Rozdział 3

166 22 5
                                    

     Gdy powóz się zatrzymał zupełnie zapomniałam o jakiejkolwiek etykiecie i wyskoczyłam z niego, nieomal wpadając na jakiegoś mężczyznę, który zabrał ze środka walizki i zaczął iść w bliżej nieznanym mi kierunku.

– Ej, dokąd idziesz? – zawołałam za nim, nie ruszając się jeszcze z miejsca.

On natomiast coraz bardziej się ode mnie oddalał. Przez chwilę byłam zbyt oszołomiona tym, co się dzieje, by zareagować inaczej niż krzykiem.

– Wracaj tutaj! Słyszysz? Wracaj!

Dalej nie reagował. Zerwałam się biegiem z zamiarem powalenia go za pomocą mojej wątpliwej siły. Jednak na chwile przed tym, nim skoczyłam na jego plecy odwrócił się i odstawił walizki, więc chcąc nie chcąc, wpadłam w jego ramiona.

– Skąd w tobie taka brutalność, Elie? – mruknął tuż nad moim uchem, odgarniając włosy z twarzy.

Zamrugałam kilka razy i ciągle nie mogłam uwierzyć temu, co ujrzały moje oczy.

– Wilson! – zawołałam, by po chwili uraczyć go jeszcze głośnym piskiem.

Przytuliłam go tak mocno, że gdyby był chudszy, pewnie... na pewno połamałabym mu żebra. Och, jak ja się za nim stęskniłam!

– Czy to... – mruknęłam tuż po tym, gdy obdarowałam go moim wnikliwym spojrzeniem – Czy ty masz siwe włosy?

– Siwe włosy? Chyba kilka pojedynczych! – odparł rozbawiony.

Parsknęłam śmiechem i uwolniłam go z uścisku, by w końcu mógł wziąć oddech.

– Czyli już nadszedł ten wiek, kiedy dzieci zaczepiają cię przed świętami na ulicy i pytają, czy jako święty Mikołaj dasz im prezenty?

– Ho ho ho! – zawołał, zabierając moje torby. – Patrz, ile mam prezentów do rozdania!

– Ani mi się waż! – powiedziałam stanowczo, a żeby jeszcze podkreślić efekt, tupnęłam nogą.

Wyszczerzył zęby w wielkim uśmiechu i ponownie ruszył w tym samym kierunku, w którym szedł już wcześniej.

– Hej, Willy, oddawaj moje rzeczy!

– Naprawdę chcesz je nieść sama?

Spojrzałam na niego zaskoczona, a on tylko się roześmiał.

– Nie spodziewałam się tego z twojej strony. Wiesz miły i bezinteresowny gest. Czyżbyś wydoroślał?

Może takie pytanie, skierowane do pięćdziesięciolatka mogłoby wydać się dziwne, ale on nie był zwykłym pięćdziesięciolatkiem.

– A jak myślisz? – spytał.

Odstawił moje walizki, podszedł do jednej z kałuż i zanurzył w niej ręce.

– Ani się waż... – mruknęłam, widząc jego złośliwy uśmieszek. – Willy, nie zrobisz tego, nie zro...

Mimo dobrego uniku i tak oberwałam błotem w twarz. Obdarowałam go w zamian obrażoną miną, a on jak gdyby nigdy nic, ruszył dalej. Wywróciłam oczami i poszłam za nim, kiedy nagle zza zakrętu wyjechała rozpędzona furmanka. Wpadła w kałużę, unosząc całe błoto w powietrze i już po chwili Wilson wyglądał niczym potwór z bagien.

– Karma zawsze wraca – szepnęłam kąśliwie, by zabrać mu moje ubrudzone już walizki i podążyć za nim aż pod sam dom.

– Eliiiiiieee!!! – zawołał znajomy głos, a jego posiadaczka rzuciła się mi na szyję i gdyby nie Wilson, stojący za mną, obie upadłybyśmy na ziemię.

– Kerstin, gdzie cię wychowano? – spytał Willy, śmiejąc się złośliwie. – Jak udusisz ją na środku ulicy to pójdziesz do więzienia, ale... jakby bardzo ci zależało na uciszeniu tego nieznośnego stworzenia to parę metrów stąd znajduje się nasz dom, w którym możesz zrobić to bez świadków.

– Czy ty właśnie nazwałeś mnie nieznośnym stworzeniem?

– Nieeee – powiedział przeciągle, popychając nas obie w kierunku drzwi.

Wywróciłam oczami. Tak, właśnie za takimi spotkaniami stęskniłam się przez te kilka miesięcy.

It's never too lateحيث تعيش القصص. اكتشف الآن