Rozdział 2

194 23 1
                                    

 Następnego dnia, siedząc w powozie ciągle rozmyślałam o słuszności swoich działań. Nie żebym nie chciała jechać, było to w końcu moje największe marzenie, ale nieco obawiałam się tego, co mnie tam spotka. Miałam świadomość tego, że życie w stolicy bardzo różniło się od tego w małym miasteczku, jednak mimo tego, że znałam wszystkie wady mieszkania w tak zaludnionym miejscu, byłam zbyt podekscytowana, by o nich myśleć. Moją radość podsycało jeszcze to, że już niedługo spotkam Nannerl i Wolfganga. Strasznie się za nimi stęskniłam, nie widziałam ich od ponad roku. To było już zbyt długo. Pisaliśmy co prawda do siebie listy, ale to nie mogło zastąpić wesołych rozmów i wygłupów. Gdy więc powóz ruszył, aż zapiszczałam z radości. Na ogół byłam spokojnym człowiekiem, jednak teraz nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, miałam w sobie całe pokłady niespożytkowanej energii. Wiedziałam, że czeka mnie naprawdę długa podróż, wyciągnęłam więc z walizki pamiętnik, atrament, pióro i zaczęłam pisać.

„Drogi pamiętniku,

Zapamiętaj dzisiejszą datę, ostatni dzień września 1781 roku, bowiem to właśnie tego pięknego, słonecznego acz mroźnego poranka moje marzenia zaczynają się spełniać. Właśnie siedzę w powozie, który ma mnie zawieść do samej stolicy, do wielkiego Wiednia. Nie wiem jeszcze, co z tego wyjdzie, staram się nie przesadzać z radością, póki nie będę niczego pewna, ale to nie jest łatwe. Mam zbyt dużo energii, by usiedzieć w miejscu, a przede mną jeszcze długa podróż. Tak bardzo nie mogę doczekać się spotkania z Nannerl, Wolfgangiem, Kerstin i Wilsonem. Brakuje mi już naszych wiecznych żartów i wygłupów."

     Przerwałam pisanie i wzięłam głęboki wdech, by się uspokoić. Byłam zbyt podekscytowana, by pisać, ręce zaczęły mi się już trząść. Och, to było zbyt dużo wrażeń, jak na jeden dzień, a nie było jeszcze nawet południa.

It's never too lateWhere stories live. Discover now