Rozdział 53

85 11 6
                                    

Był naprawdę cudny, zimowy wieczór, choć dość ciepły jak na ostatnie dni lutego. Otulona w koc siedziałam na balkonie i podziwiałam mieniące się na ciemnym nieboskłonie gwiazdy oraz księżyc, zalewający całe pałacowe ogrody delikatnym, jasnym połyskiem. Okolica wyglądała naprawdę pięknie, ciszę przerywała jedynie piękna muzyka świerszczy i kroki, niebezpiecznie zbliżające się do mojego pokoju. W końcu drzwi się otworzyły, skrzypiąc przeraźliwie, a na balkon wyszła moja mama, w ręce trzymając kubek ciepłej herbaty. Usiadła koło mnie i przyjrzała mi się w milczeniu, jakby samym spojrzeniem próbując nakłonić mnie do refleksji.

-Tak, wiem mamo, muszę zacząć o siebie dbać, więcej jeść, odpoczywać i poważnie zastanowić się nad ślubem z Hansem - powiedziałam poirytowana, od razu domyślając się, co chce mi powiedzieć i podkuliłam nogi pod brodę, żeby się ogrzać

-On jest zbyt idealny, żeby był prawdziwy - odparła i spojrzała na księżyc. - Poza tym doskonale wiesz, że nigdy go nie pokochasz.

Spojrzałam na nią zamyślona, dokładnie analizując to, co powiedziała. Być może miała rację, być może nigdy go nie pokocham, ale niczego to nie zmieniało. Nie musiałam go kochać, żeby być z nim szczęśliwa, byliśmy dla siebie bardzo blisko, cieszyliśmy się swoim towarzystwem, a to mi wystarczało, by mieć pewność, że to właśnie z nim chcę być.

-Uważasz więc, że lepszym wyjściem byłoby wrócenie do Wiednia i wybaczenie Salieriemu? - spytałam po chwili, choć doskonale znałam jej odpowiedź.

-Tak.

-Nie - odparłam poirytowana. - Mówiłam ci już, że to jest skończony temat i nigdy do nie wrócę, więc proszę, pogódź się z tym! Wolę wyjść za Hansa, on przynajmniej jest szczery, potrafi się uśmiechnąć i-

-Coś mi w nim nie pasuje - przerwała mi i posłała ostrzegawcze spojrzenie.

-A mi w nim wszystko pasuje - odwarknęłam. -Mamo, zrozum, że to z nim chcę być, to jego żoną zostanę. Podjęłam już decyzję.

Pokręciła głową z politowaniem i zamilkła na moment, by dać mi okazję na zastanowienie, ale naprawdę, nie miałam już o czym myśleć, już dawno zdecydowałam. Może nie było to bardzo rozsądne, ale właściwe. Musiałam w końcu zadbać o swoją przyszłość, być pewna tego, co ma się dziać, zapewnić godne życie sobie i swojej matce. Skoro Hans mnie kochał, chciał o mnie zadbać, chciał, żebym została jego żoną, dlaczego miałabym mu odmówić?

-Dobrze, skoro nie przekonam cię w tej kwestii, to proszę, chociaż zacznij o siebie dbać. - Moja mama uśmiechnęła się do mnie troskliwie.

-Mamo... ja po prostu jestem chora - powiedziałam złośliwie i owinęłam się szczelniej kocem. - Wiem, w tym miesiącu coraz częściej, ale to są zwykłe niestrawności, może po prostu jestem na coś uczulona? Nie musisz się tak o mnie martwić, jak będzie działo się coś złego, uwierz, przyjdę i ci o tym powiem, dobrze?

Chyba doszła do wniosku, że tą wypowiedzią zakończyłam naszą rozmowę, bo wstała i pocałowała mnie w czoło, a po chwili wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Znów zostałam sama, otoczona tylko muzyką świerszczy i rechotem kilku żab, wśród zalanych blaskiem księżyca ogrodów, jego świetle mieniącym się w strumieniu. Było w tym widoku coś zapierającego dech w piersiach, pomagającego oderwać się od wszelkich problemów. Naprawdę teraz tego potrzebowałam, oderwać się od wszystkiego, zapomnieć choć na jakiś czas i o Hansie, i o Salierim, o wszystkim co się stało i co będzie miało się stać. Musiałam ochłonąć, pogodzić się z tym wszystkim, a na to potrzebowałam czasu. Niestety, zostało go niewiele ponad miesiąc.

•••××ו••  

Jeśli jeszcze rok temu ktoś powiedziałby mi, że już na dwa tygodnie przed ślubem panuje takie zamieszanie, że łatwo jest nawet zapomnieć, jak się nazywa, nigdy bym mu nie uwierzyła. To jednak okazało się prawdą, najgorszą ze wszystkich prawd. Pomijając już rzeczy tak kuriozalne, jak dobór koloru serwetek do ścian czy wybór smaku każdego z placków, trzeba było także załatwiać mnóstwo formalności. Nie miałam nawet chwili wytchnienia, nawet obiad jadłam w biegu, bo matka Hansa nieustannie prosiła mnie, bym sprawdziła, czy nakrycia stołu, jakie wybrała, są według mnie odpowiednie. Oczywiście, początkowo robiłam jej na złość, ale teraz tak bardzo już mi się tego odechciało, że nie skomentowałam nawet talerzy w malowane kwiaty.

It's never too lateWhere stories live. Discover now