrzewał, że dzisiejszego dnia nie spędzę we Wiedniu. A w pałacu bardzo często spotykałam Hansa. Nie chciałam się na niego natknąć. Nie po tym wszystkim. Jakaś część mnie chciała, żebym o nim zapomniała, a jakaś... wręcz przeciwnie. Zupełnie nie wiedziałam, co o tym myśleć.

Przewróciłam się na drugi bok i dalej próbowałam zasnąć. Nieskutecznie. Coś zaprzątało mi myśli. A ja nie wiedziałam, co. Wstałam więc z łóżka i podeszłam do kominka, w którym tliły się resztki drewna. Znalazłam schowany za kominkiem kijek, dorzuciłam do środka kawałek drewna i grzebiąc w popiele, próbowałam rozpalić ogień. Było to na swój sposób uspokajające. Udało mi się rozniecić płomień na tyle duży, że zajął się od niego kawałek drewna. Po chwili w pokoju rozbłysło światło.

Podeszłam do półki z książkami i delikatnie przysunęłam palcem po grzbiecie każdej z nich, jakbym szukała tej jedynej. Oczywiście, nie znalazłam. Miałam teraz ochotę usiąść przed kominkiem i wtulić się w czyjeś ramię. Tak po prostu.

Zabrałam koc z łóżka i położyłam się na dywanie. Oparłam głowę na dłoniach i wbiłam wzrok w tańczące na drewnie płomienie. Naprawdę chciałam się teraz do kogoś przytulić. Na moment przez myśl przemknął mi Hans. I Salieri.

Boże... co się ze mną dzieje?

Zupełnie wbrew sobie zaczęłam myśleć o tym, jak by to było, siedzieć wtulona, w jego ramionach. To było głupie. Przecież on mnie nie lubił. I ja go. Prawda...?

Westchnęłam cicho i przewróciłam się na plecy. Miałam tylko nadzieję, że choć trochę wyśpię się do rana, gdyż obiecałam pani Madeleine, że przyjdę do niej już o siódmej rano, bym mogła przymierzyć sukienkę. Miałam tylko nadzieję, że dzisiejszy wyjazd pomoże mi choć na chwilę wyrwać się z moich szalonych rozmyślań.

•••××ו••

– Mmm... panienko, wyglądasz w tym przecudownie! – zawołała pani Madeleine, kiedy tylko wyszłam z pokoju, w którym Suzanne i Julie pomogły mi ubrać sukienkę.

Przez ten cały czas miałam zawiązane oczy, więc musiały poprowadzić mnie aż pod same lustro.

– Trzy... dwa... jeden...

Ktoś jednym szybkim ruchem zdjął wstążkę z mojej głowy i...

Sukienka, którą miałam ubraną, wyglądała inaczej, niż wszystkie, jakie do tej pory widziałam. Zdawała się składać z dwóch warstw, jednej z czarnego aksamitu, rozkloszowanej, krótkiej do kolan, z dekoltem w serce. Drugą warstwą, wykonaną z koronki, obszyto całą suknię, była nieco dłuższa niż aksamit. Zakrywała całą szyję i ramiona.

Wyglądała przepięknie. Naprawdę przepięknie. Była idealnie dopasowana, jeszcze bardziej podkreślała moją wąska talię i... ach, była niesamowita!

Dodatkowo już wcześniej dziewczyny upięły moje włosy w kok, pozwalając kilku pasemkom spaść na twarz, co nadało fryzurze niezwykle naturalnego wyglądu. I bardzo pasowało do tej niezwykłej kreacji.

It's never too lateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz