Rozdział 14

120 13 3
                                    

- Elieeeeee!

Mrucząc coś niezrozumiale przewróciłam się na bok i zakryłam głowę poduszką. Miałam jednak świadomość tego, Kerstin nie da się tak łatwo zignorować, jeśli chciała mnie obudzić, nic jej w tym nie mogło przeszkodzić.

- Nie możesz spać do południa! - zawołała, otwierając drzwi.

Nim się zorientowałam, wskoczyła na łóżko i zaczęła mnie łaskotać.

- No już, wstawaj!

Chwyciłam poduszkę, którą miałam najbliżej i rzuciłam nią w jej stronę. Zupełnie nie spodziewałam się tego, że przy uderzeniu rozerwie się. Całe pierze wyleciało w górę, spawając naprawdę powoli, jakby unosząc się w powietrzu. Obie, zafascynowane niemal lewitującymi piórkami, usiadłyśmy koło siebie i przypatrywałyśmy się temu zjawisku.

- Wilson nas zabije - powiedziała spokojnie, uważnie obserwując biały puch, który spadł jej na nos.

- Myślisz, że wyprawi nam godny pogrzeb?

- Nie sądzę.

Kichnęła głośno i zdmuchnęła piórko z nosa.

- Chciałaś iść dzisiaj do pałacu - przypomniała mi Kerie. - Jest już jedenasta, a mówiłaś, że chciałaś iść rano.

Spojrzałam na nią zaskoczona. Naprawdę, byłam przekonana, że wcześniej żartowała, mówiąc o tym, że jest już południe.

- A po co tam idziesz?

- Spotkać się z kimś.

Jej oczy rozbłysły radością, wstała i pociągnęła mnie za rękę, przez co niemal wypadłam z łóżka.

- W takim razie chodź! Musisz wyglądać ładnie, a nie jak rozczochrany potwór z Loch Ness! A z kim się spotykasz? Nie mówiłaś wcześniej, żeby ktoś ci się spodobał i...

Położyłam palec na jej ustach, zatrzymując słowotok.

- Kerie, ja nie idę na randkę - powiedziałam rozbawiona, gdy zobaczyłam rozczarowanie na jej twarzy.

- Więc na co?

- Idę spotkać się z maestro Salierim, mam do niego kilka spraw.

Zrobiła duże oczy i uśmiechnęła się szeroko.

- No to czyli w pewnym sensie idziesz na randkę!

- Kerie, nie idę...

- Oj no nie mów, że ci się nie podoba - zaśmiała się, ciągnąc mnie w kierunku toaletki.

- Kto ci się nie podoba? - spytał Willy, stając w otwartych drzwiach.

Zlustrował pokój wnikliwym spojrzeniem, gdy tylko zobaczył pióra, walające się po całej podłodze, wywrócił oczami i westchnął ze znużeniem.

- Elie idzie się spotkać z Salierim i...

- Z kim, przepraszam? - spytał zaskoczony, przyglądając się uważnie swojej kuzynce.

- No przecież mówię, że z maestro Salierim.

Tym razem to mnie zlustrował zaskoczonym spojrzeniem, które z czasem zamieniło się w niezbyt dobrze ukrywaną złość.

- Po co?

- Przypominam ci Willy, że jestem główną śpiewaczką, a doskonale wiesz, że nie potrafię czytać nut i...

- I to on ma cię tego nauczyć? - parsknął Wilson, krzyżując ręce na piersi. - Nie sądzę, żeby to była odpowiednia osoba.

- Dlaczego?

It's never too lateWhere stories live. Discover now