Rozdział 43

100 13 4
                                    

Na początek krótkie info, wczoraj nie było rozdziału przez problemu z Wattpadem, dziś jest tak późno, bo była burza i prąd nam wyłączyli :/ niestety :/

•••××ו••

– Och, panienka Elisabeth? – Dziewczyna spojrzała na mnie, jakby właśnie zobaczyła ducha. – Co panienka tutaj robi?

– Przyszłam do maestro Salieriego, żeby mu podziękować za przygotowanie mnie do koncertu – odpowiedziałam szczerze, zupełnie ignorując to, jak głupie były moje słowa.

Otworzyła nieco usta, jakby próbując coś powiedzieć, ale koniec końców bez słowa wpuściła mnie do środka i zaprowadziła po schodach na górę. Zapukała cicho w drzwi, po chwili mocniej, aż w końcu nieco je uchyliła. Weszłyśmy do środka i... i gdyby nie to, że dziewczyna zabrała ze sobą świeczkę, nigdy bym nie dostrzegła Salieriego, który w kompletnym bezruchu i milczeniu siedział na fotelu, twarzą do okna, krzyżując dłonie na oparciu, a na nich opierając brodę.

– Maestro?

Milczenie, które jej odpowiedziało, zapewne uznała za zgodę na kontynuowanie.

– Przyszła do ciebie panienka Elisabeth.

– To powiedz jej, że mnie nie ma – odciął ozięble, głosem jeszcze bardziej wypranym z emocji niż zwykle.

– Myślę, maestro, że twoje kłamstwo się dzisiaj nie uda – powiedziałam cicho – niestety.

Spodziewałam się, że poderwie się z miejsca i spróbuje zabić wzrokiem. Albo chociaż się wścieknie, wykrzyczy, jaka to ja zła nie jestem i wyrzuci mnie z pokoju. Ale on nawet nie drgnął. Nie wiedziałam, czy miałam brać to za przejaw kompletnej ignorancji, czy chodziło o coś zupełnie innego.

Dziewczyna wyszła z pokoju, zostawiając nas zupełnie samych, całe szczęście, utknęła w kandelabr stojący na półce swoją świeczkę, bo pogrążyły by nas całkowite ciemności.

– Po co tu przyszłaś?

– Podziękować – powiedziałam, stawiając na biurku butelkę wina. – I przynieść drobny prezent, ale to także w ramach podziękowań.

– Jeśli przysłał cię tutaj Lorenzo, to powiedz mu, że nawet w ten sposób nic ze mnie nie wyciągnie.

– Co? – spytałam zaskoczona, niepewnie podchodząc bliżej niego.

– Pytam cię jeszcze raz, po co tutaj naprawdę przyszłaś?

– A ja ci jeszcze raz odpowiadam. Podziękować – odburknęłam poirytowana. – To coś złego?

Odwrócił się w moją stronę i zlustrował zmęczonym spojrzeniem, jakby chciał bez odzywania się poinformować mnie, że rozmowa ze mną jest skończona i mogę wracać do domu. Pech chciał, że byłam zbyt uparta i obolała po spotkaniu z porąbanym drewnem, by wracać teraz tak daleko do domu.

– Może wypijemy? – zaproponowałam, wskazując na wino. – Najlepsze, jakie udało mi się zdobyć.

O dziwo, zamiast skrytykować mnie za tak odważne słowa, wystawił z szafy dwa kieliszki i korkociąg, który postawił przede mną. Przez chwilę byłam niemal oburzona, w końcu to zazwyczaj mężczyźni otwierali wino, ale kiedy zobaczyłam jego rękę... ciągle wisiała w temblaku, teraz pozawijana grubo w bandaże, z każdym ruchem sprawiając niedający się ukryć ból. Więc dlatego tak chętnie chciał się napić...

– Maestro...

– Czego? – warknął, nalewając sobie wino do lampki i wypijając je jednym wielkim łykiem.

– Mógłbyś odpowiedzieć na jedno moje pytanie tak zupełnie szczerze? – spytałam, siadając na dywanie. – Dlaczego tak bardzo chciałeś grać, skoro wiedziałeś, jak dużo bólu ci to sprawi?

Wziął butelkę wina w dłoń i usiadł koło mnie. Przez chwilę miałam wrażenie, że tkwię w jakimś dziwnym śnie, ale nie. On naprawdę usiadł koło mnie.

– Bo chciałem.

– Ale dlaczego?

Westchnął cicho i wypił kolejną lampkę wina.

– Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.

No tak, prosząc go o szczerą odpowiedź, liczyłam na zbyt wiele. On zawsze, ale to zawsze, albo mnie zbywał, albo po prostu kończył rozmowę. Ach, to było takie denerwujące. Tylko, że tym razem miałam pewną szansę, by z nim otwarcie porozmawiać. Z każdą wypitą lampką wina nie dawał rady utrzymywać swojej maski oziębłości i obojętności. Choć i ja również trochę wypiłam. Może nawet troszkę więcej, niż trochę, bo gdy tylko skończyliśmy wino, z niemal radością odkryłam, że jedna z szafek w jego pokoju skrywała mnóstwo butelek rozmaitych trunków, od koniaków i whisky, po absynt i domowe nalewki. Niemal wszystkiego miałam okazję spróbować.

– Jestem śpiąca – mruknęłam, kładąc się na dywanie. – A ty?

– Nie wiem.

– A odpowiesz mi kiedyś innymi słowami?

– Nie wiem.

– Jesteś zabawny! – parsknęłam śmiechem i przewróciłam się na drugi bok, by oprzeć się policzkiem o jego kolano. – I pijany.

– Ty też.

Poderwałam się z ziemi i przyjrzałam mu uważnie. Ja? Pijana? Ależ skąd! Ja nigdy nie byłam pijana! Och, co za okropne pomówienie! I podłość!

– A masz jeszcze trochę tego dobrego czegoś? – spytałam, wskazując palcem na jedną z pustych butelek. – Masz?

W zastanowieniu spojrzał na szafkę, po czym również położył się na dywanie.

– Mam. Możesz... sobie wziąć – wymruczał cicho, przez co ledwo go zrozumiałam.

– Mmm... Nie. Nie chcę pić bez ciebie. Nie lubię nic robić sama, wiesz? Nawet spać chodzę z pluszowym misiem, którego dostałam od mamy, kiedy miałam roczek! Albo przytulam się do poduszki.

– Na podłodze nie ma żadnej poduszki.

– Och, żaden problem! – zawołałam, podnosząc się na łokciach, by zawisnąć tuż nad jego twarzą. – Ty możesz być moją poduszką! Ale najpierw bym sobie jeszcze coś wypiła, ty też, prawda?

Doczołgałam się do szafki i wyjęłam z niej ostatnie dwie małe butelki whisky. Otworzyłam je w zębach i znów usiadłam koło Salieriego, który zdążył już podnieść się z ziemi i wyciągnąć w moją stronę rękę.

– A mówiłeś, że nie chcesz pić! – zaśmiałam się i podałam mu butelkę. – Jesteś perfidnym oszustem. Ale bardzo lubię twoją szafę. Będę musiała do ciebie częściej przychodzić i będziemy mogli razem pić do samego rana! Och, to jest pomysł idealny!

Nachyliłam się nad jego uchem.

– Tylko będziesz musiał zrobić małe zakupy – mruknęłam cicho i oparłam się rękoma o jego ramiona, by móc utrzymać równowagę – bo wiesz, wypiliśmy już wszystko.

Nie zrozumiałam, co mi odpowiedział. I zupełnie nie kontrolując już swoich działań, położyłam się na jego piersi i przeciągnęłam leniwie.

– Dobranoc...

It's never too lateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz